Polacy mówią nie dyrektywie tytoniowej i nadmiernej regulacji UE

73 proc. Polaków sprzeciwia się wszelkim regulacjom wprowadzanym przez Unię Europejską, które będą skutkować redukcją liczby miejsc pracy, nadmiernie ingerują w wolność obywateli czy przynoszą szkody gospodarce. Zalicza się do nich opracowywana obecnie dyrektywa tytoniowa.

Polacy mówią nie dyrektywie tytoniowej i nadmiernej regulacji UE
Źródło zdjęć: © AFP | Mustafa Ozer

28.08.2013 | aktual.: 02.09.2013 10:39

Jak wynika z badania brytyjskiej pracowni badawczej Populus, wykonanego na zlecenie Polskiego Instytutu Myśli Gospodarczej w ramach kampanii społecznej "Prawo dla Ludzi", Polacy deklarują, że w przyszłorocznych wyborach do europarlamentu nie zagłosują na partie, które forsują szkodzące interesom naszego państwa przepisy, takie jak dyrektywa tytoniowa.

Aż połowa naszych rodaków uważa, że UE poświęca zbyt wiele czasu na próby regulowania życia zwykłych ludzi oraz przedsiębiorstw. Przeciwnego zdania było 23 proc. obywateli. 61 proc. ankietowanych uważa natomiast, iż nadmierne regulacje UE szkodzą gospodarce naszego kraju. 18 proc. było odmiennego zdania.

Wbrew głosom krytykującym unijne regulacje Polacy są zadowoleni z obecności Polski w Unii Europejskiej. Obecność w Wspólnocie pozytywnie ocenia 61 proc. ankietowanych, a tylko 14 proc. wyraża się o niej negatywnie.

- Taki wynik świadczy o coraz większej świadomości Polaków, którzy pozytywnie postrzegają obecność w Unii, ale jednocześnie nie przyjmują ślepo wszystkiego, co Unia nam oferuje. Tylko śledząc działania urzędników w Brukseli i patrząc na nie krytycznym okiem, możemy mieć wpływ na regulacje, które nie zawsze są korzystne dla Polski - komentuje wyniki badania Zbigniew Pisarski, prezes Polskiego Instytutu Myśli Gospodarczej.

Jak wynika z badań Brytyjczyków, w wyborach do Parlamentu Europejskiego zaplanowanych na maj 2014 r. udział weźmie 65 proc. obywateli Polski. Zagłosować nie zamierza jedynie 8 proc. respondentów.

38 proc. ankietowanych zadeklarowało, że nie zagłosuje na kandydatów lub partię, która przyczyni się do uchwalenia niekorzystnej dla gospodarki Polski dyrektywy tytoniowej. Dla podobnej liczby respondentów nie będzie to miało decydującego znaczenia. 51 proc. ankietowanych zgodziło się, że coraz ostrzejsze restrykcje dotyczące zakazu palenia nie są priorytetem dla przeciętnego obywatela. Odmiennego zdania jest 23 proc. badanych.

- Dla Polaków, którzy borykają się głównie z problemami ekonomicznymi, wprowadzanie przepisów, które będą skutkowały stratami dla gospodarki i utratą miejsc pracy, jest po prostu niezrozumiałe - uważa dr Tomasz Teluk, prezes Instytutu Globalizacji.

63 proc. Polaków jest natomiast zdania, że jednoczesne wprowadzenie różnego rodzaju obostrzeń, jak zakazanie sprzedaży małych paczek papierosów, slimów, papierosów smakowych oraz zwiększenie rozmiarów komunikatów ostrzegających o negatywnych konsekwencjach palenia, drukowanych na opakowaniach, nie przyczyni się do zmniejszenia liczby palaczy w Europie.

Zdaniem obywateli naszego kraju instytucje unijne powinny zajmować się innymi sprawami, a kwestie związane z regulacjami rynku tytoniowego, pozostawić w gestii parlamentów narodowych. Twierdzi tak ośmiu na dziesięciu ankietowanych. Polacy są świadomi, że delegalizując określone typy papierosów, powiększa się czarny rynek produkcji i przemytu tytoniu.

Obraz
© (fot. PIMG)
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (458)