Pracują więcej. Czy zarabiają więcej?

Wpadli w pracoholizm, bo chcieli zarabiać więcej. Szefowie mówią wprost: nie będziemy hodować pracoholików.

Pracują więcej. Czy zarabiają więcej?

17.07.2009 | aktual.: 23.07.2009 11:45

Wpadli w pracoholizm, bo chcieli zarabiać więcej. Zdaniem specjalistów praca na kilku etatach lub po godzinach daje więcej pieniędzy, ale na krótko.

Piotr: zarabiałem 8 tys. teraz jestem bez pracy

Piotr Widawski, menedżer w dziale sprzedaży firmy sprzedającej sprzęt elektroniczny, pracował dużo, bo jak twierdzi chciał zarabiać więcej. Liczył na nadgodziny i premie. Zależało mu na awansie. Dlatego z firmy wychodził jako ostatni, przed komputerem siedział jeszcze w domu. Był też dyspozycyjny w weekendy. Żona nie krytykowała go. Ustalili, że teraz będą pracować jak szaleni, a potem sobie to odbiją – wyjadą w podróż, nie będą mieli kredytów. Początkowo Piotr odnosił sukcesy. Szef chwalił jego zaangażowanie. Oprócz pensji zasadniczej wynoszącej 7 tys. zł, dostawał co miesiąc premie uznaniowe w wysokości ok. tysiąca złotych. Zdarzyło się, że przepracował wszystkie weekendy w miesiącu. Szef był w siódmym niebie. Taki stan rzeczy nie trwał jednak długo. Piotr zaczął nie dawać rady. Wpadł w uzależnienie od pracy. Z jednej strony nie mógł pracować z przemęczenia, z drugiej nie mógł nie pracować. Wreszcie popełnił błąd w ważnej umowie, firma straciła dużo pieniędzy i Piotr musiał pożegnać się z pracą, z którą
wiązał nadzieje.

Prysły marzenia o domu pod miastem, o podróżach i świętym spokoju na starość.
- Od dwóch miesięcy szukam pracy i właściwie nie zarabiam. Do tego stanu doprowadził mnie pracoholizm. Byłem u lekarza, który sugerował wizytę u psychologa. Niestety nie mogę sobie pozwolić na kolejne wydatki, nie mam pracy, nie wiem jak długo nie będę mieć - mówi Piotr Widawski, obecnie bezrobotny, pracował średnio po 12-13 godzin dziennie.

Danuta: zarabiam łącznie 1,2 tys. zł, mam 3 prace

Danuta Grajek też trafiła do lekarza. Nie mogła spać w nocy, pojawiły się trudności trawienne. Piła po kilkanaście kaw dziennie, bo jak twierdzi - musiała. Zdaniem lekarza wpadła w pracoholizm. Jej zdaniem - do trudności zmusiło ją życie.

- Pracoholizm to może jest u bogatych. Zwykli, biedni ludzie z problemami nie mają wyjścia, muszą pracować, nikt im niczego nie da za darmo. Ja zostałem na lodzie, po tym jak mąż zostawił mnie z czwórką dzieci. Do tego straciłam pracę. Byłam kucharką w restauracji i byłam zadowolona z zarobków, miałam na rękę co miesiąc 1,5 tys. zł. Niestety właściciel zamknął lokal. Teraz pracuję gdzie się da. Wstaję rano i biegnę do spółdzielni, sprzątam klatki schodowe. Przed południem lecę do sąsiadki i pilnuję jej dzieci, po południu pracuję w barze szybkiej obsługi. Robię w nim wszystko, przygotowuję hamburgery, zmywam tace, sprzątam. W domu jestem około 22. Pracuję też w soboty i niedziele, pomagam przy weselach, jako kucharka lub kelnerka. Z przepracowania ledwo żyję, piję dużo kaw, a nocy nie mogę spać, źle się czuję, jestem strzępkiem nerwów. Lekarz stwierdził, że mam za dużo na głowie i że zauważył u mnie objawy przepracowania. Powiedział, że jestem pracoholikiem i powinnam udać się do psychologa na terapię.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Przecież nie stać mnie na to, ani na to, by mniej pracować - mówi Danuta Grajek, z Gdańska, miesięcznie zarabia 1,2 tys. zł, pracuje co dzień od 5 do 22.

