Przed wakacjami benzyna przebije barierę 5 zł za litr

Wszystko wskazuje na to, że jeszcze w czasie wakacji cena benzyny przekroczy w Polsce magiczną kwotę 5 zł za litr. W ślad za benzyną w górę pójdą ceny transportu, towarów i usług, a więc inflacja jeszcze bardziej oddali się od zakładanego na ten rok poziomu 2,5 proc. A to oznacza dla gospodarki poważne kłopoty.

Przed wakacjami benzyna przebije barierę 5 zł za litr
Źródło zdjęć: © WP.PL

10.06.2008 | aktual.: 02.07.2008 08:45

Już teraz, gdy za baryłkę ropy na światowych rynkach trzeba zapłacić 130-140 dol., sprzedawana na polskich stacjach PB98 potrafi kosztować nawet 4 zł 92 gr. Tymczasem eksperci banku Morgan Stanley przewidują, że do 4 lipca cena za baryłkę skoczy do poziomu 150 dol. Jeśli tak się stanie, wówczas paliwo w Polsce podrożeje o kolejne 35 gr za każdy litr - wynika z szacunków firmy E-petrol, analizującej polski rynek paliwowy. W ten sposób każdy zatankowany bak stanie się dla nas poważnym wydatkiem.

Mimo wcześniejszych zapowiedzi rząd nie zamierza w najbliższym czasie przeprowadzić rozmów z prezesami dużych firm paliwowych. Przypomnijmy, że premier Donald Tusk obiecał zorganizować takie spotkania, by znaleźć sposób na obniżkę cen paliw na stacjach. Nie ma też nadal mowy o postulowanej m.in. przez naszą gazetę obniżce akcyzy, choć można by było w ten sposób zmniejszyć cenę każdego litra benzyny o ponad 30 gr.

|

Obraz
Obraz

_ Poprosiliśmy Orlen i Lotos o przedstawienie analizy sytuacji na rynku paliw. Jeśli będzie taka potrzeba, premier spotka się z przedstawicielami tych firm _ - mówi enigmatycznie rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka. _ Jeśli chodzi o akcyzę, to cały czas monitorujemy sytuację. Takich decyzji nie można podejmować pochopnie _ - dodaje.

Brak decyzji w sprawie akcyzy jest ostro krytykowany przez opozycję. Niezadowolony jest także koalicjant PO w rządzie, czyli PSL.
_ Obniżenie akcyzy powinno być poważnie rozważone. Ceny paliw wpływają przecież na ceny innych produktów i usług. Jeśli zostaną utrzymane na tak wysokim poziomie, to gospodarka się rozjedzie _ - powiedział naszej gazecie Franciszek Stefaniuk, wiceprzewodniczący klubu PSL.

Stanowiska rządu broni Andrzej Bratkowski, główny ekonomista banku Pekao SA. Jego zdaniem wysokie ceny ropy to stały trend, do którego gospodarka musi się przygotować, inwestując w nowoczesne technologie energooszczędne.
_ Zmniejszenie akcyzy byłoby złym pomysłem, bo zniechęciłoby gospodarkę do oszczędzania energii. A energię musimy oszczędzać _ - mówi Bratkowski. _ Rząd nic nie może poradzić na wahnięcia globalnych cen, tak jak nie mógłby poradzić na suszę, biegając po polu i podlewając rośliny. _

Bratkowski przyznaje równocześnie, że gdyby w budżecie było więcej pieniędzy, wówczas rząd mógłby bardziej aktywnie reagować na wzrost cen paliw. Zwłaszcza że przekłada się on bezpośrednio na inflację oraz wolniejszy rozwój gospodarki. Z wyliczeń ekonomisty wynika, że każde 20 dol., jakie trzeba dodatkowo zapłacić za baryłkę ropy, oznacza zmniejszenie wzrostu PKB w Polsce o 0,1 proc. I to przy obecnym, niskim kursie dolara do złotego.

Wyższe o 10 proc. ceny paliw w Polsce oznaczają też wyższą o 0,42 pkt proc. inflację. To dla naszej gospodarki poważne zagrożenie, bo inflacja już się zbliża do poziomu 4 proc.

Trudno przewidzieć, o ile jeszcze ropa może podrożeć, a szanse na szybką zmianę trendu są bliskie zeru, bo popyt na paliwo będzie nadal rósł (głównie ze względu na szybko bogacące się kraje Azji). Jednak najgorszy wpływ na cenę ropy ma słaby dolar oraz napływ spekulacyjnego kapitału na światowe giełdy paliwowe.

_ Gdyby nie spekulacja, ropa naftowa mogłaby kosztować %0770 dol. za baryłkę _ - stwierdził wczoraj przewodniczący OPEC Chakib Khelil. Jego zdaniem, gdyby dolar nie był tak dramatycznie słaby w stosunku do innych walut, cena jednej baryłki tego surowca mogłaby być nawet o 40 dol. niższa. W poniedziałek baryłka ropy kosztowała niemal 135 dol.

_ Wysokie ceny ropy naftowej nie są wynikiem braków tego surowca _ - zapewniał Khelil.

Galopujące ceny paliw powodują, że protesty przeciw podwyżkom przetaczają się przez coraz to nowe kraje. Doszło do nich m.in. w Indiach i w Malezji, gdzie ceny benzyny wzrosły o 41 proc., a ropy aż o 63 proc. Spirala podwyżek dotknęła też Sri Lankę i himalajskie królestwa Nepal i Bhutan, a nawet zasobną w brunatne złoto Indonezję. Ludność tych krajów obawia się drastycznego wzrostu kosztów utrzymania i inflacji, dlatego niewykluczone, że fala protestów rozleje się szerzej.

Konsumenci burzą się także na Półwyspie Iberyjskim, gdzie przeciw paliwowej drożyźnie zaprotestowały wczoraj dziesiątki tysięcy kierowców ciężarówek, blokując obwodnice Madrytu i Barcelony, a także przejścia graniczne.

Emocje właścicieli samochodów i ciężarówek rozpala sytuacja na rynku. W ostatni piątek ceny ropy po prostu oszalały. W ciągu jednego dnia skoczyły o 8 proc., sięgając niemal 140 dol. za baryłkę. To był największy jednorazowy skok cen tego surowca w historii. I choć wczoraj notowania ropy spadły o ok. 5 dol. na baryłce, wiele światowych giełd, zwłaszcza azjatyckich, zanotowało spadki. Najwyraźniej inwestorzy zaczynają się bać, że nieprzewidywalny rynek paliwowy ponownie rozchwieje światową gospodarkę, która jeszcze się nie wyleczyła z amerykańskiego kryzysu.

Alina Białkowska, Tomasz Dąbrowski
POLSKA Dziennik Zachodni

autopaliwopodwyżka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)