Samorządowcy dostają krocie za zaległe urlopy
Państwowa Inspekcja Pracy w Bydgoszczy twierdzi, że "jest zszokowana" wysokościami ekwiwalentów, jakie odbierają za zaległe urlopy samorządowcy regionu - piszą "Nowości". Na dodatek PIP jest bezradna.
20.12.2006 | aktual.: 20.12.2006 06:47
Rekordzista Waldemar Achramowicz (SLD), eksmarszałek województwa, ma 90 dni zaległego urlopu z trzech lat. Należy mu się więc, prócz 15,2 tys. zł odprawy, dodatkowe 48,3 tys. zł ekwiwalentu urlopowego. Nie gorzej wyszedł na zaległościach Jan Szopiński (SLD), były wicemarszałek - 85 dni i 41,7 tys. zł.
To tylko najbardziej spektakularne przypadki. Burmistrzów, prezydentów miast, wójtów i ich zastępców, którym należą się sowite ekwiwalenty, jest w regionie wielu. _ Zapłacimy my, podatnicy _ - mówi Beata Gołębiewska, dyrektorka PIP w Bydgoszczy.
Teoretycznie pracowników samorządowych obowiązują te same przepisy, co innych. Powinni urlop wykorzystywać do końca roku, a w wyjątkowych sytuacjach do końca I kwartału roku kolejnego. Wysłania pracownika na urlop powinien pilnować pracodawca. On też może zostać ukarany mandatem lub grzywną, gdy odkryjemy, że tego nie czyni. W praktyce marszałka, burmistrza czy wójta nie można ukarać, bo w świetle prawa... nie ma on pracodawcy. (PAP)