Ropa drożeje, ale jej cena już znacząco nie wzrośnie.

W mijającym tygodniu na światowych rynkach drożała ropa. Brent przebiła w piątek poziom 60 dol. za baryłkę. Analitycy, z którymi rozmawiała PAP są przekonani, że cena surowca nie będzie już jednak znacząco rosnąć.

Dokładnie miesiąc wcześniej, 13 stycznia br. baryłka Brent kosztowała 47,3 dol.

"W obecnej chwili ciężko przewidywać powrót do poziomów cen ropy sprzed roku, czyli do ponad 100 dol. za baryłkę, biorąc pod uwagę obserwowany wzrost podaży - głównie z rynku amerykańskiego - oraz słabe prognozy wzrostu popytu. Na razie trzeba się pogodzić z ceną 50+ dol. za baryłkę. Rynek ropy jest rozchwiany i szuka swojej równowagi. Nasza estymacja to 52,5 dol. za baryłkę średniorocznie" - powiedział PAP analityk BZ WBK Tomasz Kasowicz.

O tym, że cena ropy powinna w połowie roku osiągnąć okolice 60 dol. przekonany jest prezes Grupy Lotos Paweł Olechnowicz. "Moim zdaniem nastąpiło już odbicie cen ropy od dna. To nie oznacza jednak, że teraz cena będzie szybko szła w górę" - powiedział w czwartek. "Dla nas najważniejsza jest stabilność w zakresie ruchów na cenach. Skokowe zmiany są najgorsze, powodują odpisy zniekształcające wynik finansowy" - dodał. Według prezesa, w połowie roku cena surowca powinna wynieść ok. 60 dol.

Większość obserwatorów rynku zauważa, że ostatnie zwyżki cen ropy na światowych rynkach mają związek z płynącymi z USA deklaracjami dotyczącymi ograniczenia wydobycia łupkowego w tym kraju i informacjami z koncernów paliwowych o cięciach wydatków inwestycyjnych. Jak zauważają analitycy e-petrol, "wypchnęło to notowanie cen baryłki na poziom 60 dol. Taka zmiana powoduje odwleczenie w czasie spodziewanej korekty, która wydawała się realna już przez kilka ostatnich dni, choćby po publikacji danych o zapasach paliw w USA, które wzrosły o 20 mln baryłek" - zauważają.

Zwrócili też uwagę, na prognozę Międzynarodowej Agencji Energii, która sugeruje, że USA pozostaną globalnym "motorem" wydobycia surowca do 2020 roku - ograniczenia związane ze zmniejszeniem liczby wiertni nie powinny wpływać na pozycję USA w globalnej strukturze rynku ropy.

"Od pewnego czasu na światowych rynkach obserwowany jest stopniowy wzrost cen ropy naftowej - w ciągu ostatnich dwóch tygodni poziom cen ropy WTI wzrósł o ok. 18 proc. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest zmniejszenie wydobycia ropy naftowej w krajach spoza OPEC, spowodowane zbyt niskimi cenami i brakiem opłacalności jej wydobycia - powiedział PAP Bartosz Milewski z Hermes Energy Group S.A.

Zauważył, że na ceny ropy w głównej mierze wpływają dane z USA, gdzie coraz więcej producentów ogranicza swoje plany inwestycyjne dotyczące wydobycia ropy naftowej oraz spada liczba wydawanych koncesji wydobywczych. "Ta sytuacja znalazła odzwierciedlenie w comiesięcznym raporcie OPEC, co było przyczyną dalszego wzrostu cen w ciągu ostatnich kilku dni" - dodał.

Jego zdaniem ropa nie powinna już specjalnie drożeć, a to dlatego, że i tak jest jej na rynku za dużo.

"Można jednak przypuszczać, że wskazane powyżej czynniki zostały już wycenione przez rynek, a więc przy założeniu utrzymania stabilnego poziomu produkcji w krajach OPEC, ceny nie powinny utrzymać trendu wzrostowego w średnim okresie. Pomimo spadku tempa, w dalszym ciągu rosną zapasy ropy naftowej w USA, co świadczy o nadpodaży ropy na światowych rynkach" - powiedział Milewski.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)