Nieumyślne potrącenie psa czy jeża nie jest karalne. Za ucieczkę grzywna nawet do 5 tys. zł
Zwierzę potrafi się pojawić przed maską samochodu w ułamku sekundy. Od refleksu kierowcy zależy, jak tragiczne w skutkach okaże się to spotkanie. Jeśli pies, jeż czy sarna odniosły w wyniku zderzenia rany, bezwzględnym obowiązkiem kierowcy jest udzielenie mu pomocy – dokładnie tak, jak gdyby ofiarą był inny człowiek.
03.05.2018 | aktual.: 04.05.2018 14:12
Kolizja ze zwierzęciem jest niebezpieczna dla obu stron, niemniej o ile nie można oczekiwać refleksu i zachowania zimnej krwi przez zwierzę, to od kierowcy już jak najbardziej. Niezależnie od tego, czy to pies nagle wybiegnie na drogę i kierowca nie zdąży go wyminąć lub się zatrzymać, czy też potrącenie wynika z winy człowieka, kierujący pojazdem ma obowiązek zatrzymać się i udzielić pomocy. Procedura jest taka sama jak w wypadku z udziałem ludzi.
- W pierwszej kolejności kierowca i podróżujące z nim osoby mają obowiązek zabezpieczenia miejsca zdarzenia tak, by nie stanowiło zagrożenia dla innych użytkowników drogi – wyjaśnia Patryk Polit z łódzkiego Animal Patrol, czyli oddziału Straży Miejskiej, który niesie pomoc zwierzętom. – Następnie należy powiadomić służby. Jeśli do zdarzenia doszło w mieście, dzwonimy do Straży Miejskiej lub na policję, a gdy miało miejsce poza terenem zabudowanym – do nadleśnictwa.
Skoro zasady postępowania są takie same jak przy innych zdarzeniach, to kierowca powinien włączyć światła awaryjne i wystawić trójkąt ostrzegawczy. Nie zaszkodzi też założenie kamizelki odblaskowej, by być bardziej widocznym dla innych kierowców.
Rzecz jasna, kierowca nie musi wiedzieć, do którego nadleśnictwa należy odcinek, na którym doszło do potrącenia łosia lub sarny. W takiej sytuacji prawidłowym krokiem jest dokonanie zgłoszenia pod numerem alarmowym 112.
Kierowca nie może tłumaczyć swojej bierności tym, że uznał, że nie będzie zawracał głowy policjantom czy operatorom numeru alarmowego potraceniem zwierzęcia i odciągał ich tym samym od poważniejszych, w jego mniemaniu, spraw.
Wzywając pomoc, kierowca powinien powiedzieć, gdzie się znajduje. Jeśli ma w telefonie nawigację, nie powinno to sprawiać problemów. Gdy ten sposób nie działa, należy poszukać słupka kilometrowego.
Nie ma mandatu za nieostrożność. Ucieczka to już wykroczenie
Nie należy bać się dzwonić po pomoc, bo za nieumyślne potrącenie nie jest przewidziana żadna kara. Co innego - niepodjęcie żadnych działań.
Ucieczka z miejsca zdarzenia i pozostawienie zwierzęcia bez pomocy to wykroczenie, za które przepisy przewidują karę grzywny do 5 tys. zł lub karę pozbawienia wolności. Znacznie poważniej ustawa o ochronie zwierząt traktuje kierowców, którzy celowo potrącili zwierzę. Niestety, takich przypadków nie brakuje i są kierowcy, którzy widząc przechodzącego przez ulicę psa czy kota, dociskają pedał gazu i kierują się wprost na Bogu ducha winne zwierzę.
Tak jak rolnik, który w 2016 r. widząc bezpańskiego psa na ulicy w Janowie Lubelskim, celowo zjechał na lewy pas i go potrącił. Miał pecha, bo zdarzenie widzieli świadkowie. Kierowca uciekł, ale internauci pomogli go namierzyć. Pies miał złamany kręgosłup i trzeba go było uśpić.
Bezduszność kosztowała go 5 tys. zł, musiał też pokryć koszty postępowania sądowego.
Znowelizowana niedawno ustawa o ochronie zwierząt podnosi odpowiedzialność za takie okrutne zachowania – do więzienia można trafić na 3 lata. Trudność polega na udowodnieniu, że potrącenie było intencjonalne, a nie tylko przypadkowe.
Ranne zwierzęta trafiają do klinik weterynaryjnych, które mają umowę z miastem. Jeśli ofiarą wypadku jest dzikie zwierzę, to dochodzić do zdrowia może w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym. Działają w całym kraju. Za cel stawiają sobie przywrócenie rannych zwierząt do powrotu do życia w naturze, ale gdy to niemożliwe, szukają dla nich miejsca w ogrodach zoologicznych.
Dobry kierowca musi być wyczulony nocą
Najwięcej wypadków z udziałem dzikich zwierząt zdarza się po zmierzchu. Prosta, pusta droga, nikogo z naprzeciwka, więc kierowca włącza długie światła – i czuje przyzwolenie na szybszą jazdę. Zapomina, że noc to czas wędrówek zwierząt, które za nic sobie mają ludzkie zasady ruchu drogowego.
Niby każdy kierowca wie, że na leśnej drodze może się nagle pojawić zwierzę (przypominają o tym znaki drogowe, ale nawet w ich braku zdrowy rozsądek jest w cenie), ale ignoruje to potencjalne niebezpieczeństwo. Tymczasem trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, przebiegające przez jezdnię zwierzę (niekoniecznie dzikie), które zostaje oślepione światłami, może znieruchomieć. Przez ułamek sekundy rozpędzony kierowca będzie widział świecącą parę oczu i tylko refleks uchroni go przed zderzeniem.
Po drugie, dzikie zwierzęta przemieszczają się stadami. Jeśli sarna przebiegła nam przed maską, to warto założyć, że w ślad za nią podążać będą kolejne, więc należy zwolnić.
Strażnicy od zwierząt
Coraz częściej w strukturze straży miejskiej wyodrębnia się specjalne jednostki, które niosą pomoc zwierzętom. Wynika to ze zwiększającej się liczby interwencji. Ludzie są świadomi, że znęcanie się nad zwierzętami to przestępstwo jak każde inne i nie można przymykać na nie oczu tylko dlatego, że ofiarą nie jest człowiek, lecz kot czy jeż.
Ilość pracy rośnie lawinowo. W łódzkim Animal Patrol pracuje w systemie całodobowym 14 funkcjonariuszy, którzy miesięcznie podejmują 500-600 interwencji. Dotyczą one najczęściej porzuconych lub znajdujących się bez nadzoru zwierząt domowych, ale wezwań do wypadków też jest wiele.
Warszawski Ekopatrol otrzymuje zgłoszenie średnio co 13 minut. W 2017 r. było ich 38 680. To o 31 proc. więcej niż 5 lat temu, co jest doskonałym dowodem na to, jak bardzo wzrasta wrażliwość ludzi na krzywdę zwierząt i jak ważną rolę ma do odegrania ten oddział straży miejskiej.
Skoro najwięcej interwencji dotyczy błąkających się bez opieki zwierząt, to szczególnie dużo pracy strażnicy mają latem, gdy nieodpowiedzialni właściciele psów, rzadziej kotów, porzucają zwierzaka przed wyjazdem na wakacje.
- Spiętrzenie pracy w miesiącach letnich wynika też z faktu, że ludzie więcej czasu spędzają na dworze, więc błąkające się psy bardziej zwracają ich uwagę niż zimą – wyjaśnia Patryk Polit. Pracowite są też zazwyczaj pierwsze dni po Nowym Rok. Zwierzęta płoszą się, słysząc petardy i wtedy uciekają.
Patryk Polit dodaje, że strażnicy regularnie kontrolują, czy zwierzęta domowe znajdują się w dobrych warunkach i jest to reakcja na zawiadomienia pochodzące od sąsiadów. Z reguły kończy się na pouczeniu właściciela, że pies nie może całego życia spędzić na przykrótkim łańcuchu, ale nierzadko okazuje się, że donos był elementem sąsiedzkich złośliwości, bo w rzeczywistości nie dzieje się nic niepokojącego.
Patrole regularnie odławiają też zwierzęta. Słowo brzmi nieco obco, potocznie mówi się o „wyłapywaniu” zwierząt. Dotyczy to przede wszystkim zwierząt bezdomnych, które są następnie odwożone do schroniska, ale też dzikich. Blisko połowa odławianych przez stołeczny Ekopatrol zwierząt to nie błąkające się psy i koty, ale ptaki.
Niezależnie od apeli, by w okresie lęgowym nie zabierać piskląt, w ludziach wciąż pokutuje przekonanie, że jeśli pisklę przebywa bez rodziców, to dzieje mu się krzywda i wymaga pomocy.
- Ludzie przenoszą je w inne miejsca, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób bardziej szkodzą niż pomagają. Młode ptaki nie są same – rodzice bardzo często pozostają w bezpośrednim sąsiedztwie i interwencja człowieka w takich przypadkach nie jest konieczna, wręcz odwrotnie – mówi Agata Bitnerowska, kierownik Referatu ds. Ekologicznych Straży Miejskiej m. st. Warszawy.
**Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl