Pazerność nie popłaca
Skutki powodzi zaczynają już odczuwać ubezpieczyciele. Największy z nich - PZU - do 30 maja zarejestrował ponad 54 tys. szkód powodziowych na terenie całej Polski, podaje "Nasz Dziennik".
01.06.2010 | aktual.: 01.06.2010 08:51
W miarę przesuwania fali powodziowej na północ napływają kolejne zgłoszenia. Szkopuł w tym, że całkiem niedawno akcjonariusze, minister skarbu Aleksander Grad wraz z Eureko, wyprowadzili z PZU prawie 13 mld zł megadywidendy.
Biuro prasowe zapowiada, że PZU nie będzie informował w komunikatach o wysokości strat do likwidacji, uczyni to dopiero w sprawozdaniu rocznym. Powściągliwość przedstawicieli firmy ubezpieczeniowej w momencie katastrofy powodziowej bynajmniej nie dziwi, pisze gazeta. Powódź najsilniej uderzy w ubezpieczycieli, twierdzą zgodnie ekonomiści. Straty powodziowe mogą sięgnąć 15 mld zł, a to oznacza, że odszkodowania w wersji optymistycznej wyniosą co najmniej 1,5-2 mld zł.
W tym kontekście o wizerunkowym pechu może mówić minister skarbu Aleksander Grad, który do niedawna chełpił się z powodu ugody z Eureko i wejścia PZU na giełdę, pisze "Nasz Dziennik". Polacy pamiętają, jak na kilka miesięcy przed kataklizmem wyprowadził z firmy megadywidendę, tj. kapitały zapasowe z kilku tłustych lat, na kwotę blisko 13 mld zł. Dziś, gdy powodzianie szturmują placówki PZU, te pieniądze przydałyby się w firmie bardziej niż kiedykolwiek. Gdyby przynajmniej trafiły do budżetu, mogłyby służyć wszystkim poszkodowanym, także nieubezpieczonym. Niestety, ok. 8 mld zł z tej kwoty powędrowało - na mocy ugody - do holenderskiej spółki Eureko w formie "odszkodowania". - I to bez konieczności odprowadzenia podatku dochodowego - ubolewa Zbigniew Kuźmiuk, ekonomista PiS.