Rusza Catalyst – nowy rynek obligacji
Od 30 września na GPW działać będzie nowy rynek obligacji. Catalyst to po angielsku katalizator – w nazwie kryje się więc nadzieja na rozwój tego tyleż atrakcyjnego, co do tej pory niewykorzystanego w Warszawie segmentu rynku kapitałowego.
Catalyst ma w założeniu spopularyzować inwestycje w obligacje w Polsce. Do tej pory w przypadku inwestorów detalicznych obligacje kojarzą się wyłącznie z ofertą Ministerstwa Finansów, które oferuje właśnie papiery detaliczne. Rozwinięcie nowego rynku pomogłoby rozwiać ten stereotyp.
Rynek obligacji z prawdziwego zdarzenia – a takie jak się zdaje są ambicje GPW – jest platformą umożliwiającą handel obligacjami na rynku wtórnym. Ale nie tylko obligacjami skarbu państwa. Także obligacjami komercyjnymi (emitowanymi przez prywatne przedsiębiorstwa), obligacjami komunalnymi (emitowanymi przez gminy), a także obligacjami zamiennymi na akcje przedsiębiorstw.
W jaki sposób zarabiać na Catalyst?
Jeśli GPW zdoła przyciągnąć emitentów, którzy będą wprowadzali swoje obligacje do obrotu wtórnego, przed inwestorami detalicznymi otworzą się nowe możliwości zarabiania. Choć obligacje kojarzą się z bezpieczeństwem i niskimi stopami zwrotu, w rzeczywistości inwestycja w tego rodzaju papiery nie musi być ani bezpieczna, ani oferować wyłącznie niskich stóp zwrotu.
Już wysokiej klasy obligacje mogą dawać wyższe niż przeciętne zyski. Za wysokiej klasy papiery uznajemy tutaj obligacje, którym agencje ratingowe nadały wysokie oceny wiarygodności. Co prawda nie możemy liczyć, by na GPW znalazły się papiery przedsiębiorstw o ratingu AAA (najwyższej klasie bezpieczeństwa – takich nie ma nawet polski rząd), ale wysokie oceny w przypadku czołowych polskich przedsiębiorstw (jak Telekomunikacja Polska, Orlen, KGHM czy największe banki) są jak najbardziej możliwe.
Obligacje komercyjne mają na ogół wyższe oprocentowanie (lub rentowność)
od obligacji skarbowych. I tak np. w USA obligacje z ratingiem A, mają rentowność wyższą od papierów skarbowych nawet o 150 pkt bazowych (1,5 pkt proc.). W Wielkiej Brytanii średnia różnica w oprocentowaniu obligacji komercyjnych i skarbowych sięga nawet ponad 300 pkt bazowych (3 pkt proc.).
Przyjmując, że tego rodzaju proporcje zostałyby zachowane w Polsce, obligacje komercyjne mogłyby dawać zarobić nawet 9 proc. w skali roku (wobec nieco ponad 6 proc. rentowności 10-letnich obligacji skarbowych). A więc więcej niż najlepsze lokaty bankowe i więcej niż wynosi oprocentowanie dostępnych obecnie obligacji detalicznych skarbu państwa.
Również obligacje komunalne – które nie niosą ze sobą tak dużego ryzyka jak obligacje komercyjne (trudno bowiem zakładać, że gmina ogłosi niewypłacalność) mogą dać wyższe stopy zwrotu niż papiery skarbowe.
Jednak na różnicy w oprocentowaniu sprawa się nie kończy, bowiem cena obligacji może się także zmieniać, i to znacząco. W szczególności dotyczy to papierów komercyjnych. W sytuacji, gdy pojawia się groźba utraty płynności przez spółkę, cena obligacji może znacząco się obniżyć. Tu pojawia się miejsce dla inwestorów o spekulacyjnym zacięciu. Może się bowiem okazać, że kłopoty firmy są wyłącznie przejściowe, a obligacje uda się kupić np. za 20 proc. ich wartości nominalnej. Nawet zawarcie układu z wierzycielami i redukcja zobowiązań spółki o 50 proc. dałaby wówczas takiemu inwestorowi 150 proc. zysku.
Popularną na świecie formą emisji długu jest sprzedaż obligacji zamiennych na akcje, ze z góry określoną ceną zamiany. Przykładowo korporacja X emituje obligacje za 100 PLN oferując 9 proc. odsetek lub możliwość zamiany obligacje na akcje z ceną emisyjną 100 PLN. Jeśli cena akcji na giełdzie w okresie możliwej konwersji będzie przekraczała 109 PLN, to inwestorowi bardziej będzie opłacało się zamienić obligacje na akcje nie czekając nawet na wypłatę odsetek. Jeśli cena akcji spadnie, wówczas może spokojnie czekać na wypłatę odsetek.
Dotąd podejmowane próby rozruszania rynku obligacji na GPW nie spełniały pokładanych w nich nadziei. Być może kryzys będzie właśnie katalizatorem nowego rynku, w sytuacji gdy przedsiębiorstwa mają problemy, by przekonać banki do udzielania kredytów inwestycyjnych, a akcjonariusze z oporami wykładają pieniądze na nowe emisje akcji, które w dodatku trzeba sprzedawać tanio, żeby znalazły nabywców. Rynek obligacji jest więc rozwiązaniem godzącym interesy obydwu stron (spółek poszukujących pieniędzy na inwestycje i inwestorów, którzy nie są skłonni ponosić nadmiernego ryzyka).
Emil Szweda, analityk Open Finance