OFE emerytura: 23 zł 65 gr
Światowy kryzys pogrąża nie tylko naszą gospodarkę, ale też perspektywy na przyzwoite emerytury zarówno dla obecnych, jak i przyszłych emerytów. W lutym ZUS wypłacił pierwszej emerytce z Otwartego Funduszu Emerytalnego świadczenie w „zawrotnej” wysokości 23,65 zł.
19.02.2009 | aktual.: 16.05.2012 17:22
Światowy kryzys pogrąża nie tylko naszą gospodarkę, ale też perspektywy na przyzwoite emerytury zarówno dla obecnych, jak i przyszłych emerytów. W lutym ZUS wypłacił pierwszej emerytce z Otwartego Funduszu Emerytalnego świadczenie w "zawrotnej" wysokości 23,65 zł.
A przecież i tak jest to wysokość zawyżona, gdyż przy wyliczeniu zaniżono przewidywaną długość jej życia, uwzględniając tablice wspólne dla kobiet i mężczyzn. To pewne, że wymiar ten spadłby, gdyby przy tym systemie beneficjentka żyła dłużej niż zakładano. Na dodatek aż jedna piąta kobiet, które w styczniu zgłosiły się po emerytury, nie uzbierały w OFE wymaganej prawem 20-krotności dodatku pielęgnacyjnego i ich oszczędności z OFE wrócą do ZUS.
Jak się wycofać?
Przygnębiające jest również to, że kobiecie o najwyższych zarobkach, która w tym roku może przejść na emeryturę, przez dziewięć lat udało się uzbierać w OFE zaledwie 285 zł. W ubiegłym roku Otwarte Fundusze Emerytalne straciły ok. 22 mld zł. Od tego czasu nie widać, aby zarówno one, jak i rząd zrobił cokolwiek, by to zmienić. Sytuację pogarsza fakt, ze w ramach konstruktywnej współpracy rządu z opozycją, na plan pierwszy wysunięta została kwestia nie zwiększenia efektywności funkcjonowania instytucji finansowych i zbudowania efektywnej infrastruktury rynku kapitałowego, ale częściowego wycofania się z reformy emerytalnej.
Zadbajmy o emerytury
O ile przedstawiony niedawno przez rząd plan antykryzysowy zawiera co prawda jakieś pomysły na ratowanie poziomu deficytu, ale nie widać takich, które miałyby na celu zadbanie o nasze emerytury i efektywność funkcjonowania instytucji finansowych, której brak jest przyczyną kryzysu światowego. Przedstawione pomysły są błędne, gdyż cięcia budżetowe, gdy nie dotyczą wydatków zagranicznych, doprowadzą do przejścia kryzysu w jego następną już fazę.
Schłodzenie aktywności gospodarczej doprowadzi do sytuacji, w której przedsiębiorstwa będą bankrutowały, gdyż po obniżeniu skali produkcji ich zadłużenie w relacji do zredukowanej aktywności okaże się za duże, aby mogli obsługiwać swoje zobowiązania. Nie doprowadzi również do obniżenia kosztów obsługi długu Skarbu Państwa, gdyż banki nie tylko nie chcą pożyczać pieniędzy podmiotom zadłużonym, ale również biednym.
Stracone nie powróci
Spadek wartości OFE to efekt pierwszego etapu kryzysu, kiedy to ze światowej gospodarki „wyparowało” 32 bln USD, a polskie fundusze straciły od lipca 2007 r. 32 mld zł, w tym w styczniu 2009 r. 3 mld zł. Straty te są równoważne jednej czwartej aktywów OFE, których poziom na koniec stycznia wynosił 136,42 mld zł i są na poziomie skumulowanych zysków. Twierdzenia, że straty są przejściowe i po pewnym czasie zostaną odrobione, można porównać do zachowania kogoś, kto poszedł do kasyna i po stracie dorobku całej rodziny mówi: "rzeczywiście straciłem, ale przecież nie będę miał pecha przez cały czas". Może rzeczywiście w przyszłości będzie lepiej, ale nikt nie zwróci tego, co zostało stracone. Jeśli więc nawet w przyszłości nastąpi efektywniejsze pomnażanie pieniędzy, to jedynym pewnikiem jest, że nie z pieniędzy, które już zostały stracone. Jeżeli dany zarząd będzie dobrze zarządzał powierzonymi funduszami, to emerytury będą wyższe, a jeśli źle - to mogą być kolejne straty.
Wielkie obciążenie
Obecne kłopoty budżetu są również przykładem tego, że należy dokończyć reformę systemu emerytalnego. Jeśli weźmiemy pod uwagę - głośną niedawno - dziurę w budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej, to przy okazji ukazana struktura wydatków może budzić obawy, że wojsko w Polsce przestało pełnić rolę potencjalnej obrony w razie wojny, a nabiera charakteru jednostki policyjnej i ekspedycyjnej. Takie wrażenie można odnieść, analizując strukturę wydatków w której wydatki bieżące, w tym na emerytury i pensje stanowią aż 80 proc. budżetu MON-u, podczas gdy zaciągnięte i niesfinansowane przywileje emerytalne, których płatność obarczy przyszłych podatników, przekraczają sumę 5 mld zł i stanowią ok. 90 proc. funduszu wynagrodzeń. To pokazuje, jak wielkie obciążenie stanowią dla budżetu wypłaty z tytułu przywilejów emerytalno-rentowych, jak i skali przerzuconych płatności na przyszłe pokolenia.
Niechęć do regulacji
Czy w obecnej sytuacji mamy szansę na emerytury pozwalające choćby na przeżycie? Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi wydał trzy raporty: "Bezpieczeństwo dzięki konkurencji" o kierunku modyfikacji systemowych, zmierzających do najefektywniejszego pomnażania naszych oszczędności, "Bezpieczeństwo dzięki zapobiegliwości", który w obliczu zdecydowanie niższych świadczeń z I i II filara w porównaniu z ostatnią wypłatą, wskazywał na konieczność upowszechnienia III filara powiększającego przyszłe świadczenia oraz "Bezpieczeństwo dzięki emeryturze" o takim wyborze rozwiązań dotyczących wypłaty uregulowania, który zapewniłoby najwyższy poziom emerytury. Żaden z tych raportów nie został zrealizowany, bo instytucje rynku kapitałowego są bardzo silne i wpływowe, przez co bardzo trudno je regulować, nadzorować i kontrolować.
Zagmatwane reguły
Rzeczywista konkurencja na rynku OFE nie jest w ich interesie, stąd osoby odkładające oszczędności w ramach II filara do końca nie wiedzą, który z podmiotów jest lepszy. Nie mają też możliwości łatwego przenoszenia swoich środków do podmiotu osiągającego lepsze wyniki. W przypadku nietrafionych inwestycji ze względu na swoją wielkość i zaangażowane środki zarządzający OFE nie mogli się z nich wycofać, nawet w obliczu ewidentnych strat. System powinien być uproszczony, ze zdefiniowaną emeryturą małżeńską waloryzowaną inflacyjnie, z możliwością prostego wyboru świadczeniodawcy zapewniającego nam najwyższe świadczenie. Podczas gdy presja instytucji finansowych, by przerzucić odpowiedzialność za zarządzanie świadczeniami ze swoich barków na barki przyszłych emerytów, sprawia, że emeryci muszą mieć ogromną wiedzę co do tego, który z funduszy jest najlepszy w chwili podejmowania decyzji. W innym przypadku kupują emerytalnego kota w worku.
Potrzeba nadzoru
Należy jak najwcześniej dokończyć reformę emerytalną, tak by ulepszyć funkcjonowanie trzech sfer. Pierwsza to zarządzanie OFE. Jednym z elementów reformy powinno być zwiększenie nadzoru nad funduszami emerytalnymi, aby ten system po prostu był jak najtańszy. Przecież jednym z powodów obecnego kryzysu jest właśnie brak efektywnego nadzoru nad instytucjami finansowymi. Należy zmienić funkcjonowanie III filara, w tym pracowniczych programów emerytalnych. Ważne jest także stworzenie efektywnego systemu wypłat zgromadzonych w ten sposób funduszy. Celem powinno być także zmotywowanie przyszłych emerytów do myślenia o swoich emeryturach już teraz. Raporty ostrzegały, że emerytury z I i II filara nie będą wystarczające i należy się dodatkowo ubezpieczać. Pracownicy powinni wiedzieć, jaką emeryturę otrzymają, po to, aby mogli zabezpieczyć się przed ubóstwem na starość.
Dalekowzroczność
Ktoś może powiedzieć, że nikt nie spodziewał się takiego załamania gospodarczego, jakie przeżywamy. Ale zarządzający funduszami mogli wcześniej przewidzieć problemy na giełdzie i reagować realokacją powierzonych środków z akcji na obligacje. Podczas gdy obecnie jesteśmy świadkami, że OFE stały się ofiarą własnych pomysłów. Są zbyt duże i mają zbyt dużo środków ulokowanych w akcje, aby mogły szybko się ich pozbyć nie generując dodatkowych strat. Kryzys pokazał, jak nierozsądne były żądania środowisk finansowych, by zezwolić OFE na inwestowanie za granicą i w instrumenty pochodne. Bowiem to właśnie te instrumenty w połączeniu z nieodpowiednim nadzorem nad nimi spowodowały głębokość dzisiejszego kryzysu. Wyzwania przedstawione w raportach nie straciły na aktualności. Kto dyktuje warunki?
Musimy wprowadzić propozycje zwiększające konkurencję i motywację PTE do jak najefektywniejszego pomnażania naszych pieniędzy, które były zawarte w raporcie UNFE z 1999 r. "Bezpieczeństwo dzięki konkurencji" i programie gospodarczym PiS z 2005 r. Zgodnie z tym programem należało od dawna wprowadzić zakładane zwiększenie efektywności funkcjonowania systemu emerytalnego nawet przy sprzeciwie instytucji finansowych. Instytucje te powinny być wyłącznie wehikułami alokacji kapitałów od osób, które posiadają środki, do osób mających pomysły, jak je w interesie społecznym zainwestować. Pomieszanie ról jest przyczyną kłopotów gospodarczych w naszym kraju oraz głównym źródłem kryzysu światowego. Dzieje się tak, mimo że już 232 lata temu Adam Smith przestrzegał przed zgubnym wpływem braku nadzoru nad silnymi grupami biznesowymi: "Rządy towarzystwa kupców to zapewne najgorsza forma rządów". Bez sanacji tej sfery nie będzie możliwości przyspieszenia procesu wzrostu gospodarczego. Obecne problemy OFE są istotne dla
prawidłowego zdiagnozowania problemów trapiących nasze finanse. A sposób, w jaki zostanie to dokonane, będzie wskaźnikiem uwzględnienia rzeczywistych interesów obywateli w tym zakresie.
Dokończmy reformę
W Polsce konieczne jest dokończenie reformy emerytalnej połączone ze zwiększeniem efektywności systemu i nadzoru nad instytucjami zarządzającymi środkami emerytów. Największe niebezpieczeństwo występuje w "pójściu na skróty" i likwidacji OFE bądź daniu dobrowolności wyboru między OFE i ZUS. Ta druga propozycja prowadzi w rzeczywistości do zwolnienia się z odpowiedzialności za stan efektywnego funkcjonowania instytucji finansowych. A wpłacanie składek do ZUS wprawdzie chwilowo poprawia płynność tej instytucji, oznacza jednak przerzucenie zobowiązań wypłaty całości emerytur na podatników i na nasze dzieci. Ale one nie będą chciały ponosić tych rosnących kosztów i coraz bardziej się opodatkowywać. Likwidacja oszczędzania na starość nie jest dobrym rozwiązaniem, gdyż doprowadzi do sytuacji, gdy nasze emerytury będą na symbolicznym poziomie, podczas gdy brak właściwego uregulowania instytucji finansowych będzie prowokował do powstawania kolejnych kryzysów gospodarczych, których my wszyscy będziemy ofiarami.
