Podkładanie świń – komu i dlaczego to robimy?
Jak umiejętnie podłożyć komuś świnię w pracy? Niejeden karierowicz dałby dużo, aby się tego dowiedzieć. Na szczęście ta zdolność nie każdemu jest dana. Istnieją ludzie, którym udaje się to bez problemu, jakby bez wysiłku. Inni, starając się podłożyć komuś świnię, robią to tak nieudacznie, że mogą zaszkodzić przede wszystkim sobie.
26.08.2011 | aktual.: 26.08.2011 14:18
Tajemna przyczyna świni
Dlaczego podkładamy sobie świnie? Często dlatego, by wykazać, że nasz współpracownik popełnia błędy, które nam się nie zdarzają. Dzięki temu zbieramy punkty. W razie awansu rośnie szansa, że szef pomyśli o naszej kandydaturze. W razie redukcji – przeciwnie, można liczyć, że jego uwaga spocznie raczej na naszym koledze.
- To prawda, najczęściej chyba świnie w pracy podkładają sobie ludzie na tym samym szczeblu hierarchii zawodowej – przyznaje pani Aldona. Przez ponad dwadzieścia lat sekretarka w różnych firmach, zaczynała karierę jeszcze w czasach PRL. – Kierownik działu raczej nie będzie tego robił sprzątaczce albo ochroniarzowi, bo i po co? Jeśli chce kogoś ukrócić, może to zrobić jawnie. Pani Aldona przyznaje natomiast, że relacja odwrotna się zdarza. – Tego, kto stoi wyżej na drabince, zawsze można sięgnąć. To taki przywilej szarego pracownika – konstatuje.
Metody na to? Bardzo proste. Wystarczy, że kobieta zadzwoni do nielubianego przełożonego wiedząc, że nie ma go w domu. Gdy odbierze żona, spyta słodkim głosem: „Czy jest Krzyś?”. Być może nie doprowadzi to od razu do kryzysu małżeńskiego, ale niepokój w duszy małżonki zasieje. Aby umocnić „działanie świni”, można ewentualnie operację powtórzyć. Ta mało wyrafinowana metoda podobno wciąż działa.
Sekretarka przyznaje też, że podczas lat kariery zawodowej zdarzyło jej się spotkać ludzi intrygujących bez powodu, dla samej przyjemności knucia.
– Chociaż mądrzy ludzie mówią, że bezinteresownych działań nie ma. Być może intryganci mieli jakieś swoje cele. Tylko były one tak dalekosiężne, że ja, osoba stojąca z boku, nie byłam w stanie ich dostrzec. Świnia na krótszą i dłuższą metę
Z tą dalekosiężnością jest coś na rzeczy, przyznaje 40-letni Wojtek, który dopiero po stracie pracy dostrzegł całą perfidię działania koleżanki. – W firmie tylko ja i ona odpowiadaliśmy za pewien etap pracy. Przez całe lata dbała o to, by być bliżej szefa. Blokowała informacje, chodziła na spotkania, o których mi nie mówiła. Zawsze deklarowała dyspozycyjność, choć w praktyce bywało różnie. Wygrywała na tym, bo ja uprzedzałem od razu, jeśli wiedziałem, że nie będę miał czasu. Gdy zaszła konieczność zdalnej pracy w domu, powiedziała szefowi, że ona to zrobi, bo ja… nie mam w domu Internetu. Te działania miały skutek. Podczas redukcji okazało się, że jedno z nas musi odejść. Szef stwierdził, że będę to ja.
Obserwatorzy zwyczajów zawodowych próbują ustalić, co może sprzyjać podkładaniu świń. Niektórzy uzależniają to od wielkości firmy. Ich zdaniem tam, gdzie droga do szefa jest krótsza i łatwiej wkraść się w jego łaski, większa jest możliwość, że ktoś będzie oczerniał przed nim współpracowników.
Inni widzą sprawę inaczej. – To prawda, że w małej firmie łatwiej zakolegować się z szefem i próbować jakoś to wykorzystać – mówi właścicielka takiej właśnie firmy Iwona Staśkowiak. – Ale z drugiej strony, tam wszyscy o wszystkich wiedzą. Jeśli ktoś podłoży drugiemu świnię, duża szansa, że wyjdzie to na jaw. Taka ewentualność na pewno powstrzymuje przed oczernianiem innych.
Pani Iwona przypomina też, że w niewielkich zakładach daleko większą rolę odgrywają układy rodzinne. Tam podkładanie świń ma mniejszy sens, bo ostatecznie i tak odbija się negatywnie na interesach wszystkich pracowników. Wszyscy jadą przecież na jednym wózku. Istnieje też pogląd, że w „świńskim” procederze specjalizują się niektóre branże. – Na pewno tam, gdzie jest więcej czasu, więcej kontaktów: w biurach, wydawnictwach, agencjach, redakcjach, łatwiej kogoś obgadać i przypiąć mu łatkę. Trudniej wyobrazić sobie podkładanie świni wśród górników pod ziemią, pracowników na budowie czy policjantów podczas akcji. Tam zrobienie komuś na złość może być po prostu niebezpieczne – konstatuje Iwona Staśkowiak. Czy to damska specjalność?
Powtarzane są też opinie, że walka o pozycję w firmie metodą podkładania świń jest specjalnością kobiet. Panom zdarza się to – podobno – rzadziej. Jeśli zaś już się zdarzy, robią to w ściśle określonym celu. Najczęściej, by zmarginalizować konkurenta. Gdy to osiągną, zaprzestają intryg. Nie przyjdzie im do głowy, by intrygować przeciwko koledze, który kupił sobie fajne buty albo ma nowszy samochód. A takie działania, według niektórych, przytrafiają się często paniom. Paniom – a zwłaszcza Polkom? Tak przynajmniej dowodzi amerykańska psycholog prof. Phylis Chesler, badająca kobiece charaktery w różnych krajach. Według niej, nasze panie znajdują wyjątkowe upodobanie we wzajemnej agresji, kłótniach i oczernianiu. - Polki podkładają sobie świnie, obgadują się, potrafią być mściwe w pracy – tak wynika z badań. – Mężczyźnie wybaczą wiele, drugiej kobiecie najmniejszej drobnostki. Poza tym bywają agresywne w sposób niebezpieczny. Potrafią niszczyć powoli, latami. Uśmiechają się do ofiary, a gdy wyjdzie z pokoju,
zaczynają ją obgadywać, rzucać pomówienia.
Te słowa pani profesor, cytowane w polskich mediach, wzbudziły zdumienie, a nawet gniew. Nie zabrakło nawet przypuszczeń, że pani psycholog jest w istocie… zakamuflowanym mężczyzną, szukającym zemsty za jakieś doznane od polskich kobiet krzywdy.
Kto może ukrócić firmowy proceder podkładania świń? Naturalnie w pierwszym rzędzie szef. Mówią o tym zgodnie psychologowie biznesu, m.in. Izabela Kielczyk. Odpowiednia reakcja ze strony przełożonego może takie zachowania przerwać.
Reakcja, a nawet… jej brak. Jeśli pracownicy zorientują się, że przełożony nie reaguje na donosy, że w ocenie ich pracy opiera się wyłącznie na własnych obserwacjach, prędzej czy później przestaną sobie szkodzić. Tylko ilu szefów na to stać?
Tomasz Kowalczyk/JK