Pracują za darmo
Dorota wyjechała do Tanzanii na misję, Paweł wybrał Ugandę. Są młodzi, wykształceni i pożądani przez pracodawców. Dlaczego pracują za darmo?
13.05.2008 | aktual.: 14.05.2008 10:30
Dla jednych to sposób na życie, dla innych ciekawe doświadczenie w czasie studiów, a jeszcze inni w ogóle nie widzą siebie w tej roli. Wciąż jednak są ludzie, którzy pragną zostać wolontariuszami.
Możliwości jest mnóstwo – od pracy na rzecz lokalnej społeczności, przez ochronę środowiska, po wyjazd na misję w krajach trzeciego świata. Wolontariat nie jest zajęciem dochodowym.
Uczestnicy rozmaitych programów mogą liczyć tylko na zwrot kosztów poniesionych w związku z realizowanym zadaniem, a w przypadku wolontariatu wyjazdowego – wyżywienia i zakwaterowania lub diet na życie oraz pokrycia kosztów szkolenia.
Jednak coraz więcej jest osób, którym nie zależy na kumulacji środków materialnych lub funkcjonowaniu w ramach korporacji. Wolontariat okazuje się dla nich sposobem na życie. Są też tacy, którzy tę działalność traktują jako okres przejściowy przed podjęciem stałego zatrudnienia. Wiele osób, które jeszcze nie zakończyły edukacji, postanawia zrobić sobie przerwę, na przykład wziąć urlop dziekański i wyjechać na misję. Jest to także okazja do zdobycia cennych umiejętności, które później pomogą w zdobyciu zatrudnienia.
- Pracodawcy postrzegają wolontariat jako bardzo cenne doświadczenie. Szefowie cenią w kandydatach, którzy byli wolontariuszami, wszechstronność, gotowość do poświęceń, samodzielność, pracę dla celu, a nie dla pieniędzy, zaangażowanie, empatię, odwagę – tłumaczy Karolina Michalska z firmy IPK Doradztwo Personalne, dodając, że w biznesie dobrze postrzegane są tego typu doświadczenia. - Po prostu dobrze świadczą o człowieku, nie tylko o pracowniku. Jednak wszystko zależy od tego, na jakie stanowisko posiadacz takiego doświadczenia aplikuje. Pracodawca ma powody obawiać się, że jeśli praca będzie monotonna – istnieje duże zagrożenie – że osoba, posiadająca silną potrzebę działania i brania spraw w swoje ręce – po prostu szybko się znudzi. Ale czy wolontariusz mający na koncie misje w Afryce zgłosi się do pracy na stanowisko referenta ds. księgowych? Raczej nie...
Dorota Gadzinowska, absolwentka Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim trzy lata temu wyjechała do Tanzanii jako wolontariuszka Polskiej Akcji Humanitarnej. Wcześniej, z ramienia innej organizacji, odbyła wolontariat w Irlandii. Tam jej zadaniem była opieka nad niedożywionym dziećmi z biednych rodzin. Skąd ten pomysł? Od najmłodszych lat odczuwała potrzebę udzielania się społecznie, niesienia pomocy.
Polska Akcja Humanitarna w ramach programu GLEN (Global Education Network of Young Europeans) organizuje staże dla młodych ludzi zainteresowanych edukacją rozwojową. Praca w lokalnych organizacjach, pozwala uczestnikom poznać rzeczywistość krajów "Globalnego Południa". Sieć zrzesza organizacje humanitarne z 12 krajów. Każdy wyjazd jest okazją na poznanie nowych miejsc i ludzi z całej Europy. Nie wystarczą jednak dobre chęci. Długoterminowy wolontariat za granicą jest bowiem ogromnym wyzwaniem. Trzeba mieć do niego predyspozycje oraz odpowiednio się przygotować. Pożądane są osoby doświadczone w pracy wolontariackiej, a szczególnie w realizowaniu projektów, samodzielnych, ale jednocześnie zdolnych do pracy zespołowej.
Aby wziąć udział w letnim stażu, decyzję podjąć trzeba z półrocznym wyprzedzeniem, PAH czeka bowiem na zgłoszenia do połowy stycznia. Wymagana jest także dokonała znajomość języka angielskiego lub francuskiego. Organizatorzy nie szukają ludzi, którzy chcą zbawić świat w trzy miesiące. Chodzi o ludzi, którzy chcą poznać inną rzeczywistość, nauczyć sie czegoś nowego i zdobytą wiedzę wykorzystać, robiąc cos pożytecznego po powrocie. Wolontariusz powinien współpracować z lokalną społecznością i cały czas się od niej uczyć.
Niewątpliwie wiele nauczył się Paweł, który wyjechał na trzymiesieczny program do Ugandy. Wcześniej Paweł studiował socjologię i ma za sobą doświadczenie z pracy w rodzinnym domu dziecka. Zawsze interesowały go kraje rozwijające się, więc gdy pojawiła się okazja, by w Ugandzie uczyć dzieci angielskiego, nie wahał się długo.
- Pierwszy miesiąc był najłatwiejszy, bo wszystko było nowe. Kryzys przyszedł podczas drugiego. W zasadzie podczas takiego wyjazdu, przez cały czas towarzyszy nam poczucie bezradności i dlatego trzeba starać się zdystansować. Nie jest to łatwe, ale konieczne, by realizować swoje zadania. Myślę, że po trzech miesiącach poznaje się już kod kulturowy. I wtedy właśnie program się kończy – opowiada Paweł Mania. - Będąc trzy miesiące na GLEN - ie tak naprawdę wynosimy znacznie więcej niż dajemy. Nie znaczy to, że nie możemy także po powrocie mieć wpływu na poprawę życia w krajach Południa. Myślę, że właśnie w tym momencie jesteśmy w stanie tak naprawdę "działać"! Zaopatrzeni w odpowiednie doświadczenie i wiedzę, możemy sami uprawiać tak zwaną edukację globalną w swoim własnym środowisku i uczulać je na problemy globalnego świata i krajów rozwijających się. Taki wyjazd to często szok kulturowy. Natomiast po powrocie niełatwo przystosować się z powrotem do życia w kraju. Niektórzy nie są wręcz w stanie wrócić do
wykonywanej wcześniej pracy biurowej. Inni, choć są w stanie się przystosować, tęsknią za mniej konwencjonalnym stylem życia, marzą im się kolejne dłuższe wyjazdy.
W przypadku stażu z ramienia PAH, powrót do kraju wiąże się z dalszą pracą wolontariacką na rzecz organizacji. Wymagany minimalny wymiar to 20 godz. w skali miesiąca. Zajęcia można dostosować do sowich zainteresowań i predyspozycji. Jedni prowadzą więc szkolenia dla osób, które dopiero chcą wyjechąć, inni piszą artykuły lub przygotowują materiały informacyjne.
Zdaniem Pawła udział w wolontariatach zmienia sposób postrzegania życia i świata. Tak było w jego przypadku, bowiem pobyt, na który zdecydował się w wieku 20 lat, okazał się przełomowy. Między innymi zdał sobie sprawę, że tempo, w którym żyjemy w Europie, nie jest wszechobecne.
- Dowiadujemy się, co jest w nas indywidualne, a co uwarunkowane kulturowo. Uświadamiamy sobie, co w naszym życiu jest niezbędne, a co jest przywilejem. Mieszkając w szkole bez bieżącej wody i elektryczności, zdałem sobie sprawę, że nie jest to tak trudne, jak się spodziewałem – opowiada dziś.
Wyjazd na misię pozwala nam rozprawić się ze stereotypami dotyczącymi "trzeciego świata". Jednak wolontariusze sprzeciwiają się używaniu tego określenia, bowiem jest ono wartościujące. A w jaki sposób zmienić się może nasza perspektywa, nasz sposób postrzegania? Jak pozbyć się możemy stereotypów? Paweł odkrył, że większość jego uczniów nigdy nie widziała na wolności słonia ani żyrafy. Zwierzęta zamknięte są bowiem w rezerwatach, na wstęp do których ich nie stać. Inne zaskakujące spostrzeźenie było takie, że bieda wcale nie oznacza smutku, a mieszkańcy Ugandy są niezwykle otwarci na nowe kontakty.
W roku bieżącym polskich uczestników czekają wyjazdy na projekty do Ugandy, Nigerii, Mozambiku, Senegalu, Kamerunu oraz na Madagaskar. Każdy projekt jest realizowany przez 2 lub 3 uczestników z różnych krajów Unii Europejskiej. Podczas rekrutacji, oprócz znajomości języka obcego, brane jest pod uwagę dotychczasowe doświadczenie, zaangażowanie w edukację rozwojową, globalną lub humanitarną oraz chęć kontynuowania tej pracy po powrocie ze stażu. Wyjazd poprzedzają seminaria przygotowawczych, a po powrocie w seminarium ewaluacyjnym. Szczegółowe informacje dotyczące programu, a także opisy tegorocznych projektów znajdują się na stronie internetowej PAH - (www.pah.org.pl/glen.
Można się także zgłaszać się do udziału w projekcie Wolontariatu Europejskiego. W jego ramach polscy wolontariusze wyjeżdżają do innych krajów europejskich, a wolontariusze z Europy przyjeżdżają do organizacji polskich, aby przez okres kilku miesięcy pracować społecznie w polskich organizacjach i instytucjach. Możliwości jest mnóstwo. Można prowadzić za granicą badania naukowe lub pomagać niepełnosprawnym. Wyjazdy i pobyty finansowane są z funduszy programu Młodzieź w ramach Wolontariatu Europejskiego.
(rasz)