Sopot kupił kukurydzę dzikom, by je ocalić. Myśliwi chcą wykorzystać okazję
Pieniądze z kasy Sopotu miały iść na ocalenie dzików mieszkających w tym mieście. Jednak 10 ton kukurydzy, kupione za 8,5 tys. zł, nadleśnictwo postanowiło przeznaczyć do wabienia dzików w miejsca, gdzie będą masowo wystrzelane.
09.12.2019 | aktual.: 09.12.2019 12:58
W założeniu miało być tak: dziki idą za jedzeniem na obrzeża miasta, więc nie nawiedzają i nie straszą mieszkańców. A przy okazji nie trzeba ich odławiać i wywozić, nie trzeba też ich zabijać. Taki był powód zakupu 10 ton kukurydzy przez władze Sopotu. Plan się jednak skomplikował.
Jak do tego doszło?
Zacznijmy od początku. Dziki są problemem w wielu miastach Polski i nie inaczej jest w Trójmieście. Buszują po obrzeżach Gdyni, wchodzą do Sopotu.
– Nieraz, idąc na skróty w okolicach ogródków działkowych, musiałem omijać stada dzików. A kiedyś – wstyd się przyznać – pół godziny siedziałem na drzewie, bo jedna z macior uznała mnie za zagrożenie dla swoich młodych – opowiada mi znajomy.
Obejrzyj: ASF i odstrzał dzików. Kołodziejczak: "Myśliwi są hobbystami, należy zaangażować służby"]
Problem jest znany, zresztą wielu mieszkańców dokarmia dziki, wyrzucając im jedzenie przez okna. Zwierzęta ryją trawniki, rabatki, wyżerają śmieci. Ale kiedy do gry wszedł wirus ASF, sprawa stała się poważniejsza. Sopot i Gdynia już kilka lat temu wyłapywały swoje dziki i wywoziły je w okolice Miastka.
Teraz gdańskie nadleśnictwo, idąc za ogólnopolskim przykładem, postanowiło sopockie dziki wystrzelać co do sztuki. Okoniem stanęły władze miasta, argumentując, że strzelanie do zwierząt w miejscach, gdzie chodzą ludzie, psy, bawią się dzieci, jest po prostu niedopuszczalne. A najlepiej w ogóle nie strzelać.
- Mając w pamięci tragiczne wydarzenia podczas polowań (…) w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców, jestem przeciwny realizowaniu ich na administrowanym przez Gminę Miasta Sopotu terenie. W celu redukcji pogłowia dzikiej zwierzyny zalecam jej odławianie i wywóz z dala od granic administracyjnych Miasta Sopotu - napisał prezydent miasta, Jacek Karnowski.
Mieli je ocalić, będą zabijać
W ten sposób rozpoczął się spór między Sopotem z Nadleśnictwem Gdańsk. Na pisma magistratu w sprawie wyłączenia miejskich terenów z obwodu łowieckiego nie reaguje wojewoda pomorski, Maciej Drelich. A nadleśnictwo postanowiło wykorzystać kupioną przez miasto kukurydzę w zupełnie innych celach niż pierwotnie zakładane.
- Miasto finansuje zakup kukurydzy, po to, by zatrzymać dziki w lesie i uniknąć ich wchodzenia do miasta. W 2019 roku było to 10 ton kukurydzy za ok. 8,5 tys. zł. W tej chwili na terenie miasta dziki nie są odławiane. Nadleśnictwo Gdańsk poinformowało za to o "polowaniach redukcyjnych". Kolejne są zaplanowane na 23 grudnia – informuje nas Marek Niziołek z sopockiego magistratu.
Dodaje, że wykorzystanie kukurydzy opisane jest w porozumieniu miasta i nadleśnictwa, a zatem jest ona przeznaczona na: "obsianie poletek zaporowych na terenach leśnych znajdujących się w granicach Sopotu, w celu powstrzymania przejścia dzików na tereny miejskie".
Tymczasem Nadleśnictwo bez cienia zażenowania przyznaje, że wykorzystuje kupioną przez Sopot kukurydzę do wabienia dzików w miejsca, gdzie są zabijane.
- Nadleśnictwo Gdańsk realizuje odstrzały redukcyjne, wykorzystując nęciska zasilone kukurydzą zakupioną przez Urząd Miasta Sopotu, które odciągają zwierzęta od miasta w głąb kompleksu leśnego, co umożliwia bezpieczny odstrzał – pisze w komunikacie Janusz Mikoś, gdański nadleśniczy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl