Poważne zagrożenie dla całej branży. Gazują całe stada

Rzekomy pomór drobiu (choroba Newcastle) to groźna wirusowa choroba, której ogniska pojawiają się w kolejnych polskich fermach. Rolnicy hodujący na skalę przemysłową drób w przypadku wystąpienia choroby muszą gazować całe stada.

Rzekomy pomór drobiu pojawił się w Polsce
Rzekomy pomór drobiu pojawił się w Polsce
Źródło zdjęć: © Getty Images | BSIP
Michał Krawiel

W Polsce pojawiły się ogniska rzekomego pomoru drobiu (choroby Newcastle). Jest to wysoce zaraźliwa i bardzo groźna dla drobiu wirusowa choroba. Co najważniejsze, nie jest ona groźna dla ludzi.

Pojawienie się ogniska choroby wiąże się niestety z zabiciem całego drobiu na fermach. A w ostatnim czasie zgłoszeń przybywa. Dlatego ważna jest profilaktyka.

W województwie lubelskim wojewoda ogłosił obowiązkowe sczepienia kurczaków i indyków. Co ważne, w przypadku rzekomego pomoru drobiu, działania prowadzone są przez władze z urzędu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nagle zamknęli zakład. Pracownicy Sanity bez wypłat

Dodatkowo na Lubelszczyźnie w ramach przeciwdziałania, wdrożono rygorystyczne przepisy. Prócz obowiązkowych szczepień kur, nowe zasady zakazują także przyjmowania do gospodarstw niezaszczepionych ptaków i niezabezpieczonych jaj wylęgowych. Za nadzór nad wewnętrzną realizacją tych przepisów odpowiadają powiatowi lekarze weterynarii.

Weterynarze nie są w stanie leczyć choroby Newcastle

Rzekomego pomoru drobiu (ND) nie jesteśmy w stanie leczyć. Wirus jest bardzo groźny dla ptaków –  posiadacze drobiu zgłaszają do powiatowego inspektoratu weterynarii podejrzenie choroby zakaźnej, ponieważ spada aktywność ptaków, są apatyczne, przestają jeść i pić, a rośnie śmiertelność – mówi WP Finanse lek. wet. Katarzyna Szczubiał z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie.

Jak wyjaśnia lekarka, po zgłoszeniu powiatowy lekarz weterynarii zobowiązany jest pobrać próbki do badań laboratoryjnych, a w przypadku potwierdzenia obecności wirusa u drobiu należy zlikwidować źródło, czyli wszystkie ptaki utrzymywane w ognisku choroby.

Takie ognisko stanowi zagrożenie dla kolejnych stad – podkreśla Katarzyna Szczubiał.

W przypadku rzekomego pomoru drobiu obszar zapowietrzony i zagrożony chorobą wyznacza się wokół ogniska, podobnie jak po stwierdzeniu grypy ptaków (HPAI), czy ASF u świń. W przypadku drobiu uszczelnia się kurniki i ptaki są usypiane przy użyciu dwutlenku węgla.

Co istotne, jeśli to jest małe gospodarstwo, np. pięć kur hodowanych na własny użytek, to nie podlega to ścisłym regulacjom Unii Europejskiej. Natomiast w przypadku ferm komercyjnych, z których zwierzęta trafiają do uboju lub sprzedaży, sprawa jest zgłaszana do odpowiednich organów UE.

Choroba doprowadzająca fermy na skraj bankructwa

Rzekomy pomór drobiu to gigantyczne zagrożenie dla polskiej branży drobiarskiej, na co zwraca uwagę w rozmowie z WP Finanse prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu Andrzej Danielak.

To jest choroba wirusowa i bardzo łatwo się przenosi. Mamy potężne obawy, bo dezorganizuje to pracę ferm, a także prowadzi do gigantycznych strat, które mogą być zrekompensowane, ale z ogromnym opóźnieniem. To jest choroba zwalczana z urzędu, więc przysługują odszkodowania za straty wynikające z utylizacji drobiu - mówi Danielak.

Jak dodaje, najlepszym sposobem opanowania sytuacji są obowiązkowe szczepienia. Na tę chorobę wirusową dostępne są szczepionki i powinny one wygasić ogniska choroby, które pojawiają się na kolejnych fermach w Polsce. Rolnicy zdają sobie sprawę z poważnego zagrożenia rzekomym pomorem drobiu.

W gospodarstwach oznacza to ogromne straty, ponieważ ptaki będą musiały być wybijane. Dużo zależy jeszcze od tego, w jakim okresie cyklu produkcyjnego są ptaki. To powoduje ogromne zagrożenia finansowe dla gospodarstw. W jednym gospodarstwie wywieziono 50 transportów truchła. W takiej sytuacji gospodarstwo praktycznie ociera się o bankructwo – mówi WP Finanse prezes Lubelskiej Izby Rolniczej Gustaw Jędrek.

Przypadki rzekomego pomoru drobiu zgłaszane są do odpowiednich organów Unii Europejskiej. Dlatego też kolejne ogniska mogą skończyć się wprowadzeniem embarga przez importerów na polski drób. Tak też było w przypadku Ukrainy, która czasowo wprowadziła taki zakaz importu polskiego drobiu i jaj z powodu pojawienia się choroby ND na Wisłą.

- Kraje są bardzo wrażliwe na pojawianie się różnych chorób, czy przy ASF, czy przy grypie ptaków, czy przy BSE. Reagowały dosyć szybko zarówno w Unii Europejskiej, jak i na świecie. Teraz na świecie reakcje są jeszcze szybsze. Mogą zareagować embargiem, dopóki sytuacja się nie unormuje – mówi WP Finanse dr Mariusz Hamulczuk z Katedry Ekonomii Międzynarodowej i Agrobiznesu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

Embarga na polski drób byłyby potężnym ciosem w całą branżę, bo jak wskazuje dr Hamulczuk Polska jest największym producentem drobiu w Unii Europejskiej i około 80 proc. naszego eksportu trafia na rynki unijne. Natomiast z całkowitej produkcji drobiu w Polsce eksportujemy około 50 proc.

Nasza produkcja znacznie przewyższa zapotrzebowanie krajowe. Produkcja drobiu w Polsce stanowi około 20 proc. całkowitej produkcji unijnej. Jakiekolwiek większe problemy z chorobą mogą być potężnym ciosem – zarówno dla producentów, jak i dla rządu, który musiałby reagować, np. wprowadzając dopłaty dla producentów – mówi ekspert z SGGW w Warszawie.

Michał Krawiel, dziennikarz WP Finansemoney.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
wiadomościgospodarkarolnictwo

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (36)