Średnia krajowa dla nielicznych
Większość Polaków zarabia poniżej średniej krajowej, która w 2012 roku wynosiła 3895,72 zł brutto. Najczęściej na utrzymanie musiało im wystarczyć 2,2 tys. zł brutto, czyli ok. 16 tys. zł netto. Codziennością są też dysproporcje w zarobkach na poszczególnych stanowiskach, a kluczem do ich zmniejszenia jest ciągły rozwój biznesu
18.02.2014 | aktual.: 19.02.2014 10:28
Większość Polaków zarabia poniżej średniej krajowej, która w 2012 roku wynosiła 3895,72 zł brutto. Najczęściej na utrzymanie musiało im wystarczyć 2,2 tys. zł brutto, czyli ok. 1,6 tys. zł netto. Codziennością są też dysproporcje w zarobkach na poszczególnych stanowiskach, a kluczem do ich zmniejszenia jest ciągły rozwój biznesu.
Mimo że z danych GUS wynika, że zarabiamy przeciętnie niemal 4 tys. zł to rzeczywistość wielu Polaków jest dużo mniej optymistyczna. Badanie wykazało, że ponad połowa z nas otrzymuje wynagrodzenie nie większe niż 3,1 tys. zł brutto miesięcznie. Kwota ta daje nieco powyżej 2,2 tys. zł „na rękę”.
- Podstawowym czynnikiem, który decyduje o poziomie wynagrodzeń jest wydajność pracy. Wbrew częstym opiniom Polacy wcale nie są leniwi ani mało pracowici, a w efekcie ich wydajność jest niska. Znaczącym problemem jest technologia produkcji, jaka jest wykorzystywana w firmach – komentuje dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku i wykładowca SGH w Warszawie.
Najczęściej spotykaną sumą, którą wymienili ankietowani było 2,2 tys. zł, ale w kwocie brutto, czyli niespełna 1,6 tys. zł netto, a 7,6 proc. pracowników otrzymywało pensję minimalną. Jedynie co dziesiątemu na konto wpływało miesięcznie powyżej 6,5 tys. zł, a umowa jednego na trzydziestu opiewała na kwotę przekraczającą 10 tys. zł brutto.
- Jeśli technologia jest przestarzała to przedsiębiorstwo osiąga niskie zyski i po prostu nie może oferować pracownikom wysokich wynagrodzeń. W przeciwnym razie firma byłaby skazana na bankructwo – dodaje ekspert Invest Banku.
Kierownikiem być…
Ze swoich zarobków najbardziej zadowoleni są przedstawiciele władz publicznych, wyżsi urzędnicy i kierownicy, którzy inkasują średnio ponad 8 tys. zł brutto. W przypadku dyrektorów generalnych było to nawet 12,7 tys. zł brutto.
Aby dorównać miesięcznej pensji dyrektora, przedstawiciele prac prostych i usługowych muszą pracować ponad pół roku. Ich zarobki są bowiem o ponad 40 proc. niższe niż średnia krajowa.
Siedem na dziesięć fryzjerek i kosmetyczek może miesięcznie liczyć za najwyżej na połowę średniej krajowej, czyli 1,94 tys. zł brutto. Taki sam los spotyka także 60 proc. sprzątaczek, barmanów czy kucharzy oraz połowę rybaków czy sprzedawców.
Równie duże są różnice w stawkach godzinowych. Przeciętna „godzinówka” u sprzątaczki czy pomocy biurowej to 10,52 zł, podczas gdy u dyrektorów wzrasta aż do 69,12 zł.
Bogaty i biedny specjalista
Najbardziej zróżnicowane zarobki dotyczyły jednak specjalistów. Można wśród nich spotkać wielu zarówno krezusów, których przeciętna pensja znacznie przekracza średnią krajową. Z drugiej strony są również zarabiający kilkakrotnie mniej.
Polecamy: Najniżej opłacane stanowiska w 2013 roku
Specjaliści w zakresie transportu morskiego, żeglugi czy lotnictwa dostają miesięcznie średnio 10,5 tys. zł brutto. Do grupy najlepiej zarabiających zaliczamy jeszcze prawników, lekarzy czy programistów, których przeciętne płace nie spadają poniżej poziomu 6,7 tys. zł. W tej samej grupie zawodowej są profesje, gdzie przeciętna płaca nie zbliża się do przeciętnego wynagrodzenia. Średni personel medyczny zarabia 2,8 tys. zł brutto. Dostaje więc na rękę niecałe 2 tys. zł za ciężką pracę związaną często z dyżurami nocnymi i w święta. Niewiele dostają także specjaliści od dietetyki i żywienia czy technicy medyczni i farmaceutyczni (2,2-2,5tys. zł brutto).
Lepiej w sektorze prywatnym
GUS zwraca także uwagę na różnice w zarobkach pomiędzy pracującymi w sektorze prywatnym, a publicznym. W tym pierwszym na wyższe pensje mogą liczyć lepiej wykwalifikowani pracownicy, zwłaszcza dyrektorzy i kierownicy. Wynagrodzenie specjalistów przekraczają tam średnia krajową o niemal 40 proc., w porównaniu do 9 proc. w sektorze publicznym.
Z kolei robotnicy i rzemieślnicy są lepiej opłacani w sektorze publicznym, gdzie ich zarobki oscylują wokół przeciętnej płacy. W prywatnym są już niższe o ponad 20 proc. Sporą rolę odgrywa w tym przypadku specyfika sektorów.
- W sektorze prywatnym liczą się przede wszystkim wyniki firmy. To dlatego zdolni specjaliści i kierownicy mogą liczyć na ponadprzeciętne premie za dobre wyniki firmy – mówi dr Wiktor Wojciechowski - Relatywnie płaska struktura wynagrodzeń w sektorze publicznym może być z kolei magnesem dla osób o niższych kwalifikacjach. Te osoby mogą też liczyć na większe bezpieczeństwo i stabilność zatrudnienia niż w sektorze prywatnym.
Jak wyrównać dysproporcje?
Konieczność wyrównania dysproporcji płacowych jest gorącym tematem wśród polityków, zwłaszcza przy okazji zbliżających się wyborów. Zdaniem Wiktora Wojciechowskiego należy być ostrożnym przy próbach zmniejszania zróżnicowania wynagrodzeń przez narzędzia polityki gospodarczej.
- Wbrew powszechnym opiniom szybkie podnoszenie płacy minimalnej nie zmniejsza realnych nierówności wynagrodzeń, ale prowadzi głównie do dyskryminacji mało wydajnych pracowników z legalnego zatrudnienia, szczególnie w regionach słabo rozwiniętych gospodarczo, gdzie przeciętny poziom płac jest dużo niższy od średniej – zaznacza ekspert.
Środkiem na zniwelowanie różnic w zarobkach nie jest także wzrost podatków dla najbogatszych, co obniży środki przeznaczone na inwestycje i rozwój. Ponownie najbardziej stracą na tym słabiej zarabiający.
- Zwiększanie stawek podatkowych dla osób o wysokich dochodach w celu zmniejszania nierówności dochodowych w wielu przypadkach jest mało skuteczne. Gdy takie osoby są obciążone wysokimi podatkami, to nie gromadzą oszczędności, które są niezbędne do finansowania inwestycji. Na tym cierpią szczególności osoby o niskich wynagrodzeniach, bo w ten sposób maleją ich szanse na podjęcie lepiej płatnej pracy – komentuje Wiktor Wojciechowski.
Rolą państwa powinno być tworzenie sprzyjającego klimatu dla biznesu. W ten sposób będziemy mogli wykorzystać przedsiębiorczość Polaków, a rozwój firm pozwoli zwiększyć liczbę dobrze płatnych miejsc pracy.
- Trzeba usuwać w gospodarce wszelkie bariery hamujące wzrost inwestycji i rozwój firm. To przecież te inwestycje są główną szansą na wzrost wydajności pracy, a w konsekwencji wzrost wynagrodzeń, który nie podcina konkurencyjności firm – dr kończy Wiktor Wojciechowski z Ivnest Banku.
Badanie „Struktura wynagrodzeń według zawodów w październiku 2012 roku” jest cyklicznie prowadzone przez GUS co dwa lata. dotyczy tylko osób zatrudnionych w firmach zatrudniających powyżej 9 osób. Nie ma tam zatem mikroprzedsiębiorstw.
KK,JK,WP.PL