Trwa ładowanie...
10-09-2008 11:19

Pielęgniarki na granicy ryzyka

„Jesteśmy tak przemęczone, że pracujemy na granicy ryzyka” – mówi jedna z pielęgniarek.
Tylko na Pomorzu brakuje 1200 pielęgniarek. Te, które pracują opiekują się zbyt dużą liczbą pacjentów, są przepracowane. Twierdzą: jesteśmy o krok od nieszczęścia.

Pielęgniarki na granicy ryzyka
d1w71ci
d1w71ci

Pielęgniarki, które pracowały w Polsce, wyjechały do zagranicznych szpitali, w których są w stanie zarobić więcej. Niektóre postanowiły się przekwalifikować albo zatrudnić w przychodniach lub np. gabinetach masażu. W prywatnych placówkach mogą liczyć na wyższe płace.

- Miałam tego dość. Rzuciłam pracę w szpitalu, jestem teraz recepcjonistka w prywatnej przychodni. Pobieram też krew, mierzę ciśnienie. Mam mniej pracy i dwa razy wyższą pensję niż w szpitalu. Wiele moich koleżanek wyjechało za granicę, ja postanowiłam pozostać, bo mam tu rodzinę i nie znam angielskiego. Nie żałuję decyzji, bo to jak nas traktowali jest po prostu żenujące – mówi Maria Remus, była pielęgniarka w Gdańsku.

Winny jest też system kształcenia. Anna Raj z Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku mówi „Gazecie Wyborczej”, że jeszcze kilka lat temu pojawiało się co roku 300-400 nowych pielęgniarek, absolwentek liceów pielęgniarskich. Od dwóch, trzech lat zaledwie 30-40 mieszkanek Pomorza decyduje się na ten zawód. Dlatego większość oddziałów pomorskich szpitali pracuje na granicy bezpieczeństwa. Anna Raj dodaje, że jedna pielęgniarka zamiast opiekować się czterema pacjentami (takie standardy przewiduje Ministerstwo Zdrowia), musi doglądać nawet 15 chorych.

Kilka lat temu po szkole podstawowej wystarczyło zdać do liceum medycznego, którego ukończenie dawało prawo wykonywania zawodu. Obecnie przyszła pielęgniarka musi zdać maturę, ukończyć trzyletnie studia licencjackie, a potem kolejne dwa przeznaczyć na magisterium z pielęgniarstwa.
"Przy tak ciężkim i odpowiedzialnym zawodzie, a jednocześnie marnie opłacanym, coraz mniej osób decyduje się na te studia. Dlatego szpitale zaczęły szukać pielęgniarek za granicą, głównie na Litwie i Ukrainie. Ale kto zdecyduje się na polskie warunki? Aby poprawić swoją sytuację materialną, kobiety zaczęły pracować w kilku miejscach naraz" - mówi "Gazecie Wyborczej" Danuta Adamczyk-Wiśniewska, przewodnicząca OIPiP w Gdańsku.

d1w71ci

Konsekwencje niedostatecznej ilości pielęgniarek ponoszą pacjenci. Wystarczy przypomnieć sytuację Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Dzierżążnie, z którego od początku roku odeszła ponad połowa pielęgniarek. Efekt - jeszcze na początku sierpnia na 76 łóżek przypadały dwie pielęgniarki.

Anna Raj z Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych przyznaje, że po pracy w szpitalu pielęgniarki pracują w prywatnych placówkach na pół etatu. To bardzo niebezpieczne dla zdrowia pacjentów – bo zamiast odpoczywać po 12-godzinnym dyżurze pracują nadal.

„Zarabiam niecałe 2 tys. zł po 12 latach pracy. Wystarcza na rachunki i życie do połowy miesiąca. Musiałam znaleźć dodatkową pracę na oddziale opiekuńczo-leczniczym w innym szpitalu. Chcę tak pracować kilka lat, póki mam siły. Staram się na dyżurze złapać trochę wytchnienia, zdrzemnąć na krześle z głową na biurku. Jestem zmęczona, ale nie mam wyjścia. Pewnie, że boję się, że któregoś dnia podam złe leki albo nie rozpoznam zagrożenia życia u pacjenta” – zwierza się „Gazecie Wyborczej” pielęgniarka z Gdyni.

d1w71ci
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1w71ci