Patrycja: nie mogę spać, jestem roztrzęsiona, zarabiam ok. 10 tys. zł

Patrycja od początku tego roku pracuje co dzień od 6 do 18, również w sobotę i niedzielę. Jest architektem. Jej firma ma mniej zleceń i zwolniła w marcu 5 osób. Okazuje się, że cięcie zatrudnienia objęło zbyt dużo osób. Ci, którzy pozostali w firmie, ledwo wyrabiają się z pracą. Szef jest jednak zadowolony, że ograniczając koszty zatrudnienia realizuje zlecenia bez zakłóceń. Nie widzi tego, że jego pracownicy czują się coraz gorzej, popadają w pracoholizm. Pracownicy nie chcą się przeciwstawiać i protestować przed przyjęciem kolejnych zleceń, liczą na premie.

- Pracujemy więcej dla pieniędzy. Pomyślałam, że to dobry czas. Chcę teraz zarobić, gdy szef zorientuje się, że nie wyrabiamy się, zatrudni nowe osoby i każdy będzie miał nieco mniej pracy. Tym samym mniej pieniędzy z premii za realizację projektów. Pracuję grubo ponad 10 godzin dziennie już kilka miesięcy. Marzę o urlopie, chcę się opalić, wyspać. Już mam kłopoty ze snem, bo z powodu zbyt dużej ilości kaw i napojów energetyzujących jestem roztrzęsiona i gdy kładę się spać, po prostu nie mogę zasnąć. Mało jem, schudłam ponad 5 kilogramów. Często boli mnie głowa. Cierpi też moja rodzina, mieszkam sama, nie mam chłopaka, ale moi rodzice bardzo się o mnie martwią, bo nie mam czasu ich odwiedzić – przyznaje Patrycja, pracuje po 12 godzin dziennie, zarabia niecałe 5 tys. zł, z premii za projekt ma miesięcznie drugie tyle.

Psycholog: Pracoholicy zarabiają na krótko

Czy rzeczywiście ktoś kto pracuje więcej zarabia więcej? Pracodawcy, ale też psychologowie mówią, że nie. Liczy się jakość pracy i efektywność. Szczególnie niebezpieczne jest uzależnienie od pracy. Pracoholik, który początkowo mógł być efektywny i tym samym lepiej wynagradzany, prędzej czy później stanie się strzępkiem nerwów. Wypalenie zawodowe i zmęczenie spowodują, że jego kreatywność i efektywność spadną. A osoba taka stanie się „pustym pracownikiem” i nie będzie mogła pracować.

- Żeby dobrze pracować i zarabiać, trzeba być wypoczętym i zdrowym. Musimy spać, musimy odpoczywać psychicznie i fizycznie w weekend, musimy umieć odreagować stres, jeśli chcemy mieć siły na to, by pracować. Dłuższa praca to krótkotrwała metoda na podreperowanie budżetu. Prawie każdy pracoholik mówi, że pracował więcej, bo chciał więcej zarabiać, spłacić kredyt, kupić samochód, awansować. Ale nikt nie wytrzymał pracy po kilkanaście godzin dziennie na dłuższą metę. W rezultacie na przepracowaniu można tylko stracić – wyjaśnia Irena Fijałkowska, psycholog, doradza pracodawcom podczas rekrutacji.

Szef: Nie płacę pracoholikom

Jan Tadeusiak, szef firmy Inter Viet, która handluje m.in. wózkami widłowymi, mówi, że nie płaci więcej pracownikom, którzy więcej pracują.

- To oszukiwanie samego siebie. Za nadgodziny jest dodatkowa pensja, ale jeśli ktoś codziennie siedzi po godzinach, wiadomo, że nie odpoczywa. Zmęczony pracownik, czy cierpiący z powodu pracoholizmu, jest zagrożeniem dla firmy, bo może zrobić błąd. U mnie ktoś taki nie dostanie więcej pieniędzy, nie chcę hodować pracoholików. Oczywiście, że zdarza się praca po nocach. Ale zasada jest taka, dziś pracujesz więcej, a jutro mniej, żeby odpocząć – twierdzi Tadeusiak.
Tomasz Dobraś

zatrudnieniepracoholizmzarobki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (118)