Pieniądze z Unii dają pracę tysiącom ludzi
Fundusze europejskie dają zatrudnienie niemal 12 tys. urzędników - wynika z danych Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. Najlepiej opłacani zarabiają nawet powyżej 8 tys. zł brutto miesięcznie.
16.08.2014 | aktual.: 25.08.2014 08:41
Osoby zajmujące się dotacjami unijnymi można spotkać praktycznie na każdym szczeblu administracji, łącznie aż w 115 instytucjach. Urzędnicy pracują nad unijnymi projektami m.in. w 10 ministerstwach, a także: urzędach marszałkowskich i wojewódzkich, urzędach kontroli skarbowej, wojewódzkich urzędach pracy czy funduszach ochrony środowiska i gospodarki wodnej.
Ogółem zatrudnienie przy obsłudze funduszy europejskich znalazło dokładnie 11 986 osób, a najwięcej z nich pracuje w urzędach marszałkowskich (3 982). W porównaniu z 2012 rokiem odnotowano delikatny wzrost zatrudnienia w tym zakresie.
- 12 tys. osób, w porównaniu z podawaną przez GUS całkowitą liczbą ok. 450 tys. urzędników administracji rządowej i samorządowej, to mało. Z drugiej strony dane Ministerstwa Rozwoju mogą być niepełne – komentuje Anna Czepiel, koordynator programu „Unia Europejska a rozwój” w Forum Obywatelskiego Rozwoju. - W styczniu jeden z ogólnopolskich dzienników szacował, że gdyby uwzględnić urzędników zajmujących się funduszami unijnymi na wszystkich poziomach zarządzania – czyli od ministerstw przez urzędy marszałkowskie i agencje rolne po urzędy gmin i powiatów – to armia ta liczy aż 50 tys. osób. A to jest już 10 proc. wszystkich urzędników w Polsce – mówi.
Ekspertka dodaje, że rozrost administracji odbywa się za przyzwoleniem samej Unii Europejskiej. Bruksela sugeruje bowiem, by jeden urzędnik przypadał na 400 tys. euro. dotacji. Skoro więc w latach 2014-2020 Polska otrzyma 106 mld euro to w teorii nasz kraj powinien zatrudnić 265 tys. urzędników odpowiedzialnych za unijne fundusze. Co prawda ich zarobki pokrywa po części sama UE, ale zwiększająca się liczba urzędników i związana z tym biurokracja mogą mieć szkodliwy wpływ na rozwój gospodarczy w danym kraju.
- Ogromna liczba urzędników wynika w dużej mierze ze skomplikowanych przepisów rządzących unijnymi dotacjami i jednocześnie sprzyja powstawaniu kolejnych absurdów prawnych. Trudne przepisy to z kolei duża przeszkoda dla firm i organizacji ubiegających się o fundusze, na co paradoksalnie zwraca uwagę sama Komisja Europejska – dodaje Anna Czepiel.
Różny status i różne zarobki
Praca przy środkach pochodzących z Unii może się wiązać z bardzo zróżnicowanymi zarobkami. Średnie wynagrodzenie osoby zajmującej się funduszami unijnymi na dzień 31 grudnia 2013 wyniosło 4 676 zł brutto oraz 4 262 zł brutto, jeśli wyłączy się zarobki kadry kierowniczej.
Nieźle można było zarobić na posadach ministerialnych. Tam średnia miesięczna pensja przekraczała 6 tys. zł, podczas gdy w urzędach marszałkowskich oraz wojewódzkich urzędach pracy było to odpowiednio tylko 3 936 oraz 3 614 zł brutto.
Prawdziwymi krezusami byli natomiast pracownicy wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Nawet najsłabiej opłacani spośród nich urzędnicy w woj. śląskim inkasowali miesięcznie 5 436 zł, czyli niemal 800 zł powyżej średniej. Natomiast w Szczecinie było to ponad 8 tys. zł brutto.
- Wynagrodzenia zależą od kilku czynników. Po pierwsze chodzi tutaj o budżety poszczególnych instytucji – zarówno o to, ile instytucje te dostaną z UE, jak i o wysokość współfinansowania wynagrodzenia przez dany urząd z pieniędzy podatników – podkreśla Anna Czepiel z FOR. - Zielona energia i ochrona środowiska są „oczkiem w głowie” Unii Europejskiej, co ma wpływ na to, że w instytucjach zajmujących się tą tematyką realizowanych jest wiele kosztownych projektów unijnych. Z kolei urzędy pracy są tradycyjnie niedofinansowane, co wynika m.in. z zamrożenia większości środków z Funduszu Pracy, którymi dysponuje nie minister pracy, lecz finansów – dodaje.
O zarobkach decydowały także kryteria regionalne. Chociażby w śląskim urzędzie wojewódzkim średnia pensja była na poziomie 3 630 zł, podczas gdy w pomorskim sięgnęła nawet 6,1 tys. zł brutto.
- Region jest kolejnym czynnikiem decydującym o wysokości płacy. Różnice w średnim wynagrodzeniu między województwami potrafią wynieść nawet kilkaset złotych. Do tego dochodzi specyfika wydatkowania funduszy unijnych: specjalnym programem Polska Wschodnia, który zapewnia dodatkowe fundusze, objętych jest pięć województw: warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, świętokrzyskie i podkarpackie – mówi Anna Czepiel - Te „ekstra fundusze” mogą zwiększać wynagrodzenie urzędników zajmujących się unijnymi dotacjami we wschodnich regionach Polski – wyjaśnia.
Środki unijne poza pełną kontrolą?
Także w kolejnych latach pensje urzędników zajmujących się obsługą środków unijnych pochłoną miliardy złotych. Część tej kwoty pochodzić będzie z kieszeni podatników. - W latach 2014-2020 na współfinansowanie płac dla urzędników zajmujących się funduszami, a także na szkolenia dla nich, zostanie przeznaczonych około 700 mln euro, czyli 3 mld zł. Należy pamiętać, że podobnie jak w latach 2007-2013 jest to tylko współfinansowanie, a zatem podatnik dołoży resztę. Urzędnicy mogą dużo zarobić także na realizacji projektów w ramach innych programów operacyjnych, na przykład zarządzając szkoleniami dla bezrobotnych w urzędach pracy – wylicza Anna Czepiel. Dodaje ona, że pewne niedoskonałości systemu prawnego sprawiają, że przepływ środków unijnych nie jest możliwy do pełnego skontrolowania. Przez to może on prowadzić do niewłaściwych zachowań, jak choćby powstawania układów gospodarczo-politycznych.
Problemy takie dotyczą nie tylko Polski. Niedawno rząd Słowacji przyznał, że skomplikowany system przyznawania dotacji oraz rozbudowana struktura urzędnicza mogą sprzyjać korupcji przy wydatkowaniu środków unijnych.
- Niestety nie jest określona maksymalna kwota pieniędzy z UE, jaką można wydać na zarządzanie projektem. Nie ma też mechanizmów, które zapobiegałyby absurdalnym projektom pozwalającym zarobić urzędnikom. Wśród takich absurdów można wymienić wartą 50 mln zł platformę internetową Emp@tia skierowaną do... bezdomnych czy niektóre kampanie promujące jakiś region, lokalny przysmak czy wydarzenie, takie jak spot na 10-lecie wejścia Polski do Unii – podsumowuje ekspertka FOR.
KK,AS,WP.PL