Oskładkowanie umów cywilnoprawnych coraz bliżej. Pomysł jest już dawno policzony
Mniejsza wypłata dziś, w przyszłości większa emerytura. Rząd chce zadbać o Polaków pracujących na umowach cywilnoprawnych. I to już od nowego roku. Zarobi budżet, ale więcej wydadzą przedsiębiorcy. W sumie w grze są 3 mld zł i zmiany dla miliona Polaków.
PiS planuje wprowadzenie nowego sposobu obliczania składek dla pracujących na umowach cywilnoprawnych, czyli umowach zlecenia i o dzieło. Jedni dziś nie płacą składek w ogóle (posiadacze umów o dzieło), drudzy mają prostą drogę do ich omijania (posiadacze licznych umów zlecenia).
Zmiana oznacza jedno: więcej do zapłacenia co miesiąc i mniejsza pensja do ręki. O pracach nad "ozusowaniem" umów cywilnoprawnych w PiS informowaliśmy już w maju tego roku. Wstępne plany zakładały, że nowości wystartują od 1 stycznia 2020 roku. PiS przystopował tylko na chwilę, tylko w okresie wyborczym.
Jak wynika z informacji "Dziennika Gazety Prawnej", pomysł innego oskładkowania właśnie wchodzi na ostatnią prostą. W rządzie nikt nie protestuje, jest ogólna zgoda. Tym bardziej, że to powrót do pomysłu Platformy Obywatelskiej i PSL sprzed lat.
Jak wynika z informacji money.pl, Zakład Ubezpieczeń Społecznych już kilka miesięcy temu przygotowywał analizy tego pomysłu. Szacowane wpływy wynosiły 3 mld zł. Liczba osób dotkniętych częścią zmian to ponad 1 mln osób. Takie informacje trafiły do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. I takie MRPiPS przesłał dalej - do Ministerstwa Finansów. Stworzenie projektu byłoby dziecinnie proste - można usłyszeć od urzędników resortu rodziny, pracy i polityki społecznej.
Zwolenniczką zmian była Elżbieta Rafalska, ale po jej odejściu z resortu - i za kadencji Bożeny Borys-Szopy MRPiPS nie brał się już za żadne spore zmiany.
W efekcie zmian - pod względem składek - umowy zlecenia w zasadzie będą niczym umowy o pracę. Taka zmiana z jednej strony powiększyłaby wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - a na tym oszczędzałby budżet.
W tej chwili zasada jest prosta: od umów o dzieło opłaca się jedynie podatek dochodowy, a nie składki na ubezpieczenia społeczne. Ubezpieczenie zdrowotne jest w tym wypadku dobrowolne. Tych umów jednak - jak informowaliśmy w maju - rząd zmieniać nie będzie.
Potwierdzał to również w rozmowie z money.pl wicepremier Piotr Gliński. To ukłon np. w stronę artystów, którzy "na dziele" sporo pracują. Inaczej za to wygląda los umów zlecenia.
Umowy zlecenia do poprawy
W przypadku umowy zlecenie scenariuszy płatności jest jednak więcej.
- Jeżeli ktoś wykonuje w tym samym czasie pracę na podstawie kilku umów albo jest jednocześnie pracownikiem i prowadzi własną działalność, to w takim przypadku występuje tak zwany zbieg tytułów do ubezpieczeń - tłumaczy money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
A to sprawia, że niektórzy płacą składki od każdego zlecenia, inni od jednego.
I tak, składki ZUS na umowie zlecenia nie obejmują na przykład studentów przed ukończeniem 26. roku życia i uczniów.
W przypadku pracowania na kilku umowach zlecenia (wyłącznie takich), składki są płatne tylko do osiągnięcia kwoty minimalnej z umów. Powyżej tej kwoty ubezpieczenie społeczne nie jest już obligatoryjne (ale może być dobrowolne).
Jeśli pierwsza umowa zlecenia będzie poniżej minimalnego wynagrodzenia, drugą będzie trzeba również objąć składkami. Stąd przy podpisywaniu ich ze zleceniodawcą jest to istotna kwestia do rozstrzygnięcia.
Z kolei, jeżeli jesteś pracownikiem i masz w umowie zagwarantowane co najmniej minimalne wynagrodzenie oraz jednocześnie wykonujesz umowę zlecenia czy umowę o świadczenie usług (na rzecz innej firmy) albo prowadzisz działalność, to jesteś obowiązkowo obejmowany ubezpieczeniami tylko ze stosunku pracy. To informacja dla tych, którzy dorabiają do etatu.
I właśnie to zbieg tytułów do świadczeń ma być uproszczony. Od każdej umowy zlecenie będzie obliczana składka na ubezpieczenia społeczne.
Skomplikowane? Owszem. Najłatwiejszym rozwiązaniem - z perspektywy systemu - byłoby objęcie umów zlecenie pełnym oskładkowaniem. Bez żadnego z tych scenariuszy, bez progu pensji minimalnej. I właśnie nad tym rozwiązaniem pracują w rządzie.
Najłatwiej to pokazać na przykładzie.
Jan w ciągu miesiąca realizuje dwie umowy zlecenia dla różnych firm. W jednej zarabia 2250 zł brutto, czyli pensję minimalną. Od tej umowy musi opłacić składki, więc na rękę dostaje 1683 zł. Na ZUS trafia 219 zł. Druga umowa na identyczną kwotę - ze względu na obowiązujące przepisy - nie jest oskładkowana. Na rękę Jan ma 1 897 zł, czyli ponad 200 zł więcej niż w identycznej pierwszej umowie.
Po zmianie przepisów - przy pełnym oskładkowaniu umów zlecenia - Jan będzie płacić składkę na ZUS od każdej kolejnej umowy i od pełnej kwoty zarobków. Nie będzie zgłaszał pracodawcy, czy już ma opłacone składki, nie będzie pytania czy umowę zlecenia dostaje w tym samym miejscu, co ma etat. Jest umowa, jest obowiązek płacenia.
A warto pamiętać, że oskładkowanie to spora zmiana. Na każdym tysiącu złotych brutto pracownik może mieć albo 748 zł na rękę (płacąc składki ZUS) lub 843 zł (gdy nie płaci). To 95 zł różnicy na każdym zarobionym tysiącu za pomocą umów zlecenia.
Zapłacą pracodawcy
Ale nie tylko sam pracownik będzie dotknięty zmianą. Pierwszy zleceniodawca na Jana wydaje 2713 zł. Drugi? Tylko 2250 zł. Różnica to 463 zł. Po zmianach i jeden, i drugi zleceniodawca będę wykładać już tyle samo, a pieniądze powędrują do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Im jest ich więcej, tym mniej na emerytury wyda budżet.
Pomysł zmian w "śmieciówkach" pojawił się po raz pierwszy w połowie roku - w Wieloletnim Planie Finansowym na lata 2019 - 2020. Kryje się pod hasłem "ograniczenie unikania płacenia składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe".
Ministerstwo Finansów pisze w dokumencie wprost, że celem na ten rok jest "poszerzenie bazy przychodów z umów śmieciowych, od których płacone są składki na ubezpieczenia społeczne". A można to zrobić tylko w jeden sposób - zmienić zasady oskładkowania.