Pożar w escape roomie. Branża rozwija się bardzo dynamicznie, ale kompletnie poza kontrolą
Biznes escape roomów od 5 lat rośnie jak na drożdżach. Niestety prawo nie nadąża za rozwojem branży. Nie ma żadnych przepisów dotyczących bezpieczeństwa. W każdym pokoju jest z reguły "panic button", ale nikt nie sprawdza, czy otwiera on drzwi.
Polskę ogarnęło prawdziwe szaleństwo związane z escape roomami. Trudno już znaleźć wśród znajomych kogoś, kto nie był na urodzinach, wieczorze kawalerskim, panieńskim czy imprezie firmowej z pokojem zagadek na liście atrakcji.
4 miliony graczy w 2017 r. nie podpowiedziało jednak legislatorom, że konieczne jest stworzenie przepisów, które będą odpowiadały za bezpieczeństwo klientów takich firm. Tradycyjnie już rzeczywistość wyprzedziła wolno mielące koła legislacji w naszym kraju i doszło do straszliwej tragedii.
Escape Room - o co w tym chodzi?
Po pożarze w Koszalinie trudno w to uwierzyć, ale jak już pisaliśmy w WP, kontrola escape roomów w Polsce przez straż pożarną jest mocno ograniczona. Wszystko dlatego, że zgodnie z prawem to zwykła działalność gospodarcza.
Firmę założyć może każdy, nawet we własnym domu. Wtedy strażacy nie mogą sprawdzać takich pomieszczeń. Z kolei w miejscach użyteczności publicznej wygląda to zupełnie inaczej i możliwości kontrolne rosną.
Jednak zgodnie z prawem w przypadku tego rodzaju działalności gospodarczej nie jest wymagany odbiór pomieszczenia przez straż pożarną. To zaskakujące, bo w całej zabawie chodzi przecież o wydostanie się z zamkniętego escape roomu.
Przycisk otwierający drzwi?
Sprawdzenie zatem, czy "panic button" faktycznie otwieraja drzwi, czy są drogi ewakuacyjne, powinno być wymagane, a nie jest. W Koszalinie, według wstępnych ustaleń straży pożarnej, nie było drogi ewakuacji i najprawdopodobniej nie było też takiego przycisku.
Urządzenia grzewcze były zbyt blisko materiałów łatwopalnych, a instalacje elektryczne prowizoryczne. Co więcej, osoba odpowiedzialna za prowadzenie tej działalności w chwili wybuchu pożaru prawdopodobnie nie znajdowała się na miejscu, a gaśnice w ogóle nie zostały użyte.
Dopiero po tej tragedii na polecenie szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego straż pożarna od rana prowadzi inspekcje escape roomów w całej Polsce. Być może też dopiero teraz powstaną specjalne dla takich pomieszczeń przepisy.
Jednak już dziś przed strażakami mnóstwo pracy. Według statystyk z pierwszego raportu o branży w Polsce jest więcej escape roomów niż u naszego większego i bogatszego sąsiada. W Niemczech jest ich nieco ponad 750, a w Polsce ponad 1000.
5 lat i 1000 escape roomów
Wszystko zaczęło się od wydanej w 1995 r. gry komputerowej "Teenagent", w której trzeba było wydostawać się z pomieszczeń. To ona stała się inspiracją dla twórców escape roomów.
Pomysł odpalił jednak z dużym opóźnieniem, bo w Polsce pierwszy escape room pojawił się dopiero w 2014 r. we Wrocławiu.
Według raportu lockme.pl, skupiającego 95 procent polskich escape roomów, w 2017 r. z tej rozrywki skorzystało już 4,13 mln osób. Wielbiciele escape roomów (ER)
zostawili w nich 200 mln zł. Największą ofertą może się pochwalić tu Warszawa, w której zlokalizowanych jest ponad 120 pokojów ucieczki.
Rynek w zdecydowanej większości jest rozdrobniony. Najczęściej firma ma jeden pokój, ale np. Lock me Out, która byłą tą pierwszą w Polsce, ma już 26 pokoi w 6 miastach. Zgodnie z raportem, na początku rozwoju branży w urządzenie ER trzeba było zainwestować maksymalnie do 15 tys. zł.
Teraz jednak oczekiwania miłośników tej rozrywki są większe. Nowoczesne i bardzo realistyczne pokoje mogą kosztować nawet blisko 100 tys. zł. Za zabawę w klimacie horroru, kryminału czy szpitala psychiatrycznego trzeba zapłacić od 80 do nawet 200 zł za całą grupę "ucieczkowiczów”.
Ten biznes daje świetnie zarobić, dlatego liczba escape roomów z roku na rok dynamicznie rośnie. Pojawiają się nowe fabuły, pomysły, zagadki logiczne czy nowy sprzęt urozmaicający zabawę. Jednak zgodnie z ustaleniami Wirtualnej Polski ER w Koszalinie nie był tym innowacyjnym i nowoczesnym.
Mamy system przeciwpożarowy
W pomieszczeniu o powierzchni 7 m kw., z którego miały się wydostać nastolatki, było tylko minimalistyczne wyposażenie - fotele i lampa. O standardach bezpieczeństwa chcieliśmy porozmawiać z właścicielami dużych sieci ER w Polsce.
Nikt jednak nie chciał z nami dziś rozmawiać. Branża jest bardzo młoda i jeszcze nie zorganizowana. Po tragedii na facebookowych profilach różnych firm pojawiło się jednak takie samo oświadczenie.
"Właściciele polskich escape roomów łączą się w bólu z rodzinami ofiar pożaru w Koszalinie. Ogrom Państwa straty jest niemożliwy do wyobrażenia. Nasze myśli i modlitwy są z Państwem w tych bolesnych i trudnych chwilach.
Z pierwszych docierających do opinii publicznej informacji wynika, że przyczyną tragedii były najprawdopodobniej rażące i niedające się usprawiedliwić zaniedbania w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom gry".
W dalszej części przedstawiciele tej branży podkreślają, że dbałość o bezpieczeństwo i zdrowie graczy jest dla nich priorytetem. Deklarują również współpracę ze Strażą Pożarną i wyrażają nadzieję, że poprawi to bezpieczeństwo graczy i zapobiegnie powtórzeniu się podobnej tragedii w przyszłości.
Z kolei FunEscape zapewnia na swoim profilu, że w ich ER jest bardzo bezpiecznie, a za ochronę przeciwpożarową odpowiada nowoczesny system. Być może już za chwilę stanie się to obowiązkowym elementem wyposażenie escape roomów.
Przerażające i smutne jest jednak to, że musiało dojść do tak tragicznego wypadku, by rządzący zajęli się bezpieczeństwem miłośników takich rozrywek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl