Polska droga do euro coraz bardziej wyboista

Z najnowszych prognoz Komisji Europejskiej wynika, że polską gospodarkę czekają najtrudniejsze chwile od czasu kryzysu rosyjskiego w 1998 roku. Eksperci Brukseli wątpią, czy w takiej sytuacji uda nam się utrzymać finanse publiczne w ryzach. Tymczasem od tego, czy wypełnimy kryterium dotyczące deficytu, zależy powodzenie planów przyjęcia wspólnej waluty w 2012 roku.

Polska droga do euro coraz bardziej wyboista
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

20.01.2009 | aktual.: 20.01.2009 12:13

2 proc. - o tyle, zdaniem Komisji Europejskiej, wzrośnie polska gospodarka w 2009 r. Wcześniej eksperci Brukseli szacowali dynamikę PKB na 3,8 proc. - podobnie jak Ministerstwo Finansów. Zdaniem Komisji, polskie przedsiębiorstwa znacząco ograniczą inwestycje, a wzrost gospodarczy napędzać będą tylko wydatki konsumpcyjne, wzmocnione przez cięcia PIT i malejącą inflację.

Bardziej radykalny w swoich ocenach był wczoraj J.P. Morgan. Bank szacuje tegoroczną dynamikę polskiego PKB na... 0 proc. Powód - ograniczenie zamówień z Unii Europejskiej, m.in. w sektorze motoryzacyjnym. Do tej pory bardziej pesymistyczny był tylko Danske Bank (w grudniu 2008 r. stwierdził, że polska gospodarka skurczy się o 0,5 proc.).

Uwaga na unijne limity

Bruksela zwróciła też uwagę na problemy z wykonaniem budżetu i realizacją planu ograniczania deficytu. Zgodnie z najnowszymi szacunkami Komisji, niedobór sektora rządowego i samorządowego wzrośnie w tym roku z obecnych 2,5 do 3,6 proc. A to oznacza, że Polska przestanie spełniać jedno z kryteriów zapisanych w traktacie z Maastricht (deficyt nie może przekraczać 3 proc. PKB).

Do niedawna wydawało się, że Polska pożegnała się na dobre z problemami budżetu. W kwietniu 2008 r. wyszliśmy z tzw. procedury nadmiernego deficytu. Obecność w niej uniemożliwiała formalne starania o przyjęcie euro.

Możemy wydać więcej

Co gorsza, Komisja ocenia, że jeżeli rząd nie podejmie "dodatkowych działań korekcyjnych", deficyt sektora będzie wysoki także i w 2010 r. Bruksela przypuszcza bowiem, że kryzys ograniczy konsumpcję i wzrost płac, a co za tym idzie, wpływy podatkowe. Dodatkowo rząd będzie zmuszony zwiększyć wydatki, aby przeciwdziałać skutkom spowolnienia.

Ministerstwo Finansów utrzymywało do tej pory, że sytuacja budżetu jest pod kontrolą, a tegoroczne wpływy podatkowe nie powinny być zagrożone. Resort wciąż jednak wstrzymuje planowaną pierwotnie na 15 stycznia publikację wykonania budżetu za 2008 r. Wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska potwierdziła ostatnio, że rząd musiał w grudniu dokonać cięć wydatków, brakowało bowiem wpływów z VAT. Wczoraj mogliśmy przeczytać komunikat, że "nie ma zagrożeń terminowości wypłat dla policjantów". Takie zapewnienia ukazywały się ostatnio kilka lat temu. Problem z kolejnym kryterium

Ryzyko niespełnienia kryterium fiskalnego jeszcze bardziej komplikuje ubieganie się Polski o wspólną walutę. Na miesiąc przed startem negocjacji z Brukselą w tej sprawie nasz kraj nie spełnia ani kryterium inflacyjnego, ani wymogów stawianych przepisom krajowym.

Tymczasem, aby przyjęcie euro w 2012 r. było realne, Polska musi przystąpić do mechanizmu ERM2, stabilizującego kurs krajowej waluty względem euro, jeszcze w tym półroczu. Samo ograniczenie wahań złotego również nie wydaje się proste. Wczoraj kurs euro wzrósł najpierw o osiem groszy, do najwyższego od listopada 2004 r. poziomu 4,345 EUR/PLN, aby spaść potem w okolice 4,30 EUR/PLN.

A może poczekać?

Aby Komisja Europejska ponownie mogła objąć nas procedurą nadmiernego deficytu, jej prognozy muszą się jeszcze zmaterializować. Ekonomiści przyznają jednak, że niepewność co do kondycji finansów publicznych w momencie, kiedy będziemy stabilizować kurs złotego, nie ułatwi nam zadania.

Z tego też powodu wraca pytanie o sens starania się o euro w tak trudnym czasie. - Moment wejścia do ERM2 będzie zapewne zależał od szybkości stabilizowania się sytuacji na rynkach walutowych - stwierdził wczoraj w rozmowie z agencją Reuters członek Rady Polityki Pieniężnej Andrzej Sławiński.Choć większość krajów członkowskich UE ma problemy z utrzymaniem deficytu poniżej 3 proc. PKB, trudno obecnie przypuszczać, że Bruksela złagodzi kryterium. - _ Aby zwiększyć zaufanie, konieczna jest poprawa stanu finansów publicznych _ - stwierdził Joaquín Almunia, unijny komisarz ds. polityki pieniężnej.

Opinie Christoph Riniker strateg ds. akcji, bank Julius Baer & Co., Zurych
O tym, że największe światowe gospodarki albo już są trapione przez recesję, albo wkrótce będą, mówi się od miesięcy. Zdołało to już w dużym stopniu wpłynąć na zachowanie giełd.

Według naszego scenariusza, sytuacja na giełdach w pierwszej połowie roku wciąż będzie zła. Możemy się spodziewać, że rezultaty wielu spółek pogorszą się w wyniku recesji. Najlepiej poradzą sobie branże, które będą mogły nadal liczyć na stabilne przychody, np. sektor farmaceutyczny. Sytuacja na rynkach może jednak zacząć wykazywać oznaki poprawy w drugiej połowie roku, gdyż inwestorzy wystarczająco już do tego czasu zdyskontują złe dane gospodarcze. Ceny akcji wielu spółek, także tych, które ponoszą obecnie straty, będą wtedy prawdopodobnie wyższe niż obecnie, mimo że sytuacja europejskiej gospodarki będzie ciągle zła.

Janusz Jankowiak GŁÓWNY EKONOMISTA POLSKIEJ RADY BIZNESU
Prognozy Komisji Europejskiej dotyczące PKB i deficytu nie są przesadzone. Sam szacuję, że niedobór sektora rządowego i samorządowego może sięgnąć w tym roku nawet 4 proc. PKB. Wystarczy popatrzeć na to, co dzieje się z konsumpcją i jak to wpływa na dochody z VAT.

Inwestorzy nie wzięli na razie polskiego budżetu pod lupę, stąd brak reakcji na przeszacowane dochody i nierealny program konwergencji. Im więcej jednak sygnałów o negatywnym wpływie kryzysu na finanse państwa, tym wiarygodność Polski będzie malała.

Rząd musi mieć świadomość, że po przystąpieniu do mechanizmu ERM2 potrzebne będą realne działania ograniczające deficyt. Boję się, że kosmetyczne cięcia wydatków nie wystarczą. Wciąż jest jednak możliwe wycofanie się z euro w 2012 r. z uwagi na problemy ze zmianą konstytucji.

*Gareth Williams strateg ds. akcji, ING Bank, Londyn *
W ciągu następnych miesięcy rynki mogą doświadczyć kilku wstrząsów. Związane one będą zapewne z napływem niekorzystnych danych makroekonomicznych i z pogarszającymi się wynikami wielu dużych spółek. Trudno jest dzisiaj jednoznacznie określić, jak sytuacja będzie się rozwijać w dłuższym okresie. Myślę jednak, że mówienie o tym, że jesteśmy już blisko dna cyklu albo że rynek wkrótce zdoła zdyskontować wszelkie złe sygnały, jest dzisiaj zbyt ryzykowne.

O późniejszym zachowaniu rynków może nam wiele powiedzieć zaczynający się sezon wyników kwartalnych. Zobaczymy, w jakim stopniu będą one skłonne reagować na złe dane ze spółek. Stosunkowo najlepiej będą sobie radzić telekomy, producenci żywności oraz branża medyczna.

Pieniądze odpływają od nas

Z powodu coraz gorszych prognoz dla Polski i regionu wczoraj spadały indeksy giełd akcji i osłabiały się waluty państw Europy Środkowo-Wschodniej. Zła atmosfera wiąże się też z niestabilną sytuacją w Rosji, gdzie konieczne są dewaluacje rubla, by utrzymać w ryzach tempo jego spadku. W ciągu siedmiu ostatnich dni dokonano tego sześć razy. Wczoraj kurs dolara przekroczył 33 ruble, co było najwyższym poziomem od 1998 r., kiedy Rosja ogłosiła niewypłacalność. Niechęć do rosyjskiej waluty jest związana z notowaniami surowców, szczególnie ropy naftowej, które są istotnym elementem oceny jej atrakcyjności. Te pozostają niskie.

Indeks WIG zniżkował wczoraj o 2,7 proc. i osiągnął niecałe 25,5 tys. pkt. Tym samym stanął przed perspektywą testowania ubiegłorocznego dołka bessy, który wypadł zaledwie przy 24 853 pkt. Brakuje więc do niego już jedynie około 2,5 proc. Ceny akcji w Rosji poszły wczoraj w dół o ponad 6 proc. Złoty kończył dzień niewielkim spadkiem względem euro i większą zniżką wobec dolara, co było odzwierciedleniem umocnienia amerykańskiej waluty kosztem wspólnego pieniądza. Potwierdzeniem negatywnego nastawienia inwestorów do aktywów z naszego regionu były ostatnie dane Emerging Portfolio, firmy monitorującej przepływy kapitału na świecie. Wykazały one 23. kolejny odpływ środków z funduszy lokujących w akcjach na rynkach wschodzących Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki (EMEA). W przypadku węższej kategorii - europejskich emerging markets - z ostatnich 32 tygodni aż 29 zakończyło się ucieczką kapitału. Nie są to może duże kwoty - w ostatnim tygodniu w przypadku regionu EMEA chodziło o 79 mln USD, ale przy obecnej
płynności na rynkach i braku kapitału takie środki też się liczą. Sytuacja jest tym gorsza, że także z rynków dojrzałych napływają złe wiadomości. Europejski DJ Stoxx 600 poszedł wczoraj w dół o 1,7 proc. Głównie za sprawą branży finansowej. Royal Bank of Scotland stracił około 70 proc., po tym jak przestrzegł przed ogromną stratą.

Unia na wstecznym

Produkt krajowy całej Unii Europejskiej może w tym roku zmniejszyć się o 1,8 proc. Na przyszły rok Komisja Europejska prognozuje lekkie ożywienie - wzrost gospodarczy wyniesie 0,5 proc. Takie będą skutki dla unijnej gospodarki zaostrzającego się kryzysu finansowego, a także globalnej recesji, co znajduje wyraz w poważnym ograniczeniu handlu światowego i produkcji przemysłowej, a w niektórych krajach również budownictwa mieszkaniowego.

Pewną ulgę powinny przynieść większe wydatki rządowe i finansowane z budżetów inwestycje infrastrukturalne. Do podtrzymania konsumpcji przyczyni się zaś wyraźne złagodzenie presji inflacyjnej. Ogłaszane od sierpnia 2008 r. programy stymulacyjne powinny ograniczyć spadek PKB o około 0,75 pkt proc.

Dla globalnej gospodarki Komisja Europejska przewiduje wzrost w tym roku o 0,5 proc., w porównaniu z 3,3 proc. w 2008 r. i 5 proc. średniej dla lat 2004-2007.

Już w 2008 r. zaczęła pogarszać się sytuacja na rynku pracy w większości krajów członkowskich Unii. Reagując z pewnym opóźnieniem na zmiany tempa wzrostu PKB, zatrudnienie będzie spadało w tym roku i w całej Unii zostanie zlikwidowanych około 3,5 mln miejsc pracy. W rezultacie stopa bezrobocia może zwiększyć się do 8,75 proc. w Unii i 9,25 proc. w strefie euro i nadal będzie rosła w 2010 r.

Pogarszająca się koniunktura gospodarcza będzie też negatywnie wpływała na sytuację finansów publicznych. Zmniejszą się wpływy z podatków w wyniku spowolnienia gospodarczego i stosowania ulg podatkowych w celu ożywienia popytu. Nadzwyczajne programy pomocowe zwiększą zaś wydatki budżetowe do 1 proc. PKB w skali całej Unii. W rezultacie jej deficyt budżetowy wzrośnie w tym roku ponaddwukrotnie, do 4,5 proc., a w strefie euro z 1,75 do 4 proc. PKB. Inflacja ma w tym roku spaść do 1,2 proc. w Unii i 1 proc. w strefie euro.

Również analitycy J.P. Morgan skorygowali w dół prognozy PKB dla regionu Europy Środkowej do 0 proc., z 1,5 proc. poprzednio. Uzasadnili to głębszą od przewidywanej recesją w Europie Zachodniej, spadkiem sprzedaży samochodów i cięciami w produkcji sektora motoryzacyjnego. "Gospodarki państw Europy Środkowej są szczególnie podatne na załamanie się globalnej sprzedaży samochodów, gdyż sektor motoryzacyjny daje 10-15 proc. ich produkcji przemysłowej, generuje 15-20 proc. eksportu i około 5 proc. PKB" - napisali analitycy J.P. Morgan.

Krzysztof Stępień

Jerzy Boćkowski

Konrad Krasuski

Hubert Kozieł

Tekst z kolumny nr 2 Gazety Giełdy Parkiet

europarkietue
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)