Rozbić strefę euro to jak zamienić omlet z powrotem w jajka
Czy można rozbić strefę euro? Spróbujcie przywrócić omlet do postaci jajek - właśnie tak wyglądałoby zadanie polityków, gdyby euroland miał być przekształcony w sposób w miarę uporządkowany - pisze Reuters, analizując sytuację unii walutowej.
16.11.2011 15:20
Teoretycznie strefa euro mogłaby być rekonfigurowana poprzez odłączenie od niej Grecji lub stworzenie wewnętrznego, "twardego jądra", wydzielonego z gorzej stojących gospodarczo peryferii. Ale wynikające z tego niebezpieczeństwo dla gospodarki i globalnych systemów finansowych byłoby tak wielkie, że jest ono najczęściej uznawane za powód, dla którego do takiego rozbicia nie dojdzie - pisze Reuters.
Z drugiej strony agencja przytacza wypowiedzi polityków, którzy wbrew obowiązującym wcześniej tabu wspominają - jak szef eurogrupy Jean-Claude Juncker - że Grecja nie może pozostawać w unii walutowej "za wszelką cenę"; czy prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Testował on publicznie pomysł na podzielenie strefy na centralną część rozwijającą się szybciej i głębiej zintegrowaną oraz luźniej powiązane peryferia.
Jeszcze niedawno opinie takie byłyby w zjednoczonej Europie herezją - zauważa Reuters.
Rzecz w tym, że nikt nie wyobraża sobie jakiejkolwiek rekonfiguracji strefy walutowej bez załamania publicznego zaufania, wiary rynków, ucieczki inwestorów i wreszcie katastrofy instytucji finansowych na miarę upadku banku Lehman Brothers, a raczej znacznie go przewyższającej - komentuje Reuters i sięga po przykład ilustrujący reakcję inwestorów: - Gdybyś wiedział, że twoje euro zostaną zamienione na jakąś nieprzetestowaną walutę, nazwaną Seuro, czy zostawiłbyś je tam gdzie są?.
Ale przywódcy wspólnej Europy "patrzą teraz w otchłań" - pisze Reuters - i zakłada się, że zrobią wszystko, aby uratować euro. Niemal na pewno będzie musiał być zaangażowany w to Europejski Bank Centralny. Doradca ekonomiczny banku UBS George Magnus powiedział agencji, że jeśli zwiększy się zagrożenie unii walutowej, Niemcy zmienią swe dotychczasowe stanowisko i zgodzą się, by EBC "załatwił problem", choćby "drukując pieniądze (...) i zezwalając na wyższą inflację w strefie euro".
Gdyby zaś miało dojść do jakiejś dramatycznej akcji, jak wyłączenie z unii walutowej Grecji, trzeba by było "minimalizować szkody" i zrobić to "szybko i nieoczekiwanie", nie ostrzegając banków, nie dając rynkom czasu na paniczną reakcję i przypuszczenie ofensywy na banki - mówi Reuterowi główny ekonomista banku Berenberg, Holger Schmieding. - Ale jest to ryzyko, które bym podjął - dodaje Schmieding.
Podczas gdy analiza Reutera koncentruje się na finansowych implikacjach kryzysu zadłużeniowego euro, amerykański instytut badawczy Stratfor, skłaniający się ku konserwatystom, przestrzega przed konsekwencjami politycznymi.
Według analityków Stratforu, po problemach finansów publicznych przyjdzie kryzys polityczny.
"Prawdziwy kryzys europejski" nastąpi wtedy, gdy ratując unię politycy będą musieli przenieść część kosztów kryzysu finansowego z dłużników na szeregowych obywateli. W końcu rekapitalizacja banków stanie się też kosztem publicznym, ponoszonym przez mieszkańców strefy euro.
Jak to się skończy, nie wiadomo, ale sytuacja taka może zrodzić niebezpieczne trendy polityczne w Europie - uważają analitycy Stratforu. Nie wykazują tego jeszcze badania opinii publicznej, bo skala kryzysu nie jest wciąż widoczna i nie przełożył się on jeszcze w pełni na życie indywidualnych obywateli - wyjaśnia amerykański instytut.
Gdyby koszty oszczędności, cięć budżetowych, spłat długów przełożyły się na utraty "miejsc pracy, emerytur, pensji i karier" szerokich grup społecznych, mogłyby one zakwestionować władzę obecnych elit - uważa amerykańska wywiadownia, zwana "cieniem CIA".
Powstaje więc pytanie - pisze dalej Stratfor - czy skutki finansowego kryzysu nie sprawią, że "wyłonią się siły, które kompletnie przekształcą europejski krajobraz polityczny". Gdyby tak się stało, to byłoby to najważniejszym skutkiem kryzysu finansów publicznych eurolandu.
Szczególnym zagrożeniem byłoby powstanie "fundamentalnych podziałów" między elitami Europy a jej populacją, na które nałożyć się mogą napięcia kulturowe i etniczne, wywołane imigracją do UE. To zaś byłoby "mieszkanką wybuchową".
- Europa doświadczyła tego w okresie międzywojennym, choć nie jest to fenomen tylko europejski. Rozczarowanie własnym życiem w połączeniu z kulturową obcością wobec outsiderów (imigrantów - PAP) i poczucie, że elity nie są (...) kompetentne" mogłoby wywołać niebezpieczną reakcję łańcuchową w dowolnym miejscu na świecie - ostrzega Stratfor, dla którego niepokojącym zjawiskiem jest pojawianie się w Europie partii skrajnie prawicowych i antyeuropejskich. Możliwe jest też rodzenie się takich poglądów w partiach wrośniętych od dawna w europejską scenę polityczną.
Zjawiska te Stratfor uznaje za tak niepokojące, że zdaniem wywiadowni prawdziwe pytanie brzmi nie "jak rozwiąże się kryzys polityczny", ale "czy przetrwa projekt europejski".
Marta Fita-Czuchnowska (PAP)