Socjalistyczne pomysły na kapitalistyczny biznes

Zainspirowani realiami życia sprzed 30 - 40 lat, stworzyli firmy, które całkiem dobrze funkcjonują w dzisiejszym świecie

Socjalistyczne pomysły na kapitalistyczny biznes
Źródło zdjęć: © Tarnow.net.pl/A.Gawle

10.05.2013 | aktual.: 10.05.2013 12:59

Zainspirowani realiami życia sprzed 30 - 40 lat, stworzyli firmy, które całkiem dobrze funkcjonują w dzisiejszym świecie. Co dokładnie robią?

Pomysł Tadeusza Żaka nie tyle jednak wziął się z sentymentu, co z realnej potrzeby. Okazuje się bowiem, że wcale nie wszystko się zmieniło. Choć kolejki do sklepów zdarzają się właściwie już tylko przed świętami Bożego Narodzenia, jednak do lekarzy specjalistów - ciągle są. Pan Tadeusz z Tarnowa, nie tylko ten fakt zauważył, ale i zobaczył w nim szansę dla siebie. Przy 130 cm wzrostu miał problem ze znalezieniem pracy, więc sam ją sobie stworzył. Został kolejkowym staczem. Najpierw o swojej działalności informował za pomocą kartki na plecach, potem zaczął ogłaszać się w prasie i na portalach społecznościowych. Próbował nawet zarejestrować swoją działalność, ale okazało się, że nie ma możliwości by zalegalizować "kolejkowego stacza". Na szczęście chętnych na usługi pana Tadeusza nie brakuje, a on sam, za sprawą zainteresowania mediów, stał się osobą powszechnie znaną nie tylko w Tarnowie.

Modę na czasy PRL-u zwietrzyli też twórcy gier planszowych. W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej tytułów nawiązujących do minionego systemu, jak: "Podaj cegłę", "Kolejka", czy "Pan tu nie stał". I okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.

Również handel, który z powodu dużych niedoborów, jeszcze ćwierć wieku temu mocno kulał, zainteresował się rosnącym sentymentem do PRL-u. W internetowym sklepie "spodlady.com" można nie tylko kupić ubrania i gadżety nawiązujące do poprzedniego ustroju, ale dla klimatu, można nawet ustawić się w wirtualnej kolejce.

Z kolei kierownictwo poznańskiego pubu PRL zaprasza "przodowników i przodowniczki pracy”, na świeżo mieloną kawę, parzoną „po polsku” i podawaną w tradycyjnych epokowych naczyniach – czyli szklankach. Z kolei wódka serwowana jest w tym lokalu w oryginalnych 75 ml kieliszkach z grubego szkła, a jako zakąski występują: chleb ze smalcem i kiszone ogórki. Oczywiście dostaniemy też tradycyjnego śledzika w occie.

Jak widać moda na PRL powraca, a co bardziej przedsiębiorczy potrafią na tej nostalgii zarobić.

Firma Crazy Guides z Krakowa robi to z powodzeniem już od 9 lat. A zaczęło się od przypadku.

- W 2004 roku nasz wielki przywódca, czyli Michał Ostrowski, pracował jako recepcjonista w jednym z krakowskich hoteli. W wolnym czasie oprowadzał gości po "obowiązkowych punktach turystycznych" - opowiada wielki zastępca, Kuba Bialach. - Do czasu, gdy do hotelu przybyła para młodych Kalifornijczyków, którzy poprosili Michała o pokazanie im miejsc, o których nie czyta się w przewodnikach. Nasz wielki przywódca wsadził więc młodych ludzi do swojego zdezelowanego malucha i zabrał ich w mało turystyczne rejony miasta. Amerykanie byli zachwyceni. Spodobała im się idea kumpla - przewodnika, z którym poznaje się miasto. I tak powstał pomysł stworzenia takiej nietypowej działalności.

Dziś o Crazy Guides jest głośno niemal na całym świecie. Ich najbardziej znana propozycja - czyli zwiedzanie Nowej Huty w trabancie, połączone z wizytą w oryginalnym PRL-owskim mieszkaniu, ściąga do Krakowa zarówno turystów z Polski, jak i zdecydowanie dalszych zakątków świata.

- Poza Polakami, z naszych usług najliczniej korzystają Anglicy. Znajdują w Nowej Hucie analogie z Anglią z lat 50. Myślę jednak, że największe wrażenie nasze wycieczki robią na Azjatach, choć z ich kamiennych twarzy trudno coś wyczytać - opowiada ze śmiechem wielki zastępca. Mieszkanie, w którym dziś przyjmują swoich gości, to już trzecie lokum w ich historii.
- W pierwszym mieszkaniu niemal wszystko było oryginalne, to było naprawdę "hardcorowe" wnętrze - wspomina Kuba. - Drugie było niby stare i ok, ale jakoś nie do końca z klimatem. W końcu znaleźliśmy naszą perełkę - trzeci lokal, który udało nam się zdecydowanie najlepiej urządzić i dziś jest prawdziwą ostoją PRL-u.

Choć w trabantach i roboczych kufajkach działają już blisko dekadę, nadal bawią się swoją pracą.

- Zdecydowanie najtrudniejsze zadanie mają przewodnicy. To oni są na pierwszej linii i muszą dawać z siebie 200 proc. Jak dotąd nasi towarzysze rekrutują się z grupy dalszych i bliższych znajomych, wiemy więc na wstępie, że mają odpowiednią legitymację. Jednak już podczas pierwszej rozmowy, ostrzegamy nowo przybyłych, że prawdopodobnie po 1,5-2 latach zabawa stanie się dla nich pracą, a wtedy wyślemy ich na obowiązkowy urlop - śmieje się wielki przywódca. - Jeśli po kilku miesiącach przerwy chcą wrócić, witamy ich z otwartymi ramionami. Taka przerwa zazwyczaj jest konieczna, bo po pewnym czasie pojawiają się pierwsze oznaki znudzenia i rutyna - a wtedy trzeba odpocząć. Bo nasi goście muszą mieć zapewnioną rozrywkę na najwyższym poziomie i przewodnika działającego na bardzo wysokich obrotach. Za to płacą i tego oczekują - wyjaśnia Kuba.

A chętnych na atrakcje rodem z PRL-u, z szerokiej oferty Crazy Guides nie brakuje. Do trabanta wsiadają i młodzi, którzy miniony system znają tylko z książek i filmów i starsi, którzy z nostalgią wspominają dawne czasy.

- To nie zwariowani dawni partyjni przywódcy, którzy chcą uciec do systemu, w którym czuli się najlepiej, ale zwykli ludzie, którzy nie koniecznie mają sentyment do socjalizmu, ale raczej do czasów swojej młodości - wyjaśnia wielki przywódca. - Po naszej działalności widać też, że mimo kryzysu, generalnie naród się bogaci. Przybywa ludzi, którzy są w stanie i chcą wydać około 300 zł za kilka godzin niezwykłej zabawy. Wielu z nich przysyła swoich znajomych, niektórzy wracają. Wielu zagranicznych turystów odwiedza Kraków systematycznie, nawet kilka razy w roku. Wawel i smoka znają już doskonale, teraz chcą czegoś więcej i z nami schodzą z utartych szlaków, przy okazji wędrując także w czasie.

Przez niespełna dekadę inspirowana PRL-em prywatna inicjatywa złożona z Michała Ostrowskiego i jego starego malucha, zmieniła się w prawdziwy kombinat turystyczno-rozrywkowy. Zamiast jednego pojazdu jest 12, a do Michała dołączyła dziewiątka entuzjastycznych młodych zapaleńców. Do flagowej atrakcji - przejażdżek trabantem po Nowej Hucie, dołączyły zwariowane wieczory kawalerskie i panieńskie, imprezy firmowe czy sportowe. Okazuje się, że choć system się zmienił, to zarówno w PRL-u, jak i kapitalizmie, połączenie prywatnej inicjatywy, dobrego pomysłu i wytrwałości w działaniu - prowadzą do tego samego - sukcesu. Także tego komercyjnego. Bo jak przyznaje Wielki Zastępca Kuba, z inspirowanej socjalizmem i dobrze prowadzonej firmy turystycznej, spokojnie można żyć.

Gv,MA,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (38)