Odszkodowanie za wypadek. Kto zapłaci, gdy "zawini" drzewo?
Nie tylko spróchniałe czy połamane stwarza niebezpieczeństwo. Drzewo wyglądające z pozoru na zdrowe także może być przyczyną wypadku.
10.10.2016 18:36
I choć trudno zapobiec wszystkim sytuacjom związanym z upadkiem konarów, gospodarz terenu powinien wyeliminować zagrożenie życia lub zdrowia - pisze "Rzeczpospolita".
Im więcej osób pojawia się pod drzewami, tym większa odpowiedzialność spoczywa na ich właścicielu. Powinien on podjąć wszelkie starania, aby ograniczyć ewentualność spowodowania choćby uszczerbku na zdrowiu. W innym razie może zostać obarczony odpowiedzialnością za zdarzenie. Udowodnienie winy nie zawsze jest jednak łatwe.
– W praktyce sądy badają wszelkie okoliczności, a więc czy właściciel doglądał drzew i czy mógł dostrzec ich słabe strony, a jeśli np. w mieście czy w parku obowiązywały jakieś dodatkowe zasady pielęgnacji lub kontroli drzew, to czy ich przestrzegał – wskazuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" mecenas Izabella Polszakiewicz-Zabrzeska.
W środę ruszył proces w sprawie tragicznego wypadku w Szczawnie Zdroju. Czteroletnia Ola zginęła w parku miejskim, przygnieciona przez konar drzewa. Do zdarzenia doszło, gdy dziewczynka pozowała do zdjęcia przy deptaku na tle rozgałęzionej lipy. Teraz rodzice domagają się od gminy zadośćuczynienia w wysokości 2 mln zł, a także zwrotu 12 tys. zł, które wydali na konsultacje z psychologami po śmierci dziecka.
- Odpowiedzialności gminy upatrujemy w nienależytym zabezpieczeniu drzewa, niedostatecznej jego pielęgnacji i słabości lin podtrzymujących konar, co skutkowało przewróceniem się jednego z pni, a w konsekwencji śmiercią dziecka - tłumaczy Monika Wypych-Jezierska, mecenas reprezentująca rodziców.
Zaniedbania doszukiwano się także w sprawie, która kilka lat temu toczyła się w krakowskich sądach. Kobieta próbowała ominąć drzewo powalone na drodze i wjechała na skarpę, w wyniku czego została poturbowana. Pozwała Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, a także nadleśnictwo. Sąd zdecydował, że do wypadku doszło w związku z działaniem Lasów Państwowych i zasądził zadośćuczynienie w wysokości 200 tys. zł. Powód? Niedbalstwo. Drzewo było podatne na powalenie przez wiatr i obumierające, czego oznaką było słabe ulistnienie.
GDDKiA nie miała związku ze zdarzeniem, ponieważ drzewo rosło poza pasem drogowym i obszarem zarządzanym przez instytucję. W odniesieniu do Lasów Państwowych natomiast Sąd Apelacyjny wydał opinię, że pracownicy nie byli w stanie odpowiednio wcześnie rozpoznać zagrożenia i podjąć czynności zapobiegających. W ocenie instytucji, nie sposób postawić wymaganie bezustannego monitorowania stanu drzew wzdłuż drogi i działania z dnia na dzień. Powództwo zostało więc oddalone, a za nieszczęśliwy wypadek nikt nie poniósł odpowiedzialności.
Czasem bywa i tak, że na drzewie gołym okiem nie widać objawów słabości. W 2008 roku jedną z takich spraw zajmował się Sąd Najwyższy, sprawdzając kondycję świerku, który spadł na auto jadące szosą przez lasy państwowe. Kierowca zginął na miejscu, a jego małżonka została ranna. Drzewo wyglądało na zdrowe, tymczasem korzenie zaatakowała huba. Sąd Okręgowy i Apelacyjny w Łodzi uznały, że nadleśnictwo ponosi odpowiedzialność za skutki wypadku.
Nie pomogły tłumaczenia, że chorobę można wykryć wyłącznie przy pomocy drogiego urządzenia, czyli specjalnego tomografu komputerowego (rezystografu). Miejscowi leśnicy byli odpowiedzialni za przeprowadzanie badań. Zdaniem Sądu Najwyższego natomiast, żeby mówić o odpowiedzialności nadleśnictwa, należałoby ustalić zasady pielęgnacji drzew. Nie było potrzebnego sprzętu, więc nie można zarzucić podwładnym niedopełnienia obowiązku. Efekt? Skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia.