Rachunek w krótkim terminie
Do niedawna placówki bankowe pojawiały się niemal na każdym rogu ulicy, wypierając sklepy czy bary. Zależało na tym nie tylko samym bankom.
Przegląd tygodnia
Podobało się też mieszkańcom nagle "ubankowionych" okolic - deponenci rzadko awanturują się albo śpiewają po nocy. Wkrótce głośne stały się jednak przypadki protestów - najczęściej władz miast czy dzielnic miast, które uznawały, że ekspansja placówek bankowych poszła za daleko. Czy rzeczywiście?
Jak wskazuje podsumowanie "Parkietu", uruchamianie nowych oddziałów wciąż przynosi oczekiwane efekty - pozwala pozyskać nowych klientów. Problemem każdego banku z osobna jest to, jacy to mają być klienci. Ci gracze, którzy walczą o depozyty, mogą zadowolić się mniejszą liczbą przyciągniętych osób - ważna jest zasobność ich portfela. Ci, którzy opierają strategię na udzielaniu niewielkich pożyczek konsumpcyjnych, muszą zdobyć więcej klientów, by być równie zadowolonymi. Jak można dziś oceniać, w najgorszej sytuacji są ci, którzy rozwój opierali na kredytach hipotecznych. Ten rynek w ciągu dosłownie kilkunastu tygodni zmienił się nie do poznania (trzeba jednak przyznać, że na razie wiemy to głównie z artykułów w gazetach, bo na twarde dane trzeba będzie poczekać).
W ten sposób dochodzimy do konsekwencji kryzysu finansowego i pogorszenia koniunktury również dla "rynku" placówek bankowych. Nawet jeśli otwieranie oddziałów w długim terminie bankom się opłaca, to rachunek ekonomiczny jest prowadzony również w krótkiej perspektywie. A ta skłania raczej do czekania na poprawę sytuacji. Albo do zwracania się w inną stronę. Może - podobnie jak na początku obecnej dekady, gdy startowały mBank i Inteligo - wróci moda na zdobywanie klientów przez internet?
Łukasz Wilkowicz
Tekst z kolumny nr 2 Gazety Giełdy Parkiet