Rostowski: nie spieszymy się do strefy euro, ale rok 2015 możliwy
Kalendarz wchodzenia do strefy euro nie jest priorytetem rządu, choć jest
on budowany - powiedział minister finansów Jacek Rostowski. Zaznaczył, że rok 2015 jest
możliwy, ale do wspólnej waluty nie spieszymy się.
12.05.2010 | aktual.: 12.05.2010 13:09
Minister przyznał w Radio ZET, że to lepiej, iż obecnie nie jesteśmy w strefie euro. Porównał ją do remontowanego domu. - Za te kilka lat, jak strefa euro będzie wzmocniona, pomalowana, już błyszcząca (...), będziemy mogli do niej spokojnie się wprowadzić - podkreślił.
- Kalendarz (wchodzenia do strefy euro - PAP) budujemy, ale on nie jest priorytetem - powiedział. Przyznał, że możliwy jest rok 2015. - Już od dłuższego czasu mówimy bardzo jasno, że do strefy euro się nie spieszymy. Trzeba umieć elastycznie reagować na różne sytuacje - zaznaczył.
Rostowski mówił także o sporze MF z NBP o tzw. Elastyczną Linię Kredytową z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (FCL). - Myślałem, że to jest spór co do zasadności linii, co do polityki gospodarczej, a nie spór o to, która z polskich instytucji poniesie koszty (...). Mogę powiedzieć, że cieszę się, że NBP nareszcie zdaje sobie sprawę, że linia jest potrzebna - powiedział.
We wtorek NBP poinformował w komunikacie, że może poprzeć rząd w staraniach o dostęp do FCL, jednak pod pewnym warunkiem. "Narodowy Bank Polski jest gotów poprzeć starania Rządu o uzyskanie dostępu do Elastycznej Linii Kredytowej MFW w przypadku, gdyby w ocenie Ministra Finansów wystąpiły czynniki fiskalne, mogące mieć wpływ na bilans płatniczy kraju" - napisał NBP.
Bank centralny wyjaśnił, że w takiej sytuacji NBP będzie pełnić wyłącznie funkcję agenta finansowego rządu, co będzie oznaczać, że NBP nie będzie zobowiązany do uiszczenia na rzecz Międzynarodowego Funduszu Walutowego tzw. opłaty za gotowość.
5 maja minął rok od podpisania z MFW umowy dotyczącej FCL. Zgodnie z nią Polska przez rok miała dostęp do ok. 20,58 mld dolarów, które zasilały rezerwy walutowe banku centralnego. Środki te nie były wykorzystywane. FCL przyznawany jest jedynie krajom o stabilnych fundamentach makroekonomicznych. Według NBP, koszt kredytu to ok. 182 mln zł, które obciążają wynik NBP. Bank centralny szacuje, że gdyby Polska faktycznie chciała skorzystać z linii kredytowej, to w przypadku wykorzystania 30 proc. przyznanych środków na pięć lat opłata wyniosłaby powyżej 1 mld zł, a przy wykorzystaniu 100 proc. środków - 1,4 mld zł.
W ubiegłym tygodniu minister finansów zwrócił się do p.o. prezesa NBP o podpis pod wnioskiem w sprawie przedłużenia dostępu Polski do elastycznej linii kredytowej.
Zdaniem ministra Rostowskiego "gospodarzem" linii, która wygasła 5 maja, był NBP. Zaznaczył, że kredyt chronił i będzie chronił zarówno złotego, jak i bilans płatniczy - za co jest odpowiedzialny NBP - i "swoją drogą jakieś ryzyka, które by istniały dla budżetu".
Rostowski dodał, że nad komunikatem NBP resort będzie musiał się zastanowić. Wyjaśnił jednak, że ustawa o NBP utrudnia rządowi, by budżet płacił za FCL. - Mówi jasno, że NBP pokrywa koszty związane z członkostwem w MFW, a jest ewidentne, że to jest koszt związany z członkostwem - wyjaśnił. Podkreślił, że jeśli NBP będzie potrzebował pieniędzy z FCL, żeby bronić złotego, to on "nie będzie im wystawiał rachunku". Pytany, czy nie obawia się ewentualnej prezydentury Jarosława Kaczyńskiego, Rostowski powiedział, że "bardzo".
- Obawiam się, że oznaczałoby to przedłużenie paraliżu ustawodawczego, z którym mieliśmy do czynienia przez ostatnie dwa i pół roku - oświadczył minister. Jego zdaniem w obecnej sytuacji, potencjalnie dużych turbulencji w gospodarce światowej, Polska nie może sobie pozwolić na podział władzy na szczycie, jak było do tej pory.
Minister powiedział, że gdy w październiku 2008 r. zaczął się kryzys, Polska była w absolutnym pacie ustawodawczym przez półtora roku. - Wszystkie propozycje rządu były przez poprzedniego prezydenta odrzucane - dodał Rostowski. Zaznaczył, że często pierwsza reakcja prezydenta Lecha Kaczyńskiego była pozytywna, ale potem zmieniał on stanowisko. Rostowski przypuszcza, że następowało to po rozmowach prezydenta z bratem.
Jacek Rostowski odniósł się także do problemu wyboru nowego prezesa NBP. Według ministra jest "absolutnie wykluczone", aby PO miała prezesa NBP. - Prezes NBP musi być autentycznie neutralny (...). Nie ktoś, kto był członkiem partii czy ministrem do przedwczoraj, a pojutrze jest prezesem NBP - powiedział Rostowski.
Pytany, czy w związku z tym skreśla kandydaturę Leszka Balcerowicza, powiedział, że "nie". Zaznaczył, że Balcerowicz nie jest członkiem partii.
- Ja nie mówię, że nie może być ktoś, kto był kiedyś (członkiem partii i ministrem finansów - PAP), mimo że nie sugeruję w tej chwili bynajmniej Leszka Balcerowicza - wyjaśnił Rostowski.
- Powiedziałem, że skreślam kogoś, kto był przedwczoraj członkiem partii, ministrem (...). Skreślam na pewno siebie i skreślam wiele innych osób. To jest nie do pomyślenia, musimy przerwać ten zaklęty krąg upartyjnienia Narodowego Banku Polskiego - zaznaczył.
10 kwietnia w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem zginął prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek. Jego obowiązki w NBP i RPP przejął pierwszy zastępca - Piotr Wiesiołek. Pojawiły się jednak opinie konstytucjonalistów, że nie może on przewodniczyć RPP i zwoływać posiedzeń Rady, czy też brać udziału w głosowaniach, bo nie pozwala mu na to ani ustawa o NBP, ani konstytucja. (PAP)