Smutna prawda o polskich szkołach

Wywiad z minister edukacji Katarzyną Hall o polskich szkołach.

Smutna prawda o polskich szkołach
Źródło zdjęć: © sxc.hu

12.01.2011 | aktual.: 12.01.2011 10:56

Wywiad z minister edukacji Katarzyną Hall o polskich szkołach.

Co dla pani oznacza radosna szkoła?
– To szkoła przyjazna uczniom, do której chodzą oni z przyjemnością, w której nauczyciele podchodzą do nich indywidualnie – odkrywają ich zdolności, rozwijają talenty, pasje.

A polska szkoła jest radosna?

- Jest wiele takich szkół, a my pracujemy nad tym, aby każda taka była. Temu służy m.in. rządowy program „Radosna szkoła”. Dajemy sobie czas i zmiany wprowadzamy stopniowo, bo mamy świadomość, że polska szkoła nie odmieni się niczym za machnięciem czarodziejskiej różdżki. W każdej placówce powinno się indywidualnie podchodzić do potrzeb uczniów.

Co powinni robić, a nie robią polscy nauczyciele?

- Zdaje się panować przekonanie, że zdolny uczeń sam sobie poradzi, a pomagać trzeba przede wszystkim tym słabszym. Dlatego zbyt wiele szkół równa poziom do najsłabszych uczniów, przez co ci zdolniejsi nie są w stanie w pełni rozwijać swojego potencjału. Tymczasem trzeba pochylać się nad każdym indywidualnie. Nie powinniśmy zapominać o uczniach, którzy radzą sobie gorzej, ale powinniśmy też pracować z lepszymi, rozwijać ich mocniejsze strony. Uczeń zdolny jest takim samym zobowiązaniem dla szkoły jak słabszy czy niepełnosprawny.

To dlatego grupa uczniów najzdolniejszych jest tak mała.

- Reforma gimnazjalna dała efekt w wiedzy i umiejętnościach uczniów. Według ostatnich badań PISA, zmniejszyła się w Polsce liczba uczniów najsłabszych, którzy w dużej mierze zasilili grupę tzw. średniaków. Niestety grupa osiągających najwyższe wyniki w porównaniu z innymi krajami jest nadal bardzo mała, a przecież w Polsce też jest sporo uczniów ponadprzeciętnie uzdolnionych, którzy mogliby do tej grupy dołączyć.

Co więc robi pani resort, by to zmienić?

- Chociażby niedawno wprowadzone przepisy zakładają, że nauczyciele będą dodatkowo poświęcać czas na pracę z uczniami słabszymi i tymi bardziej uzdolnionymi. Dobrze by też było, gdyby umieli inspirować i rozwijać talenty swoich podopiecznych. Na przykład, żeby polonista znalazł czas na prowadzenie kółka teatralnego, gazetki szkolnej, klubu filmowego czy dyskusyjnego. Jest ogromne pole do popisu. W rocznikach podchodzących do egzaminów natomiast warto dzielić klasę na pół - na uczniów przyswajających wiedzę szybko i na tych, którzy maja kłopoty. Bo kiedy w klasie mówimy do wszystkich, mówimy w gruncie rzeczy do nikogo - słabsi dalej nie rozumieją, a zdolniejsi się nudzą. I warto, aby dyrektor mógł więcej płacić tym, którzy w ten sposób zaczną pracować, poświęcając na to więcej czasu niż inni. Zmiany przez was wprowadzane obejmują jednak także rewolucję w Karcie Nauczyciela.
- Same środowiska nauczycielskie, związkowe i samorządowe zasypywały mnie propozycjami zmian wielu rożnych przepisów tej ustawy, nie przystających do obecnej rzeczywistości. Dlatego od pół roku rozmawiamy z przedstawicielami oświaty, samorządowcami i związkowcami na temat możliwych zmian. Problemem są np. mało motywujące zasady przyznawania awansu zawodowego czy brak innych możliwości motywowania najlepszych nauczycieli przez dyrektora szkoły za ich często ponadprogramowe zaangażowanie w pracę z uczniami. Ci nauczyciele powinni być za to nagradzani. Niestety spotykamy się głównie z wzajemną krytyką projektów, zgłaszanych przez poszczególne środowiska. I co więcej, tej krytyce rzadko towarzyszą propozycje rozwiązań alternatywnych. A szkoda, bo jestem otwarta na dyskusję.

Zmiany promowane przez panią otworzą samorządom furtkę do oszczędzania na nauczycielach.

- Zdecydowanie nie zgadzam się z tą tezą! Nie wiem, kto ją wymyślił, ale najwyraźniej nie rozumie on pewnych sformułowań lub chce zaszkodzić pomysłowi zmian na lepsze. Nam chodzi o to, aby stworzyć mechanizm lepszego motywowania aktywnych nauczycieli, którzy robią albo chcieliby robić więcej niż wymagane minimum.

Czy jednak słabość kadry – i tym samym jej obawy, wyrażone w krytyce pani projektu – nie wynika ze strachu przed nowym i z nieprzygotowania pedagogicznego?

- Nowe zawsze budzi obawy. Ale zmiany są potrzebne. W taki indywidualny sposób z uczniami pracuje się zresztą od dawna w wielu miejscach. Ja sama już 30 lat temu, jako początkująca nauczycielka, podchodziłam do uczniów w zróżnicowany sposób. Przydzielano mi nową klasę i szybko się orientowałam, że części uczniów należało dawać zadania łatwiejsze, a części – trudniejsze. To nie jest nic nowego!

Zgadzam się, ale nadal będę obstawać przy tym, że to nie jest jasne dla wszystkich nauczycieli. Sama nigdy nie miałam takiej matematyczki jak pani.

- Ale nie jest to coś, czego nie da się zrobić. W wielu klasach tak już się dzieje. A w pozostałych zacznie się dziać, kiedy indywidualne podejście do ucznia uczynimy obowiązującym standardem. Nauczyciele w końcu będą mogli być uczciwie motywowani i rozliczani ze swojej pracy.

Więc docelowo część nauczycieli będzie więcej zarabiała?

- Tak, bardziej odpowiednio do swoich zadań i wkładu pracy.

A zarobki pozostałej części nauczycieli się zmniejszą?
- Nie. Nadal będą obowiązywały minimalne wynagrodzenia, natomiast rozmawiamy o różnego rodzaju dodatkach – które powinny pozostać, jakie nowe powinny się pojawić.

Może nauczyciele się obawiają, że wraz z wprowadzeniem tych zmian zmniejszy się ich liczba?

- W ciągu najbliższych kilkunastu lat czeka nas katastrofa demograficzna, która teraz zaczyna się już w szkołach podstawowych. Liczba uczniów zmniejszy się o około jedną trzecią. Wiadomo więc, że i liczba nauczycieli się zmniejszy, bo nie wszędzie będzie kogo uczyć.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Tak dumnie pręży się polski poseł! Zgadniesz który?

Źródło artykułu:PAP
edukacjaszkoleniaszkoła
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)