Zwięks
zenie efektywności pomnażania naszych pieniędzy sprawi, że nie tylko system emerytalny będzie lepiej funkcjonował, ale też polepszy się stan naszej gospodarki.
Z myślą o wszystkich
Dążenia zmierzające do utrzymania wyższych świadczeń i po części uzupełnienia ich systemem kapitałowym są zasadne. Dlatego reforma zapoczątkowana w 1999 r. jest tak istotna. Ponadto za wszystkie przywileje powinni w chwili ich nabycia płacić pracodawcy. Nie może być tak, że jakaś grupa zawodowa uzyskuje wyższe świadczenia przy tej samej składce, które w przyszłości są finansowane z opodatkowania całości społeczeństwa. Nie chodzi tu jedynie o sprawiedliwość społeczną, ale również o racjonalność w wyliczaniu kosztów pracy. Dotyczy to zarówno sędziów, służb mundurowych, górników, kolejarzy czy nauczycieli bez wyjątku. O ile już nabyte przywileje powinny być respektowane, to nowe muszą być uzależnione od wysokości wpłacanej i kapitalizowanej składki przez pracodawców. Z drugiej strony należy tak uregulować rynek kapitałowy i instytucje na nim operujące, aby środki przez nas oszczędzane w II i III filarze przynosiły jak największe zyski dla tych, którzy w przyszłości będą z nich korzystać, ale i dla tych, którzy
potrzebują kapitałów w celu sfinansowania inwestycji produkcyjnych w gospodarce. Tego typu rozwiązania są korzystne nie tylko dla przyszłych emerytów i przedsiębiorców, ale dla całego społeczeństwa, gdyż nie tylko są gwarancją rozwoju, ale i prawidłowo ukierunkowują wysiłek społeczny.
Kosztowny populizm
Reforma emerytalna sprzed 10 lat, wprowadzająca m.in. indywidualne konta ubezpieczonych i dodatkowe dwa filary ubezpieczeń miały nas zabezpieczyć przed negatywnymi skutkami dla gospodarki procesu starzenia się społeczeństwa. Niestety, ale sprzęgnięcie się populizmu politycznego, który krzykliwie walczy o jak najwyższe świadczenia emerytalne teraz i to dla wszystkich grup o to występujących, kosztem dodatkowego opodatkowania przyszłych pokoleń, w połączeniu z egoizmem finansowych grup interesu sprawia, że przyszłe emerytury będą bardzo niskie, a bardzo nieliczne młode pokolenie jest wypychane za granicę w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Ważna jest konieczność przeciwdziałania zapaści demograficznej w Polsce oraz doprowadzenia do sytuacji, gdy każda forma przywilejów emerytalnych będzie opłacona i zainwestowana przez pracodawcę czy to prywatnego, czy też publicznego. I to niezależnie od tego, czy tą grupą społeczną będą sędziowie, wojskowi, policjanci, dziennikarze, czy nauczyciele lub górnicy.
Jak w Ameryce?
Przeprowadzone przez byłego szefa Fed Alana Greenspana analizy pokazują do czego doprowadziłoby utrzymanie niezreformowanego systemu emerytalnego. Biorąc pod uwagę wyniki wyliczeń, możemy przewidzieć, co będzie się działo w naszym kraju, jeśli nie zreformujemy systemu emerytalnego. Greenspan wykonywał swoje obliczenia w sytuacji, gdy w USA jest prosta zastępowalność pokoleniowa, a więc na jedną kobietę przypada dwoje dzieci. W Polsce brakuje przeciętnie jednego dziecka w rodzinie. W swoich wyliczeniach Amerykanie uwzględniają fakt przejścia na emeryturę pokolenie powojennego baby-boomu, podczas gdy obecne pokolenie emerytów jest mniej liczne. Z aktuarialnych, obejmujących perspektywę 70-letnią, wyliczeń Greenspana wynika, że jeśli Amerykanie chcą utrzymać obecny poziom zabezpieczeń, to albo już teraz muszą podnieść podatki o 5,5 proc., aby dofinansować nie tylko ubezpieczenia emerytalne, ale także zdrowotne, albo ograniczyć obecne świadczenia emerytalne z ubezpieczenia społecznego o 13 proc., a te z funduszu
zdrowotnego o 50 proc. Były szef banku centralnego zaznaczył też, że jeśli przez najbliższe 25 lat nie wprowadzi się zmian w systemie, to po tym czasie trzeba będzie podnieść podatki o 40 proc.
