Niewiarygodne banki

Agencje ratingowe przeprowadziły w czerwcu całą serię obniżek ocen banków. Dla banków działających w Polsce oznacza to kontynuację tendencji, która zaczęła się w 2008 roku
Pierwsze obniżki ratingów nastąpiły w Polsce, podobnie jak na całym świecie, po upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers – jesienią 2008 roku.

Niewiarygodne banki
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

06.07.2012 | aktual.: 09.07.2012 13:42

Informacja o bankructwie amerykańskiego giganta została podana przez serwisy informacyjne kilka dni po tym, gdy Donald Tusk zapowiedział na Forum Ekonomicznym w Krynicy, że w 2011 roku Polska wejdzie do strefy euro. Zapowiedź ta bardzo dobrze oddaje nastroje, jakie wtedy panowały. Banki działające w Polsce mogły się wtedy pochwalić wydawanymi przez Moody’s ocenami dla depozytów długoterminowych na poziomie powyżej A2 – nawet do Aa3, oraz ratingami długoterminowymi podmiotu wydawanymi przez Fitch od A do AA+. Później było już tylko gorzej. Obecnie oceny Moody’s tych samych banków mieszczą się w przedziale Baa3 – Baa1, a Fitcha od BBB do A.

Bez refleksji

Komisja Nadzoru Finansowego zgodnie z jednym ze swoich zadań, jakim jest dbanie o stabilność polskiego rynku finansowego, próbuje uspokoić klientów banków, zapewniając, że funkcjonujące na naszym rynku banki są stabilne, a ostatnia, czerwcowa obniżka została dokonana niejako automatycznie, bez szczegółowego badania naszych podmiotów, a jedynie w oparciu o badanie ich spółek matek. Pytanie tylko, dlaczego agencje popełniają ten sam „błąd” od 2008 roku. Fitch, obniżając rating Citi Handlowego w grudniu 2011 r. napisał: „Powyższa zmiana ratingów jest konsekwencją zmiany ratingu Citigroup, strategicznego akcjonariusza banku”. Podobne uzasadnienie można było przeczytać w marcu 2009: „Powyższa zmiana ratingów jest konsekwencją decyzji ratingowej Moody’s dla spółki matki – Citigroup Inc. i Citibank N.A.” To samo w uzasadnieniu obniżki dla ING Banku Śląskiego ze stycznia 2009 r. – „Zmiana ratingów banku wynika przede wszystkim ze zmiany ratingów dla Grupy ING oraz jej podmiotów, m. in. dla dominującego akcjonariusza
ING BSK, tj. banku ING Bank NV”. Identyczne zwroty można znaleźć w kolejnych komunikatach.

Skoro takie same uzasadnienia utraty wiarygodności przez polskie banki można przeczytać w latach 2009, 2011 i 2012, to oznacza, że pomimo wskazań agencji, co należy poprawić, żeby ocena wzrosła – uniezależnić polskie banki od wsparcia zagranicznego – nic takiego w ciągu minionych 4 lat nie nastąpiło. W dalszym ciągu agencje oceniają, że obowiązujące regulacje i struktura kapitałowa polskich banków narażają je na zagrożenie utraty kapitału niezbędnego do refinansowania udzielonych kredytów.

Brak zmian doprowadził już niektóre działające w Polsce banki na skraj oceny śmieciowej. Agencja ratingowa Fitch obniżyła długoterminowy rating Banku Zachodniego WBK SA z poziomu A- do poziomu BBB. Tym samym papiery wartościowe emitowane przez bank mają najniższą ocenę inwestycyjną, a Fitch nie wykluczył dalszego obniżenia ratingu BZ WBK. Będzie to możliwe w przypadku zaostrzenia kryzysu w strefie euro, co mogłoby się przyczynić do zwiększenia rezerw w wyniku mniejszego wsparcia z zewnątrz. Agencja Fitch zwróciła też uwagę, że dalsze pogorszenie profilu kredytowego Hiszpanii oraz Banku Santander może nieznacznie zwiększyć ryzyko rozprzestrzeniania się problemów finansowych na BZ WBK oraz ryzyko związane z realizacją transakcji połączenia. Dlatego rating BZ WBK może ulec obniżeniu pod wpływem obniżenia ratingu Banku Santander do poziomu poniżej poziomu inwestycyjnego. Na dodatek agencja dodaje, że podwyższenie ratingu BZ WBK jest mało realne w krótkim i średnim czasie ze względu na wyzwania związane z
połączeniem z Kredyt Bankiem, umiarkowanie negatywny wpływ połączenia oraz jakość profilu kredytowego Banku Santander.

Brak kapitału

Dalsze obniżki oznaczałyby, że banki działające w Polsce miałyby bardzo niewielkie możliwości pozyskiwania kapitału na refinansowanie już udzielonych kredytów i musiałyby rozpocząć walkę o depozyty. Posiadający oszczędności oczywiście w pierwszym etapie ucieszyliby się z takiego obrotu sprawy, ale dla potrzebujących kredytów firm w wielu przypadkach oznaczałoby to bankructwo. Polska gospodarka wpadłaby w typowe błędne koło. Banki ograniczyłyby podaż kapitału, więc gospodarka zahamowałaby. W efekcie portfel kredytowy pogorszyłby się i mogłoby dojść do tzw. credit crunch, czyli całkowitego zastopowania akcji kredytowej. Gospodarka zaczęłaby się kurczyć, a to mogłoby doprowadzić do bankructwa niektórych banków. Depozyty są wprawdzie gwarantowane do 100 tys. euro, ale czy państwo ogarnięte kryzysem gospodarczym, będzie w stanie te gwarancje spełnić? Wbrew uspokajającym komunikatom KNF, zaniepokojenie dostępnością kapitału zaczynają sygnalizować sami bankowcy.

– Nie ma złudzeń, koszty finansowania działalności gospodarczej będą rosły. Banki na Zachodzie skupią się bardziej na odbudowywaniu kapitałów, a nie na kredytowaniu – powiedział Businesstoday.pl Krzysztof Kalicki, prezes Deutsche Bank Polska, potwierdzając opinię agencji.

– Możliwości pozyskiwania kapitału z rynku są ograniczone, więc banki będą sprzedawały niektóre aktywa, będą starały się skupić na wybranych rynkach – powiedział Richard Gaskin, prezes Banku BPH należącego do amerykańskiego General Electric „Gazecie Wyborczej”. – Sądzę, że to zakończy erę tzw. europejskich banków – różne przepisy w poszczególnych krajach, różne waluty, różne kultury. W trudnych czasach łatwiej zarządzać w miarę jednorodnym biznesem, i wydaje mi się, że w takim kierunku będą sterowały największe banki w Europie. Np. niedawno z Rosji wycofały się tak wielkie brytyjskie banki jak HSBC czy Barclays.

Dodał też, że w tych warunkach powstałą lukę mogą próbować wypełnić instytucje z Rosji i Chin. W Polsce może to powodować dodatkową niepewność wśród klientów, wynikającą z nieufności do jakości produktów pochodzących z tych rynków. Skorzystać więc na tym mogą instytucje finansowe stworzone w oparciu o polski kapitał, które nie tracą wiarygodności na skutek problemów strefy euro.

Na problemy z kapitałem zwracali uwagę już w maju uczestnicy II Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie. Stwierdzili, że problemem dla sektora bankowego w Polsce jest brak długoterminowych pasywów oraz uzależnienie banków od zagranicznego finansowania spółek macierzystych i pieniądza depozytowego, co wiąże się z ryzykiem niebezpiecznie wysokiego oprocentowania lokat bankowych.

Niebezpieczna unia bankowa

Problem w tym, że w Unii Europejskiej rozważana jest teraz jako panaceum na kryzys unia bankowa. Jej powstanie oznaczałoby, że międzynarodowe korporacje bankowe przeszłyby pod europejski nadzór, który pilnowałby płynności w całych grupach, a nie poszczególnych spółkach. Oznaczałoby to, że działające w Polsce banki o międzynarodowym kapitale nie podlegałby polskiemu nadzorowi.

– Kwestia przeniesienia zarządzania kapitałem i płynnością z poziomu spółek na poziom całych grup jest rzeczywiście zagrożeniem dla Polski – mówi Zbigniew Jagiełło, prezes PKO Banku Polskiego. – Tego typu regulacje idące w sukurs globalnym graczom dla nas oznaczałyby wyrzeknięcie się pewnego elementu suwerenności systemu finansowego. Dopóki jesteśmy uzależnieni od finansowania kapitałem zewnętrznym, nie powinniśmy się na takie rozwiązania godzić. Proponowane zmiany zwiększają ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej, w tym również bankowej w Polsce, bo wystawiają nasz rynek na szoki płynnościowe. Narażają także na straty mniejszościowych akcjonariuszy banków notowanych na giełdzie. Uważam także, że zarządzanie płynnością na poziomie grupy kapitałowej powinno się odbywać tylko w ramach jednego obszaru walutowego. W przeciwnym wypadku transfer płynności z Polski do innego kraju odbywałby się bowiem poprzez wymianę złotego na inną walutę, a to z kolei istotnie wpływałoby na jego kurs. Kluczowy jest także
udział kapitału zagranicznego w lokalnym sektorze finansowym. Polski sektor bankowy w około 2/3 jest własnością kapitału zagranicznego, w zdecydowanej większości pochodzącego z krajów członkowskich Unii Europejskiej. Oznacza to, że w przypadku kłopotów banków w UE nasz system finansowy może doznać poważnego szoku. – W odpowiedzi na kryzys określenie „upadłość banku” stało się niemodne i niepożądane zarazem – pisze Małgorzata Zaleska, członek Zarządu NBP. – W związku z tym coraz większą uwagę zaczęto skupiać na działaniach, które mogłyby doprowadzić do uporządkowanej likwidacji dużego banku, działającego w skali ponadnarodowej. Idea ta mieści się w szerszej koncepcji, określanej jako resolution fund. W tym celu przewiduje się m.in.: wprowadzenie wymogu przygotowania programu działań nadzorczych w stosunku do każdego banku, konieczność opracowania planów sanacji (w celu rozwiązania problemów, które mogą wystąpić w zależności od rozwoju wypadków) oraz planów uporządkowanej likwidacji każdego banku, a ponadto
umożliwienie transferu aktywów w ramach grupy, w sytuacji kiedy poszczególne podmioty należące do grupy mają problemy z płynnością. Ostatni z pomysłów jest szczególnie dyskusyjny, bowiem umożliwia patrzenie na problemy z punktu widzenia podmiotu dominującego i pomija w zasadzie zdanie nadzoru lokalnego. Oznacza to potencjalne zwiększenie roli nadzorcy macierzystego, kosztem lokalnego, co w przypadku polskiego sektora bankowego jest szczególnie istotne (duży udział kapitału zagranicznego). Ponadto, oznacza świadome dopuszczenie możliwości stabilizacji systemu bankowego jednego kraju kosztem destabilizacji w innym kraju.

Bezpieczne, bo polskie

W tej sytuacji wydaje się, że jesteśmy świadkami istotnej zmiany oceny tego, które instytucje finansowe dają większe bezpieczeństwo oszczędnościom Polaków. Na początku lat 90., gdy kolejne polskie banki upadały lub okazywały się piramidami finansowymi, znana międzynarodowa marka nad drzwiami banku była gwarantem bezpieczeństwa lokowanych tam środków. Teraz bezpieczeństwo gwarantują instytucje, które akcję kredytową kreowały w oparciu o rodzimy kapitał. Nie muszą one obecnie z niepokojem oczekiwać, czy otrzymają środki na refinansowanie już udzielonych kredytów.
– Rozpoczął się zapowiadany przez Komisję Europejską etap drenażu banków zagranicznych obecnych w Polsce z naszych kapitałów przez ich obecnych właścicieli – zagraniczne centrale – komentuje Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-ów. – Mówi się nawet o odpływie do Paryża, Berlina, Rzymu, Amsterdamu czy Madrytu, w ostatnich tygodniach i miesiącach, nawet 15-20 miliardów złotych. Ten proceder trwa nadal i jego skala będzie rosła. Również ostatnie osłabienie polskiego złotego mogło być tym spowodowane. Zamieniano złotego na waluty. Czy wyfruną w ten sposób wszystkie nasze pieniądze?


*Prof. Krzysztof Rybiński, rektor Uczelni Vistula: *
– Inwestycje kapitału zagranicznego w sektorze bankowym w Europie Środkowo- Wschodniej oraz w Polsce osiągnęły skalę niespotykaną w historii świata. Jeszcze nigdy, nigdzie, kapitał zagraniczny nie uzyskał pozwolenia aby przejąć od 75 do prawie 100 proc. sektora bankowego w danym kraju, a tak stało się w krajach naszego regionu. Nasze banki, surowo nadzorowane, nie robiły głupstw, prowadziły stabilny biznes, osiągały wysokie dochody, mają i miały wysokie kapitały. Jednak nawet wyjątkowo grzeczne i zdolne dziecko, jeżeli ma matkę pijaczkę to w końcu oberwie, na przykład matka-pijaczka zabierze mu tornister z książkami, sprzeda na bazarze, a pieniądze przepije. I jak potem to dziecko ma się uczyć bez książek? Tak jest w przypadku naszych banków, ich banki matki w krajach strefy euro zachowywały się skandalicznie. Inwestowano oszczędności w wątpliwej jakości kredyty finansujące bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości, stosowano zabiegi z obszaru kreatywnego budżetowania, żeby jeszcze bardziej obniżyć wartość
kapitału banku potrzebnego do prowadzenia biznesu. Potem wystarczył niewielki szok, i całe sektory bankowe w wielu krajach upadły.

Niestety, pomimo tego, że nasze banki są samodzielnymi podmiotami funkcjonującymi na podstawie polskiego prawa, nadzorowanymi przez polską Komisję Nadzoru Finansowego, to ich rating jest zależny od ratingu spółek matek. Innymi słowy, agencje ratingowe przyjęły metodę, według której córka matki-pijaczki jest z automatu pijaczką, bez względu na to, czy faktycznie tak jest czy nie.

Takie podejście agencji ratingowych powinno nas ostrzec przez dalszą integracją sektora bankowego w ramach Unii Europejskiej. Polska powinna z całych sił protestować przeciwko utworzeniu unii bankowej, bo wtedy euromatoły, które dopuściły do kryzysu bankowego w Europie zachodniej, będą nadzorowały też polskie banki, a matki-pijaczki będą mogły bezkarnie sprzedać na wódkę nie tylko tornister, ale też ubranie swoich córek. Najwyższy czas, aby polski rząd zaczął planować działania, które pozwolą uwolnić córki od wpływu matek pijaczek, a euromatoły zamiast biadolić o unii bankowej, niech wyślą pijaczki na skuteczną kurację odwykową.

*Iwona Duda, była wiceprzewodnicząca KNF i KNUiFE: *
– Obniżka oceny wiarygodności czterech polskich banków, której dokonały w ubiegłym tygodniu agencje ratingowe Fitch i Moody’s, elektryzuje rynek i jego obserwatorów. Mimo iż wskazuje się, że taka zmiana ratingów to konsekwencja obniżki oceny siły finansowej zagranicznych akcjonariuszy, to jednak mamy do czynienia z zagrożeniem.
Przy tej okazji po raz kolejny warto zwrócić uwagę na strukturę właścicielską polskiego sektora bankowego i wynikające stąd konsekwencje. Około dwóch trzecich sektora bankowego pozostaje w rękach zagranicznych właścicieli. Polskie banki są spółkami córkami dużych europejskich banków przeżywających teraz trudności. I o ile same banki z polskiego sektora bankowego są w dobrej kondycji – z rentownością kapitału własnego na poziomie 15 proc., przy współczynniku kapitału podstawowego tier 1 wynoszącym ponad 12 proc., polski system należy do lepiej skapitalizowanych w regionie – to o wiele gorsze są warunki na świecie, a zwłaszcza w Europie. Banki macierzyste borykają się z trudnościami na własnym terenie. EBOR w swoich opracowaniach wskazywał, że z powodu własnych kłopotów zagraniczne macierzyste grupy kapitałowe mogą nie wesprzeć w potrzebie swoich spółek córek lub nawet odessać z nich kapitał. Cała Europa Środkowa jest narażona na zamrożenie akcji kredytowej przez banki zachodnie, jak również na wyprzedaż ich
podmiotów zależnych. Pozostaje otwarte pytanie o dalszą obecność owych grup w Polsce, w obliczu kłopotów we własnych krajach. Presja na poprawę kapitalizacji banków macierzystych może skłaniać niektóre z nich do pozbywania się podmiotów podrzędnych.

Problem zdominowania polskiego sektora bankowego przez kapitał zagraniczny nie jest nowy. Nowym zagrożeniem w tym układzie kapitałów jest zamiar wprowadzenia zarządzania płynnością i wypłacalnością banków z poziomu całej grupy kapitałowej, a nie poszczególnych podmiotów, który pojawia się na gruncie prac w zakresie regulacji wspólnotowych. Dlatego tak ważne jest aktywne i skuteczne działanie polskich przedstawicieli na forum Unii Europejskiej przy opracowywaniu rozwiązań mających „uzdrowić” rynek bankowy, w tym określających pozycję, rolę i uprawnienia nadzorcy krajowego.
Aktualnej obniżce ratingów polskich banków nadaje się znaczenie reputacyjne – kwestią otwartą pozostaje dalszy kształt i kierunki rozwoju polskiego sektora bankowego.

*Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-ów: *
– Czy lokujący swoje oszczędności w bankach w Polsce mogą być spokojni? Nie. Zostaną nam banki wydmuszki. Zabierają nam nawet logo Pekao SA – sympatycznego żubra, króla Puszczy Białowieskiej. Włoski Unicredit zaserwował nam, nie pytając swych klientów o zdanie, obrzydliwą czerwoną jedynkę. Nie chcą naszego żubra, to może nie chcą i naszych oszczędności? Albo więc zostawią nam choćby namiastkę naszej tradycji i polskości, albo trzeba będzie się lepiej rozejrzeć dookoła. Bank Transfer Day, czyli Dzień Rozstania z Bankiem, możliwy jest nie tylko w USA. Tym bardziej, że straty zagranicznych banków komercyjnych spowodowane groźbą bankructwa całego sektora budowlanego w Polsce będą dla banków wielomiliardowe. Odpisy i rezerwy będą ogromne. Są w Polsce pojedyncze banki, które pożyczyły budowlance i deweloperom nawet do 10-15 miliardów złotych. Z banków zagranicznych w Polsce odpłynęło już blisko 25 proc. depozytów i lokat ulokowanych w polskich spółkach córkach do zagranicznych banków matek. To bardzo groźne i
niebezpieczne w skutkach zjawisko, przed którym wielokrotnie ostrzegałem. A mają co wycofywać z krajów Europy Środkowo- -Wschodniej, w tym z Polski, zagraniczne centrale banków. Banki w Polsce są zadłużone, m.in. w swych centralach zagranicznych, na gigantyczną kwotę 55 miliardów euro – czyli blisko 250 miliardów złotych. Austriackie banki zainwestowały w Europie Środkowo- -Wschodniej aż 266 miliardów euro, a mając obniżane ratingi, będą ściągać kasę do siebie. Podobne, a nawet jeszcze większe kwoty zainwestowali Włosi, Niemcy, Holendrzy i Hiszpanie. Teraz zabierają swoje zabawki, bo zyski z ostatnich 20 lat już dawno tam są. Polaku, jedź do Hiszpanii, Portugalii czy Włoch, bo twoje pieniądze już tam są lub wkrótce będą – to hasło może nabrać za chwilę prawdziwego dramatyzmu. Banki zagraniczne w Polsce nie traktują poważnie polskiego nadzoru – KNF, odbiorą swoje dywidendy i wyślą je z Polski za granicę, m.in. do tonącego hiszpańskiego sektora bankowego, który potrzebuje natychmiast 150-200 miliardów euro.
Panika na rynku bankowym jest coraz większa, kolejki przed bankami w Hiszpanii, Grecji, Portugalii, Włoszech, a nawet Francji rosną. Tylko Polacy i polskie firmy ciągle zanoszą swoje niewielkie przecież oszczędności do kas zagranicznych banków obecnych nad Wisłą – to już blisko 690 miliardów złotych. Paradoks, absurd, niewiedza czy cisza przed burzą?

Autorzy: Renata Moroz, Maciej Goniszewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)