Spekulanci prowadzą agresywną wojnę ze strefą euro?
W środę w USA walczyły ze sobą dwa obozy.
Nie chodzi mi tym razem o obóz byków i niedźwiedzi (chociaż zbiory są bardzo podobne), ale o graczy, którzy ciągle jeszcze uważają, że należy kupować na spadkach i na tych, którzy europejskie zawirowania uznali za początek większej korekty lub nawet drugiej fazy Kryzysu. Wyznawcy pierwszej szkoły kupowali akcje po przecenie, a wyznawcy drugiej im je sprzedawali.
Nie będę relacjonował tego, co działo się na rynkach przed sesją w USA. Dla mnie podsumowaniem dnia było to, co powiedział Jochen Sanio, szef niemieckiego Bundesanstalt für Finanzdienstleistungsaufsicht (BaFin – niemiecka KNF). Stwierdził, że „spekulanci prowadzą agresywną wojnę ze strefą euro”, że to są „siły zła” z sektora „shadow banking”, które muszą być zniszczone. To nie jest byle kto. Szef nadzoru widzi lepiej niż analitycy, co dzieje się na rynkach. Panikę wzbudziła kolejna agencja ratingowa. Moody’s - ostrzegła, że może obniżyć rating Portugalii. To doprowadziło do przeceny CDS-ów i przeceny na giełdach.
Nastroje w USA łagodziły nieco dane makro. Nie mają one co prawda wielkiego znaczenia wtedy, kiedy nastroje są paniczne, ale odnotujmy, że były niezłe. Raport Challengera o planowanych w kwietniu zwolnieniach w amerykańskich firmach jak zwykle został zlekceważony, ale odnotujmy, że ilość zwolnień spadła w kwietniu o ponad 40 procent. Raport ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym był nieco lepszy od oczekiwań. Przybyło 32 tysiące miejsc pracy – oczekiwano 25 tys. Opublikowany też został kwietniowy indeks ISM dla sektora usług w USA. Był nieco gorszy od prognoz (nie zmienił się 55,4 pkt.), ale nadal pokazywał, że ponad 80 procent gospodarki USA się rozwija.
Indeksy rozpoczęły sesję od dużego spadku poczym zaatakował obóz zwolenników kupowania na spadkach. Udało im się zredukować do zera skale spadków, ale wtedy znowu uderzyli pesymiści i indeksy zaczęły się osuwać. Zatrzymały je bardzo mocne wsparcia techniczne z drugiej połowy marca. Dzięki temu udało się uniknąć przeceny, ale sygnały sprzedaży nadal obowiązują.
GPW zachowała się w środę tak jak i inne giełdy europejskie. Spokojny początek, a potem szybki spadek. WIG20 w pierwszej godzinie handlu stracił ponad jeden procent. Tym razem gorzej zachowywały się mniejsze spółki reprezentowane przez MWIG40. Nasz rynek naśladował bardzo dokładnie to, co widać było na innych giełdach, więc po niecałych 1,5 godzinach sesji indeksy ruszyły na północ. Przed południem prawie nic już ze strat nie zostało.
Potem jednak indeksy znowu zaczęły się osuwać. Nadal naśladowaliśmy to, co działo się na innych rynkach europejskich, a tam po ostrzeżeniu Moody’s indeksy zanurkowały, co bardzo szybko powielił nasz rynek. WIG20 przed rozpoczęciem sesji w USA tracił dwa procent. Końcówka sesji była bardziej optymistyczna, bo indeksy w USA zaczęły już odrabiać straty, ale spadku o 1,56 proc. WIG20 nie uniknął. Sygnały sprzedaży umocniły się.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi