Sprzedawcy o cenach węgla: nadchodzi "trudny" sezon

Nadchodzący sezon grzewczy może być jeszcze trudniejszy niż poprzednie. Mamy deficyt polskiego węgla, a co do jakości importowanego są poważne wątpliwości. Od sprzedawców słyszymy, że to "ostatnie sekundy" na surowiec w rozsądnej cenie. Tymczasem rząd przymierza się do zmian norm jakości węgla.

Sprzedawcy radzą, aby nie zwlekać z zakupem węgla
Sprzedawcy radzą, aby nie zwlekać z zakupem węgla
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | meegi
Maria Glinka

06.08.2024 | aktual.: 06.08.2024 12:28

- Już jest drożej niż dwa miesiące temu - przekonuje w rozmowie z WP Finanse sprzedawca węgla z woj. śląskiego. - Od maja ceny poszły w górę o około 250 zł na tonie - wtóruje mu pracownik składu opału z woj. warmińsko-mazurskiego. Jego zdaniem "im szybciej, tym taniej".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ile kosztuje węgiel? "Tanio to było w maju"

- Sytuacja z węglem robi się nieciekawa. Surowca jest mało i drożeje - podkreśla kolejny sprzedawca z woj. małopolskiego. Dla przykładu z rządowej porównywarki cen wynika, że najtańszy orzech kosztuje obecnie 970 zł/t, ale najczęściej trzeba zapłacić co najmniej 1,2 tys. zł/t. Z kolei ekogroszku nie znajdziemy za mniej niż 1180 zł/t w żadnym zakątku Polski.

Prognozy handlarzy z woj. lubelskiego również zakładają podwyżki, które, jak słyszymy, "będą duże". - Tanio to było w maju - przyznaje sprzedawca z woj. wielkopolskiego.

Również Polska Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla (PIGSW) uważa, że "prawdopodobieństwo wzrostu cen węgla ocenić należy jako wysokie". Z czego to wynika?

Sytuacja na rynku węgla. "Jesteśmy skazani na import"

PIGSW wskazuje, że obecnie w składach mamy około 0,5 mln ton, co stanowi 1/3 poziomu zapasów o tej porze roku. Deficyt sięga około 2 mln ton.

Najpoważniejsze są jednak niedobory węgla grubego, które nie są niczym nowym -występują w zasadzie od 20 lat, bo to właśnie ten surowiec jest poszukiwany przez indywidualnych odbiorców. Jednak na przestrzeni dwóch dekad zmieniły się realia rynkowe.

Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki w rządzie SLD-PSL, tłumaczy w rozmowie z redakcją WP Finanse, że węgiel gruby stanowi nie więcej niż 8 proc. produkcji węgla.

- Wolumen wydobycia węgla maleje i wynosi 48 mln ton, a wyłączając węgiel koksowy mamy 38 mln ton. Z tego 3 mln stanowi węgiel gruby, a chłonność rynku to 8 mln ton. Na to nie ma sposobu. Jedyne, co można byłoby zrobić, to zmienić technologie urabiania w kopalniach, a to byłby krok wstecz, na który się nie zanosi - podkreśla.

Jak dodaje, w takiej sytuacji, "jesteśmy skazani na import".

Nowe normy wyrzucą polski węgiel z rynku. Termin przesunięty

Dodatkowo dochodzi nowa rzecz - normy, które próbuje wprowadzić Ministerstwo Klimatu i Środowiska. One właściwie całkowicie wyeliminują polski węgiel gruby z krajowego rynku - podkreśla były wiceminister gospodarki.

Chodzi o projekt rozporządzenia, który zakłada ograniczenie zawartości siarki do poziomu 1,2 proc. W opale ma być też mniej popiołu. "Celem jest poprawa jakości powietrza" - argumentuje resort.

Sprzedawcy, z którymi rozmawialiśmy, już drżą na myśl o zmianach. - Przez te normy 50 proc. węgla wypadnie z obiegu - przekonuje handlarz z woj. warmińsko-mazurskiego.

Resort zamierzał wprowadzić nowe normy od 1 września 2024 r., ale ostatecznie uznał, że projekt będzie dalej konsultowany.

Wydział Komunikacji Medialnej w Departamencie Edukacji i Komunikacji Ministerstwa Klimatu i Środowiska przekazał redakcji WP Finanse, że "wydłużenie terminu wejścia w życie projektu rozporządzenia wynikało z konieczności wypracowania kompromisowej wersji projektu rozporządzenia, która uwzględnia uzasadniony interes sektora górniczego (producentów, wprowadzających do obrotu paliwa stałe) oraz potrzebę poprawy jakości powietrza w Polsce".

- Jeśli ministerstwo chce coś zmieniać, to musi być świadome konsekwencji. Jak można zmieniać zasady we wrześniu, kiedy składy mają zapasy na sprzedaż, dokonały zakupów o konkretnych parametrach i nagle by się okazało, że część surowca stałaby się niesprzedawalna? To absolutnie nierozsądne - komentuje w rozmowie z WP Finanse Łukasz Horbacz, Prezes Zarządu Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla.

Ostatecznie wypracowany "kompromisowy projekt rozporządzenia" zakłada zmianę nazewnictwa sortymentów paliw oraz zaostrzenie wartości parametrów jakościowych. MKiŚ informuje, że pierwsze zmiany zaczną obowiązywać od dnia wejścia w życie rozporządzenia i będzie to "prawdopodobnie I połowa listopada 2024 r.", więc nieco później niż pierwotnie planowano.

Po konsultacjach wydłużono terminy stosowania wymagań jakościowych np. z 30 czerwca 2025 r. na 30 czerwca 2027 r. dla paliw stałych otrzymywanych w procesie przeróbki termicznej węgla brunatnego.

Poza tym złagodzono wartości parametru zawartości siarki całkowitej (z 0,60 na 0,80 proc.) i parametru zdolności spiekania (z 15 na 25) dla węgla przeznaczonego dla klasowych urządzeń grzewczych. Złagodzono też wartości parametru zawartości popiołu (z 10 na 12 proc.) i zawartości siarki całkowitej (z 1 na 1,20 proc.) dla węgla miał oraz docelowej wartości parametru zdolności spiekania (z 25 na 60).

Kolejne zaostrzenia wartości parametrów jakościowych będą następowały stopniowo:

  • od dnia wejścia w życie rozporządzenia do 30 listopada 2024 r.,
  • 1 grudnia 2024 r. - 30 czerwca 2025 r.,
  • 1 lipca 2025 r. - 30 czerwca 2027 r.,
  • 1 lipca 2027 r. - 30 czerwca 2031 r.,
  • od 1 lipca 2031 r.

"Rozwiązanie to pozwoli zagwarantować czas na dostosowanie się do wymogów rozporządzenia przez producentów i sprzedawców paliw (wprowadzających do obrotu) oraz bezpieczeństwo energetyczne obywateli" - przekonuje resort.

Jak dodaje, ze względu na zaproponowane stopniowe zmiany wartości i okresy przejściowe, a także trzymiesięczny okres notyfikacyjny, w projekcie rozporządzenia "nie przewidziano rekompensat z tytułu ewentualnych pozostałych np. na składach wolumenów węgla niespełniających nowych wymagań jakościowych".

Czy węgiel importowany spełni nowe normy? "Nie mamy gwarancji"

Abstrahując od wątpliwego pierwotnego terminu, który zgodnie z zapowiedziami jest nieaktualny, pojawia się także pytanie, czy możemy mieć pewność, że węgiel importowany będzie spełniał te wyższe normy.

- Nie mamy takiej gwarancji. Tym bardziej że węgiel importowany jest w sposób dość amatorski - bez specjalnych testów w zakresie jakości, czego dowodem jest to, że do dziś w polskich portach zalegają 4 mln ton węgla na hałdach, bo nikt go nie sprawdzał. Ściągnęliśmy do Polski wszystko, co jest czarne, ale nie wszystko, co jest czarne, to węgiel - zwraca uwagę Markowski.

PIGSW zwraca uwagę, że dobrej jakości węgiel opałowy pochodzi głównie z Kazachstanu i Kolumbii. Są to jednak młode surowce, a co za tym idzie - dość kruche. Prezes Izby wskazuje, że "w rezultacie, 30-80 proc. ładunku z każdego statku stanowi miał węglowy - ten sam miał, którego już jest na rynku za dużo i którego cena szoruje po dnie".

Wydaje mi się, że rozporządzenie, które obowiązuje obecnie, to trudny kompromis między resortem a realnymi możliwościami polskiego górnictwa. Każde dalsze majstrowanie przy normach i zaostrzanie parametrów sprawi, że z rynku będzie wypadał węgiel krajowy. Ewentualnie będzie stawał się półproduktem do produkcji mieszanek z węglem importowanym - i to wszystko w sytuacji, kiedy mamy niedobór głównie węgli grubych, które są dostarczane właśnie przez spółki krajowe. Biorąc pod uwagę sytuację podażowo-popytową, uważam, że nic w tym zakresie nie powinno być zmieniane. Co więcej, w 2024 r. budżet państwa dołoży do górnictwa 7 mld zł, zaś zaostrzając normy odbiera mu możliwość sprzedaży najdroższego i najbardziej pożądanego węgla, co pogłębi wielkość dopłat w latach kolejnych - podkreśla Horbacz.

Były wiceminister gospodarki wskazuje natomiast, że rozwiązaniem mogłaby być "zmiana systemu urabiania pod ziemią w kilku kopalniach", żeby zwiększyć podaż węgla grubego. Jego zdaniem termin wejścia w życia zmian w zakresie norm jakości "trzeba przesunąć o 2-3 lata".

Podsumowując, eksperci uważają, że nadchodzący sezon będzie "trudny", podobnie jak poprzednie. - Różnica polega na tym, że w ubiegłych latach niedobory były pokrywane importem. Po pierwsze, nie mamy gwarancji co do jakości, a po drugie - importujemy miał energetyczny, a to się do niczego nie nadaje - kwituje Markowski.

Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (509)