Trwa ładowanie...
17-11-2008 08:43

Recesja zawitała do strefy euro i do Japonii

Piątek giełdy europejskie rozpoczęły tak jak tego oczekiwano: solidnym wzrostami indeksów. Prezent ze strony giełd amerykańskich (nieoczekiwanie duże, czwartkowe wzrosty indeksów) musiały znaleźć przełożenie na nastroje.

Recesja zawitała do strefy euro i do JaponiiŹródło: Xelion
d33abp9
d33abp9

Publikowane w piątek dane makro nieznacznie jedynie je psuły, mimo że były bardzo słabe. Inflacja CPI utrzymała się na poziomie 3,2 procent i to nikogo nie zdziwiło. Mocniej jednak niż oczekiwano (o 0,2 proc.) spadł w 3. kwartale PKB. Był to już drugi miesiąc spadku PKB, z czego wynika, że gospodarka strefy euro oficjalnie weszła w recesję. Pierwszą recesję od powstanie tej strefy, a jeśli liczy się również wcześniejsze dane z poszczególnych krajów to była to pierwsza recesja od 15 lat. Nie udało się zakończyć sesji tak dobrze jak się ją rozpoczęło, bo indeksy w USA mocno spadały, ale Europejczycy nie poddali się i do końca utrzymali swoje indeksy na plusach.
W USA posiadacze akcji liczyli na to, że uda się przedłużyć czwartkowy rajd. W czwartek indeks S&P 500 po raz trzeci od 10 października przetestował okolice 840 pkt. i znowu popytowi udało się nie dopuścić do jego przełamania (miałoby katastrofalne skutki). W piątek chodziło o to, żeby albo poprowadzić indeksy dalej na północ albo znacznie ograniczyć skalę spadku.

Raporty makroekonomiczne nie pomagały bykom. Dane o sprzedaży detalicznej były znowu bardzo złe i do tego znacznie gorsze od oczekiwań. Sprzedaż ogółem spadła po raz czwarty z rzędu i to aż o 2,8 procent (w układzie miesięcznym), a sprzedaż bez samochodów spadła o 2,2 procent. Odnotować jednak trzeba, że połowa z tego spadku wynikała z obniżenia cen paliw samochodowych, więc realna, szkodliwa dla gospodarki, sprzedaż spadła dużo mniej niż by się to na pozór wydawało. Niewielkim pozytywem był kosmetyczny wzrost (z 57 do 57,9 pkt.) indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne dla listopada). Powodem były duże spadki cen paliw.

Dla posiadaczy akcji piątek był kolejnym dniem dzikich zmian nastrojów. Zmienność jest ciągle olbrzymia. Spółkom sektora sprzedaży detalicznej szkodziły dane makro oraz raport JC Penney (sieć sprzedaży). Zyski spadły mniej niż oczekiwano, ale bardzo rozczarowały prognozy, które spółka przedstawiła. Sektorowi wysokich technologii szkodziło to, że prognozy na czwarty kwartał obniżyła też Nokia. Niemiła informacją było też to, że Citigroup ma zamiar zmniejszyć zatrudnienie o 10 tysięcy osób. Być może trochę pomagało bykom oczekiwanie na wyniki szczytu G20. Już w piątek Ben Bernanke, szef Fed powiedział, że banki centralne całego świata są przygotowane do podjęcia dodatkowych działań mających na celu „odmrożenie” rynków kredytowych.
Te wszystkie informacje były w dalszym ciągu bardzo różnie interpretowane przez giełdowych graczy. Od początku sesji indeksy osuwały się i po 3 godzinach spadały już po ponad 4 procent. Wtedy to byki zaatakowały i na godzinę przed końcem sesji udało im się doprowadzić S&P 500 i DJIA powyżej poziomu czwartkowego zamknięcia. Wydawało się w tym momencie, że zakończenie sesji jest już przesądzone. Nic bardziej błędnego. Ostatnia godzina należała do niedźwiedzi, które przeceniły NASDAQ o 5 procent, a S&P 500 o ponad 4 procent. Pozostaje pytanie: czy to był ostatni spazm podaży przed 15.11? Ten dzień jest dla inwestorów w wielu funduszach hedżingowych ostatnim w tym roku momentem do zgłoszenia chęci wycofania kapitału. Jeśli tak to w poniedziałek powinniśmy zobaczyć duże wzrosty. Jeśli nie to nadal będziemy mówili o indeksie S&P 500 w zakresie 840 do 1010 pkt. Przebicie jednego z tych poziomów będzie sygnałem sprzedaży/kupna na dłużej. W sobotę spotkali się przywódcy państw grupy G-20 (wypracowują 90 procent
światowego PKB). Radzono o sposobach zapobiegania kryzysu, ale to, że USA reprezentował odchodzący prezydent z góry skazywało ten szczyt na brak konkretów (więcej na http://kuczynski.blogbank.pl/ ). Nie wykluczam jednak, że po tym szczycie będzie się dzisiaj mówiło o kolejnej, zapowiadanej pomocy rządów i banków, co może rynkom pomóc. Tak jak pomagało niektórym rynkom w Azji (indeksy zachowały się niejednolicie), mimo że w Japonii ogłoszono wejście gospodarki w recesję (po raz drugi spadł PKB – o 0,4 procent).

W piątek GPW też nie miała wyboru. Po dwóch dniach dużych spadków i po dużych wzrostach na giełdach amerykańskich indeksy musiały rosnąć. Rzeczywiście, WIG20 rozpoczął dzień od ponad trzyprocentowej zwyżki, ale potem było znacznie gorzej. Indeksy osuwały się i dopiero przed południem znowu ruszyły na północ (dzięki pomocy giełd europejskich). Najmocniejsze były w tym okresie akcje sektora bankowego oraz KGHM (lepszy od prognozy wynik kwartalny). Na indeksach ważyły spadki cen akcji spółek sektora paliowego (Lotos. PKN i PGNiG). Przed publikacją danych w USA, a po publikacji prognoz JC Penney i Nokii, indeks znowu zaczęły się osuwać. Po publikacji słabych danych o sprzedaży detalicznej w USA sytuacja nie zmieniła się, mimo że giełdy europejskie publikację tych danych zlekceważyły. Udało się zamknąć sesję wzrostem WIG20 o 1,5 procent, ale obrót był mały, a wzrost niewielki. W niczym nie zmienia to kiepskiego obrazu rynku.

Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

d33abp9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d33abp9