Spowolnienie nam dokuczy
Dziś już nikt nie zastanawia się czy polska gospodarka zwolni, ale jak głębokie będzie spowolnienie i jak długo potrwa. Najmocniej odbije się ono na rynku pracy i wynagrodzeniach.
21.11.2011 | aktual.: 21.11.2011 13:16
Sytuacja na rynku pracy pogarsza się już od kilku miesięcy. Przedsiębiorcy w obawie przed spowolnieniem nie tylko niechętnie zatrudniali pracowników, ale wręcz zaczęli ograniczać liczbę etatów. Co prawda od stycznia do końca października w sektorze przedsiębiorstw przybyło ponad 132 tys. etatów, czyli więcej niż w całym 2010 roku i najwięcej od roku 2007, gdy liczba zatrudnionych zwiększyła się o 246 tys. osób. Ale była to zasługa zaskakującego wzrostu w styczniu, gdy przybyło niemal 122 tys. stanowisk. W kolejnych miesiącach było gorzej. Już w marcu i w maju zanotowano zmniejszenie się liczby etatów, a od sierpnia spadkowa tendencja to już norma. Od sierpnia do października liczba miejsc pracy spadła łącznie o 16,3 tys.
Dynamika zatrudnienia w proc. (rok do roku)
Z jednej strony można się spodziewać, że skoro pracodawcy byli powściągliwi w zatrudnianiu nowych pracowników, a nawet z wyprzedzeniem zaczęli się przygotowywać na trudniejsze czasy, zwolnienia na większą skalę nie będą konieczne, gdy ta gorsza koniunktura nadejdzie. Z drugiej jednak, przedsiębiorcy w różnego rodzaju badaniach ankietowych nie sygnalizowali gotowości do zatrudniania pracowników, raczej wręcz przeciwnie. Wiele zależeć będzie od skali spowolnienia i czasu jego trwania. Negatywnie na sytuację na rynku pracy wpłynie też decyzja o podwyższeniu składki rentowej, płaconej przez pracodawców. Jak się szacuje, z tego tytułu budżet miałby zyskać w 2012 roku ok. 7 mld zł. Taka kwota obciąży więc finanse przedsiębiorstw. Część z nich z pewnością będzie ciała ten ubytek zrekompensować zmniejszając zatrudnienie, część zaś, szczególnie małych firm, mających kłopoty z płynnością finansową, będzie do tego zmuszona. W najgorszym, kryzysowym 2009 roku, firmy zlikwidowały 105,6 tys. etatów. W nadchodzącym roku
tak dużych redukcji nie należy się spodziewać, ale z ubytkiem kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy trzeba się liczyć. Spadkowa tendencja stopy bezrobocia, trwająca od marca 2011 roku, wyhamowała już w sierpniu. Od tego czasu stopa bezrobocia wynosi 11,8 proc. i nie ma wątpliwości, że zacznie rosnąć już w najbliższym czasie. Oprócz podwyższenia składki rentowej i spowolnienia gospodarczego rolę odgrywać będą także czynniki sezonowe. W pierwszej połowie przyszłego roku należy się liczyć z powrotem stopy bezrobocia do poziomu z pierwszych miesięcy 2011 roku, czyli ponad 13 proc.
Firmy bronić się też będą przed kryzysem ograniczając płace. W 2011 roku dynamika wzrostu wynagrodzeń w przedsiębiorstwach utrzymywała się na poziomie 4-5,4 proc., w kwietniu i czerwcu sięgając 5,8-5,9 proc. Pod tym względem znacznie gorszy był okres od połowy 2009 roku do końca 2010 roku. Wówczas normą był wzrost sięgający 2-3,5 proc., a wyższa dynamika miała miejsce sporadycznie. W tym roku jednak większą część wzrostu płac skonsumowała inflacja. W ujęciu realnym płace zwiększały się o 1,2-1,6 proc., a w marcu i maju mieliśmy do czynienia z niewielkim spadkiem realnej płacy.
Zarówno pogorszenie sytuacji na rynku pracy, jak i zahamowanie wzrostowej tendencji płac, wpływać będą niekorzystnie na popyt krajowy i spożycie indywidualne. Te czynniki w trakcie poprzedniej fali recesji w globalnej gospodarce przesądziły o tym, że kryzys przyjął w Polsce formę spowolnienia tempa wzrostu, a nie jego załamania. Tym razem powinno być podobnie. Główne zagrożenia w sektorze przedsiębiorstw to zastój w inwestycjach oraz wzrost obciążeń spowodowanych podwyższeniem składki rentowej. Po stronie konsumentów można będzie odczuć negatywny wpływ na popyt zaostrzania polityki kredytowej banków oraz likwidacja części ulg podatkowych i świadczeń socjalnych.
Dynamika sprzedaży detalicznej w proc. (rok do roku)
Dynamika sprzedaży detalicznej, sięgająca 10-17 proc. w czasie boomu gospodarczego i kredytowego w latach 2005-2007, w ciągu następnych kilkunastu miesięcy stopniała do zera, a w pierwszych miesiącach 2010 roku notowano nawet spadek sprzedaży. Powtórki tego scenariusza spodziewać się nie należy, ale utrzymanie dotychczasowego tempa wzrostu z pewnością nie będzie możliwe. Warto zwrócić uwagę, że w recesyjnym dla światowej gospodarki 2009 roku popyt krajowy w Polsce obniżył się o 1,3-2,6 proc. jedynie w pierwszych trzech kwartałach, rosnąc już w ostatnich miesiącach roku. Spożycie indywidualne w tym czasie rosło o 1,2-3 proc., po czym oba parametry przyspieszyły tempo zwyżki do ponad 3 proc.
Wiele zależeć będzie od głębokości i czasu trwania spowolnienia. Z optymistycznego wariantu 4 proc. wzrostu PKB w 2012 roku zrezygnował minister finansów. Zapowiedziana w expose premiera podwyżka składki rentowej sugeruje, że rząd przyjmie optymistyczny wariant budżetu na rok 2012, zakładający 3,2-proc. wzrost gospodarczy. Gdyby spowolnienie okazało się silniejsze, trzeba byłoby liczyć się z podniesieniem podatku VAT, a co za tym idzie dalsze ograniczenie konsumpcji. Dla jej poziomu istotne też będą kolejne dwa powiązane ze sobą ściśle czynniki, czyli kurs złotego i inflacja. Spowolnienie gospodarcze powinno łagodzić presję inflacyjną, jednak słabnący złoty będzie ją pobudzał, poprzez wzrost cen importu, szczególnie paliw. Słaba waluta jednocześnie sprzyjać będzie eksportowi. Jeśli uda się przynajmniej utrzymać jego wartość na dotychczasowym poziomie, polska gospodarka będzie miała szansę po raz kolejny wyjść z globalnych zawirowań obronną ręką, a koszty przetrwania kryzysu nie będą wysokie.
Roman Przasnyski
Open Finance