Podwyżki za wywóz śmieci porażają. Zużycie prądu możesz ograniczyć, ale z odpadami jesteś bez szans

Wysoki rachunek za prąd zachęca do wymiany żarówek i urządzeń na oszczędniejsze. System naliczania opłat za wywóz śmieci nie daje takiej szansy. Płacimy za potencjalne, a nie rzeczywiste produkowanie śmieci. Zagraniczne przykłady pokazują, że system "płać za to, co wyrzuciłeś" jest uczciwszy i bardziej eko.

Podwyżki za wywóz śmieci porażają. Zużycie prądu możesz ograniczyć, ale z odpadami jesteś bez szans
Źródło zdjęć: © iStock.com
Krzysztof Janoś

06.01.2020 09:02

Już ubiegłoroczne podwyżki opłat za wywóz śmieci o 300 proc. zwalały z nóg. Niestety w 2020 r. może być bardzo podobnie. Doskonale widać to na przykładzie Wałbrzycha. Miesięczna stawka opłaty za gospodarowanie odpadami to od stycznia 2020 r. 27 zł na osobę, podczas gdy w 2019 było to 12 zł. I mówimy tu o odpadach segregowanych, bo w przypadku braku segregacji to wzrost do 54 zł za osobę (wcześniej 20 zł). Dla czteroosobowej rodziny będzie to zatem oznaczało miesięczną opłatę w wysokości 108 zł lub nawet 216 zł.

Podwyżki czekają również mieszkańców Katowic - z 14 zł na 21 zł, Kielc - z 9,50 zł do 20 zł i Leszna - z 11,50 zł do 24 zł. Wszystko to za osobę i za śmieci segregowane - niesegregowane najczęściej kosztują dwa razy tyle. A to tylko przykłady.

Wobec mniejszych podwyżek, jak rosnących rachunków za prąd, możemy szukać oszczędności. Wymieniamy żarówki, głośniej upominamy dzieci o niezgaszone światło w łazience, wybieramy urządzenia "z mniejszym apetytem na prąd". Jednak w przypadku śmieci nie mamy na to szans. Ciągle bowiem obowiązuje u nas system płacenia od głowy mieszkańca, a nie od rzeczywistej ilości wyrzucanych śmieci.

Opłaca się segregować

Po co jednak wymyślać proch na nowo, kiedy inni już z powodzeniem go wykorzystują.

- Najbardziej zaawansowane polityki selektywnej zbiórki oparte są o system "płać za tyle, ile wyrzucasz". To nie chodzi tylko o realną masę wyrzucanych odpadów. Opłata jest złożona z dwóch części. Pierwsza to stały ryczałt, który pokrywa ogólne koszty działania systemu, a dopiero druga dotyczy ilości odpadów. To ogranicza ryzyko wyrzucania ich do lasu - mówi Hanna Marliere, ekspert z Green Management Group, zajmującej się strategicznym doradztwem w gospodarce komunalnej.

Przy czym najdrożej płaci się za te resztkowe, czyli takie, których nie możemy wyrzucić do kolorowych pojemników z papierem, plastikiem, szkłem itd. W zależności od krajów i regionów różnie to wygląda. W większości krajów Europy samorządy mają swobodę wyboru systemu naliczania opłaty.

- Najpopularniejszy jest system, gdzie mieszkańcy mają tylko kubły na odpady bio i resztkowe. Pozostałych nikt od nich nie odbiera. Trzeba to samemu wywieźć do odpowiedniego punktu i tam to jest ważone. Natomiast śmieciarka waży te resztkowe i bio i potem dostaje się za to fakturę - mówi Marliere.

Ale np. w Parmie we Włoszech w stałej opłacie jest już koszt zbiórki papieru, plastiku, szkła i bio odpadów. Dopłaca się oddzielnie tylko za resztkowe. Wszystko jednak jest odbierane spod drzwi.

Ministerstwo milczy

- To ciekawe rozwiązanie daje silną motywację do selektywnej zbiórki, bo najwięcej płaci się za te resztkowe, zwane u nas zmieszanymi. Zatem opłaca się selektywna zbiórka. U nas nie ma to żadnego znaczenia, dlatego w naszym systemie ponad 70 proc. stanowią odpady zmieszane. Nawet nie możemy nazywać ich resztkowymi, bo w Polsce jest tam wszystko: plastik, papier, szkło, tekstylia - mówi Marliere.

Tymczasem, jak zauważa, proporcja powinna być odwrotna i tych segregowanych powinno być 70 proc. Przecież śmieci w Europie mamy takie same, tylko systemy i świadomość różne. Jednak bez zmiany systemu naliczania opłat szybko do przełomu nie dojdzie. Brakuje motywacji Skoro można mieć najwięcej nieposegregowanych śmieci i tylko dla uzupełnienia dorzucić trochę do plastików i papieru...

- Najwyższe współczynniki zbiórki selektywnej w okolicach 80 proc. mają Skandynawowie. Świetnie też radzą sobie Włochy, Belgia, Hiszpania, Słowenia i niektóre regiony we Francji. Z tego, co wiem, u nas nawet nie trwają pracę nad takimi zmianami systemowymi zmierzającymi do uzależnienia opłat od ilości i jakości wyrzucanych śmieci - mówi Hanna Marliere.

Pytaliśmy 17 grudnia w Ministerstwie Klimatu, w którego gestii jest polityka odpadowa, o ewentualne reformy, o większą swobodę samorządów, system "płać za to, co wyrzuciłeś". Do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
wiadomościgospodarkaodpady
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (438)