Rynki tracą impet, warto poczekać na Wall Street
Korekta kilkudniowych wzrostów chyba się rozpoczyna. Nic na razie nie zmienia
i niczego nie wyjaśnia. Jej skala jest niewielka i trudno na podstawie pierwszego jej akordu oceniać szanse byków i niedźwiedzi.
09.03.2010 | aktual.: 09.03.2010 17:42
Warto jedynie zwrócić uwagę na jej powszechny charakter. Dziś żadnemu indeksowi w Europie nie udało się przez większą część dnia wyjść nad kreskę. Świadczy to o tym, że lokalne czynniki niezbyt mocno się liczą. Wszyscy patrzą na przewodnika stada, czyli na Wall Street. Tam rozgrywają są losy rynków i stamtąd należy wypatrywać kierunku zmian. Paradoksalnie, brak impulsów płynących z gospodarki może wskazywać na układ sił. Po jednej sesji jest jednak zbyt wcześnie, by go określić.
Polska GPW
Nieco chyba sztuczne poniedziałkowe podciągnięcie na fixingu indeksu największych spółek do poziomu 2406 punktów nie przetrwało „testu prawdy”. WIG20 zaczął od spadku o prawie 0,3 proc., a wskaźnik szerokiego rynku tracił na otwarciu niecałe 0,2 proc. Indeksy małych i średnich firm były nieznacznie nad kreską. Sytuacja szybko zaczęła się pogarszać i jeszcze przed południem skala spadku wyraźnie się powiększyła. Jeszcze przed południem WIG20 znalazł się na poziomie o 30 punktów niższym od wczorajszego „rekordu”, tracąc 1,3 proc. Na minusie znalazły się także mWIG40 i sWIG80.
Tuż po rozpoczęciu handlu stawka spadkowiczów z grona największych spółek była dość wyrównana. W fazie największego osłabienia prym w przecenie wiodły akcje Lotosu, spadające o 2,7 proc. i BRE, zniżkujące o 1,7 proc. Po około 1,5 proc. traciły walory KGHM, Pekao, PKN i PKO.
Końcówka sesji znów była dość nerwowa. Byki, w ślad za zmianami na Wall Street w pierwszych minutach handlu za oceanem, usilnie dążyły do odrobienia strat. Tuż przed fixingiem zdołały ograniczyć skalę spadku indeksu największych spółek do 0,5 proc., a indeksu szerokiego rynku do 0,2 proc. Wskaźnik średnich spółek znalazł się o 0,5 proc. nad poniedziałkowym zamknięciem. Ostatecznie WIG20 stracił 0,53 proc., a indeks szerokiego rynku zaledwie 0,07 proc. mWIG40 zyskał 0,89 proc., a sWIG80 wzrósł o 0,14 proc. Obroty na rynku akcji sięgnęły 1,27 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Wczorajsze spadki indeksów na Wall Street miały bardzo niewielką, wręcz symboliczną skalę i po sześciu z rzędu wzrostowych sesjach wydają się czymś zupełnie naturalnym. Jednak mimo braku danych makroekonomicznych, sytuacja na rynku jest dość nerwowa. Indeksy znajdują się tuż pod poprzednim szczytem. Ewentualny atak na poziom 1150 punktów „z marszu” wydaje się dość mało prawdopodobny. Może on nastąpić po niewielkiej korekcie w dół. Jeśli byki chcą utrzymać przewagę, jego przekroczenie powinno być jednak dość zdecydowane i wyraźne. A do tego potrzebny jest silny pozytywny impuls, na przykład w postaci dobrych informacji z gospodarki. Czwartkowe dane dotyczące wniosków o zasiłek dla bezrobotnych i piątkowe o dynamice sprzedaży detalicznej oraz nastrojach konsumentów mogą do tego nie wystarczyć. Pokonanie szczytu to jednak tylko połowa drogi do sukcesu. Gdyby tak się stało, byki będą musiały zrobić spory wysiłek, by utrzymać indeksy powyżej tego poziomu. Wówczas byłaby szansa przynajmniej na dłuższy ruch w bok w
oczekiwaniu na wyraźniejsze sygnały dotyczące zaostrzania polityki pieniężnej. Większość amerykańskich ekonomistów ankietowanych przez National Association of Business Economics spodziewa się podwyższenia stóp w ciągu sześciu miesięcy. Rynki często bywają szybsze i „mądrzejsze” od ekonomistów, więc należy się wkrótce spodziewać ich reakcji.
Azjatyckie rynki, choć poruszają się na ogół swoją ścieżką, także zanotowały zahamowanie zwyżek lub niewielką korektę. Po dwóch dniach mocnych wzrostów, dziś o 0,2 proc. zniżkował japoński Nikkei. Niewielkie spadki miały miejsce także w Bombaju, Kuala Lumpur i Bangkoku. W Szanghaju indeksy zwyżkowały o 0,2-0,5 proc. Symbolicznie wzrosły wskaźniki w Hong Kongu i na Tajwanie.
Główne parkiety europejskie zaczęły dzień w okolicach poniedziałkowego zamknięcia. Sytuacja szybko jednak zaczęła się pogarszać, a głównym powodem były spadki kontraktów na amerykańskie indeksy, zwiastujące korektę. Około południa indeksy w Paryżu, Londynie i Frankfurcie zniżkowały po 0,5-0,7 proc. Na pozostałych parkietach było podobnie, zwyżkujących indeksów nie sposób było dostrzec. Liderami spadków były Ateny, Moskwa, Ryga i Tallin, gdzie wskaźniki traciły od 1,5 do 2,5 proc. Indeks giełdy węgierskiej zniżkował o 1,4 proc., w Pradze zniżka sięgała zaledwie 0,2 proc., a w Sofii 0,6 proc. Do końca dnia niewiele się zmieniło. Tuż po godzinie 16.00 Paryski CAC40 tracił 0,2 proc., londyński FTSE spadał o 0,6 proc., a DAX zniżkował o 0,3 proc. Lekko nad kreskę zdołał się wybić jedynie praski PX50.
Waluty
Po wczorajszym umocnieniu się wspólnej waluty do poziomu 1,37 dolara, już wieczorem „zielony” zaczął energicznie odrabiać straty, kończąc dzień w okolicach 1,36 dolara za euro. Dzisiejszy ranek był dość spokojny, jednak wkrótce nastąpił kolejny atak i około południa euro wyceniano już tylko na 1,355 dolara.
Nasza waluta natychmiast zareagowała na sytuację na rynku międzynarodowym. Jeszcze wczoraj rano dolar kosztował 2,82 zł, wieczorem już 2,84 zł, a dziś w południe za „zielonego” trzeba było płacić prawie 2,87 zł. Złoty osłabił się także wobec euro. Wspólna waluta zdrożała z 3,86 do 3,89 zł. Za franka trzeba było płacić w południe prawie 2,66 zł, o 2 grosze drożej niż w poniedziałek. Tuż po południu sytuacja uległa jednak diametralnej zmianie. Wspólna waluta zaczęła się umacniać wobec dolara, zaś złoty wykorzystał to do ekspansji. Dolar taniał około godziny 16.00 do 2,84 zł, euro można było kupić już za 3,867 zł, a franka za 2,64 zł. „Szwajcar” przez moment był najtańszy od ponad dwunastu miesięcy.
Podsumowanie
Dynamiczne wzrosty nie mogą trwać bez końca. Dziś więc mieliśmy do czynienia z ich korektą. Jej skala jest niewielka, więc trudno po pierwszym dniu spadków wyrokować, jak się rozwinie i czy będzie kontynuowana. Szczyty są wciąż bardzo blisko, ale rośnie też ryzyko. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy znajdą się odważni do kupowania akcji, czy też raczej poczekają do wyjaśnienia się sytuacji. Najbardziej zainteresowani wzrostem są obecnie posiadacze akcji. Ale oni już kupili.
Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance