Ostatnie strzały na wojnie o lokaty
Banki zacieśniają zasady przydzielania
kredytów i oglądają dwa razy każdą pożyczaną złotówkę. Tylko
dlaczego jednocześnie lekką ręką płacą rekordowe stawki - nawet
ponad 10 proc. rocznie - za lokaty? Jak długo potrwa to eldorado?
Kto za to zapłaci? - docieka "Gazeta Wyborcza".
Zauważa ona, że od dwóch miesięcy, gdy Europę trawi kryzys finansowy, coraz większym zmartwieniem polityków i ekonomistów jest blokada obiegu kredytów w gospodarce. Banki w obawie przed ryzykiem nie chcą pożyczać pieniędzy, trzymając je w skarbcach lub w bezpiecznych rządowych obligacjach. Pozbawieni kredytów konsumenci ograniczają zakupy, a firmy tną inwestycje.
Nie pomagają ani rekordowe cięcia stóp procentowych, ani miliardy euro pompowane do największych banków przez budżety państw. W Wielkiej Brytanii i we Francji bankowcy są nawet wzywani przez polityków na dywanik i słyszą ultimatum: "Albo będziecie pożyczać, albo odbierzemy wam rządową pomoc".
W Polsce banki też zaostrzają kryteria przyznawania kredytów. Jako pierwsi kredytową suszę odczuli chętni na pożyczki hipoteczne. Część banków w ogóle przestała udzielać pożyczek we frankach szwajcarskich. Pozostałe podniosły oprocentowanie wszystkich kredytów i dwa razy oglądają każdą pożyczaną złotówkę.
Na coraz trudniejszy dostęp do kredytów skarżą się firmy, zwłaszcza z branży deweloperskiej i budowlanej. Banki nie chcą ryzykować. Wolą trzymać gotówkę i czekać na lepsze czasy, niż udzielić złego kredytu.
Po co bankom te pieniądze? O tym w obszernej publikacji na łamach poniedziałkowej "Gazety Wyborczej".