Państwo emerytów
W Polsce sytuacja wygląda znacznie gorzej, bo w 2030 r. liczba osób w wieku poprodukcyjnym wzrośnie dwukrotnie. Kluczowym w ujęciu długoterminowym jest starzenie się polskiego społeczeństwa. Właśnie w przyszłym roku zacznie spadać ilość osób w wieku produkcyjnym. Te negatywne zmiany demograficzne poddadzą nas silnej presji związanej ze świadczeniami emerytalnymi i zdrowotnymi. Polityka prorodzinna wspomaga rodziny wielodzietne, a to one, choć nieliczne, tak naprawdę będą utrzymywać 30 proc. przyszłych emerytów. To o nie należy więc dbać, nie opodatkowując ich, dając wyższe odpisy na składkę ZUS w formie "becikowego", zapewniając tym samym nie tylko solidarność społeczną, lecz także międzypokoleniową, bo inaczej w 2030 r. będziemy mieli deficyt budżetowy aż o 10 pkt. proc. wyższy niż obecnie albo świadczenia emerytalno-zdrowotne o połowę niższe.
Polityka prorodzinna
Obecnie obniżono podatek dla 1 proc. najbogatszych podatników na sumę prawie 8 mld zł, mimo że jest to działanie zaostrzające kryzys, gdyż te środki w przeciwieństwie do ulg dla rodzin wielodzietnych nie wzmocnią konsumpcji, lecz będą służyły na spłatę kredytów bankowych. Absurdalnie, podczas gdy za rządów PiS ówczesna opozycja przegłosowała wprowadzenie ulgi podatkowej na dzieci w wysokości zaledwie niecałych 100 zł w przeliczeniu na miesiąc, na jedno dziecko, to był wielki krzyk z powodu obaw o załamanie budżetu. W 2007 r. nie było żadnego załamania, a nawet budżet kwitł. Należy sobie jasno powiedzieć, że wsparcie polityki prorodzinnej jest koniecznością nie tylko dlatego, że jest wyrazem sprawiedliwości społecznej, ale także dlatego, że jest to inwestycja w naszą starość, w godne życie po przejściu naszego pokolenia na emeryturę.
Na koszt wielodzietnych
Głównym celem rządu powinna być pomoc finansowo-moralna tym rodakom, którzy chcą mieć dzieci, a system podatkowy powinien być taki, aby traktował wydatki na rzecz młodego pokolenia nie jako luksus, który trzeba opodatkować, ale jako naszą inwestycję w przyszłość. Powinniśmy więc o nią dbać, a nie doprowadzać do sytuacji, że opłaca się nie mieć dzieci i żyć na koszt rodzin wielodzietnych. Władze powinny przeznaczać na politykę prorodzinną sumy istotne, a nie symboliczne. Bez realnej zmiany polityki w kierunku koniecznego zwiększenia liczebności polskiej rodziny przeciętnie o jedno dziecko, problemu zapaści służby zdrowia, niskich emerytur i finansów publicznych nie naprawimy. Pomysł przedszkoli rodzinnych zmierza do zwiększenia liczby wpłacających składki na system emerytalny i zdrowotny.
Ulgi, zachęty, zasiłki
Jednak to nie wystarczy. Może się bowiem okazać, że w ten sposób rząd będzie wspierał rodziny tylko z jednym dzieckiem, w których matki jak najszybciej będą chciały wrócić do pracy i nie mieć więcej dzieci. Tymczasem rząd powinien przede wszystkim wspierać rodziny wielodzietne, bo one są naszą przyszłością. Powinna być znacząca ulga podatkowa, a jeśli ktoś nie ma wystarczających podatków, musi to być rekompensowane adekwatnym zasiłkiem. Należy to tak zinstytucjonalizować, aby system fiskalny redystrybuował dochody tych, którzy nie chcą mieć dzieci, na rzecz tych, którzy podejmują wysiłek ich wychowania. Dzisiejszy świat jest nastawiony na bodźce finansowe, bierze pod uwagę wskaźniki inflacji, wzrost gospodarczy, skalę opodatkowania, a jednocześnie wpaja nam przekonanie, że liczebność rodziny to jedynie cecha kulturowa. Nieodporne na zamiany
Straty globalne dotyczą zarówno pieniędzy najbogatszych inwestorów, jak i funduszy emerytalnych oraz drobnych inwestorów. Przeciętnie każdy kraj na świecie stracił około połowy swojego PKB, a polska rodzina ok. 60 tys. zł. Aktywa Otwartych Funduszy Emerytalnych są bardzo nieodporne na zmiany wartości w sytuacji rynkowej, zwłaszcza gdy niewłaściwa polityka gospodarcza prowadzi do wyhamowania gospodarki i przez to zyskowności przedsiębiorstw, powodując że akcje posiadane przez OFE są o wiele mniej warte. Ma to również konsekwencje dla naszej gospodarki. Bowiem reforma systemu emerytalnego sprzed 10 lat tworzyła sytuację, w której obecni płatnicy składek stali się zgodnie z założeniami kapitalistami polskiej gospodarki. Zamiast oddawać udziały w niej zagranicznym inwestorom, to oni finansują gospodarkę, jednocześnie zarabiając na swoje emerytury bez podatkowego obciążania społeczeństwa.
Należy pamiętać, że według aktualnej metodologii i wyliczeń ponad 50 proc. polskiego PKB stanowią zyski z zainwestowanego kapitału. A nawet jeśli w przyszłości osiągną one poziom 30 proc. PKB jaki zwykle zakłada się dla wysokorozwiniętych krajów UE, to i tak jest duża przestrzeń dla bezpodatkowego finansowania świadczeń emerytalno-zdrowotnych opartych na skapitalizowanej składce.
W kryzysie
Skutki kryzysu są dużym wyzwaniem dla polityki finansowej wszystkich państw. Gdyż należy odpowiedzieć na pytanie: o ile podnieść opodatkowanie, albo składki ubezpieczeniowe lub też ograniczyć obecne świadczenia, aby utrzymać wypłacalność systemu emerytalnego. Jak podaje "The Wall Street Journal" jedynie władze Szwajcarii wsparły niedawno finansowanie jednego z funduszy emerytalnych, inne kraje europejskie do tej pory nie zareagowały aczkolwiek należy pamiętać, że w przeciwieństwie do Polski przeważnie nie poniosły one tak spektakularnych strat, inwestując rozważnie w instrumenty dłużne. W Finlandii rząd podjął szybkie działania, niepozwalając prowadzącym programy emerytalne inwestować w bardziej ryzykowne aktywa w tym w akcje. A w Japonii zaapelował pisemnie do 1 700 przedsiębiorstw o skrócenie dziennego wymiaru pracy, po to, aby Japończycy mieli czas na posiadanie dzieci, których brak jest zagrożeniem dla przyszłości kraju.
Nie ma ucieczki
W Polsce również musimy w końcu wprowadzić politykę prorodzinną, a system emerytalny powinien być ulepszony i poszerzony w części kapitałowej, a nie zredukowany. Przed koniecznością utworzenia efektywnego rynku kapitałowego nie uciekniemy, gdyż przerzucenie składek z powrotem do ZUS-u jedynie spowoduje obniżenie poziomu przyszłych emerytur, podczas gdy afunkcjonalność instytucji finansowych już teraz będzie pogłębiała procesy kryzysowe.
Poglądy wyrażone w niniejszym artykule wyrażają osobiste stanowisko rozmówcy i nie odzwierciedlają stanowiska instytucji, z którą jest on związany zawodowo.
dr Cezary Mech
_ Autor jest doradcą prezesa NBP i byłym podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów oraz prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi _