Radioaktywna awaria na budowie Grupy Lotos i spór o dawkę promieniowania

Latem ubiegłego roku dwie osoby zostały napromieniowane podczas prac przy zbiorniku w rafinerii Grupy Lotos w Gdańsku. Wyszło to na jaw dopiero wówczas, gdy informacja o wypadku została opublikowana na stronie internetowej Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Do tego nie wiadomo jakie dawki przyjęli pracownicy budujący instalację.

Radioaktywna awaria na budowie Grupy Lotos i spór o dawkę promieniowania
Źródło zdjęć: © WP.PL

25.01.2010 | aktual.: 26.01.2010 12:53

Latem ubiegłego roku dwie osoby zostały napromieniowane podczas prac przy zbiorniku w rafinerii Grupy Lotos w Gdańsku. Wyszło to na jaw dopiero wówczas, gdy informacja o wypadku została opublikowana na stronie internetowej Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Do tego nie wiadomo jakie dawki przyjęli pracownicy budujący instalację.

Cały wypadek, który miał miejsce w lipcu ubiegłego roku w rafinerii w Gdańsku, trwał kilka chwil. To było jeszcze przed rozpoczęciem zmiany. Dwóch pracowników sprawdzało szczelność wykonanego spawu za pomocą promieniowania rentgenowskiego. Podłożyli kliszę - podobną do tej, której używa się do prześwietleń ciała ludzkiego. W tym momencie z urządzenia odpadł element wielkości końcówki długopisu.

To było tak zwane źródło, zawierające promieniotwórczy iryd. Gdy znalazł się poza ołowianym pojemnikiem, jeden z pracowników, ratując sytuację, chwycił go szczypcami i włożył na miejsce. Ten moment wystarczył, żeby on i jeszcze jedna osoba przebywająca w pobliżu otrzymali niebezpieczną dawkę napromieniowania. Jej konsekwencją stało się półroczne zwolnienie lekarskie i zapewne odsunięcie od prac przy urządzeniach emitujących promieniowanie na długi czas.

- Taki przypadek napromieniowania, niezależnie od obrażeń, jakich doznali pracownicy, powinien być zgłoszony przez pracodawcę niezwłocznie do PIP jako wypadek zbiorowy - stwierdza Jolanta Zedlewska, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Gdańsku.

- Zapewniam, że dokonaliśmy wszystkich niezbędnych czynności formalnych związanych ze zgłoszeniem wypadku - mówił prezes Piotr Truszkowski z firmy Energomontaż, której pracownicy zostali napromieniowani.

Jednak żaden z pracowników Grupy Lotos o wypadku nie został poinformowany. - Nic nam o tym nie wiadomo, żeby 27 lipca miał miejsce jakiś wypadek - mówi Marcin Zachowicz, rzecznik prasowy Grupy Lotos.

- Nie widzieliśmy potrzeby informowania Lotosu - odpowiada Truszkowski. - Żaden z ich pracowników nie został poszkodowany, a awaria dzięki profesjonalnemu podejściu naszych ludzi natychmiast została usunięta.

Zdaniem Truszkowskiego, dawki promieniowania 2-3-krotnie przekroczyły normę, zdaniem PAA - 9-krotnie i 18-krotnie. Skąd takie rozbieżności? - Polska Agencja Atomistyki po przyjęciu zgłoszenia skierowała poszkodowanych do Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej - relacjonował Truszkowski. - Tam, na podstawie badania chromosomów i czasu, w którym byli napromieniowani, oszacowano, że nastąpiło 9- i 18-krotne przekroczenie dawek. Z naszych testów wynika, że to przekroczenie było 2- lub 3-krotne.
Faktem jest jednak, że poszkodowani zostali zbadani w specjalistycznym laboratorium na zlecenia PAA dopiero po ponad dwóch miesiącach od wypadku. - Wiadomość o incydencie w Pomorskiem dotarła do Państwowej Agencji Atomistyki dopiero 8 października - stwierdza dr Stanisław Latek, radca i rzecznik prezesa PAA. - Czyli po ponad dwóch miesiącach.

Wcześniej Energomontaż nie wysłał zgłoszenia do PAA - jak twierdzi prezes Truszkowski - na przeszkodzie stał brak możliwości ustalenia wysokości dawki napromieniowania. Pracownicy w chwili wypadku nie mieli na sobie tzw. dawkomierzy.

O ocenę tego wypadku poprosiliśmy doc. dr. inż. Andrzeja Strupczewskiego, wiceprezesa Stowarzyszenia Ekologów na rzecz Energii Nuklearnej SEREN Polska. Doc. Strupczewski wymienił najważniejsze konkluzje dotyczące lipcowego wypadku w rafinerii:

  • Przed rozpoczęciem pracy ze źródłem promieniowania należało opracować plan postępowania awaryjnego, obejmujący między innymi sytuację, gdy pojemnik ze źródłem utknie i nie da się wprowadzić do osłony. W żadnym przypadku obsługa, ani tym bardziej osoby przeszkolone jako inspektorzy ochrony radiologicznej, nie powinna wycofywać źródła ręcznie. Obsługa powinna ogrodzić teren zdarzenia i zawiadomić co najmniej kierownika jednostki organizacyjnej, zakładowego inspektora ochrony radiologicznej, służbę PAA.
  • Dawki, które otrzymali pracownicy, wykraczają poza dawki dopuszczalne przy normalnej pracy. Dla porównania, w przypadku ratowania życia w sytuacjach awaryjnych dopuszcza się działania, przy których ochotnicy - uprzedzeni o konsekwencjach - decydują się na otrzymanie dawek w granicach 500 mSv na całe ciało. W opisywanej sytuacji dawka na całe ciało otrzymana przez mniej zagrożonego pracownika wynosiła 182 mSv, a przez bardziej zagrożonego dawka oceniona na podstawie analizy czasu narażenia była dwukrotnie większa - 385 mSv. Takie dawki można też porównać z dawkami otrzymywanymi przy terapii medycznej.
  • W Polsce od promieniowania tła naturalnego otrzymujemy około 2,5 mSv rocznie.
  • Badania Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej będą kontynuowane dla pełnego wyjaśnienia wielkości otrzymanych dawek.
wypadekgrupa lotospraca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)