Stern: sankcje nie zmienią polityki Rosji wobec Ukrainy
Sankcje nie zmienią polityki Rosji wobec kryzysu na Ukrainie. Te nałożone na rosyjski sektor naftowy mogą być skuteczne, o ile będą długookresowe - ocenił w rozmowie z PAP ekspert ds. sektora gazowego w Oxford Institute for Energy Studies (OIES) Jonathan Stern.
31.07.2014 14:10
Przyjęte we wtorek przez Unię Europejską sankcje dotyczące m.in. niektórych gałęzi sektora energetycznego spotkały się z mieszanym przyjęciem ze strony brytyjskich mediów. Z jednej strony zauważa się kolejny krok, jaki poczyniła UE w związku z brakiem postępów w kierunku zażegnania kryzysu, z drugiej jednak eksperci zwracają uwagę na poważne luki w sankcjach, które znacząco osłabiają ich wymowę.
W komentarzach podkreśla się przede wszystkim nieuwzględnienie w pakiecie sankcji sektora gazowego, który jest kluczowym źródłem przychodów dla rosyjskiego eksportu. Zdaniem Jonathana Sterna nie jest to zaskakujące. "Nie powiedziałbym, że brak sankcji dotyczących sektora gazowego osłabia ich siłę, a to dlatego, że nigdy nie oczekiwałem, że będą one uwzględnione w tym pakiecie. Jedyną możliwością było włączenie technologii LNG w sankcje dotyczące eksportu technologii, co mogłoby uderzyć w rosyjskie projekty w tym sektorze, przede wszystkim projekt Jamał LNG" - mówi PAP ekspert OIES.
Stern przyznaje, że prawdą jest, iż Europa obawia się potencjalnych konsekwencji ograniczenia importu rosyjskiego gazu. "Myślę, że chodzi jednak o coś innego, niż obawa o zakłócenia w dostawach surowca. Moim zdaniem na pierwszym planie jest tu obawa o konsekwencje prawne takiego ruchu. Pamiętajmy, że w kwietniu tego roku były przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso w liście do prezydenta Putina stwierdził, że UE oczekuje, iż firmy po obu stronach będą respektować swoje zobowiązania wynikające z zawartych kontraktów. W tej sytuacji Rosja mogłaby odpowiedzieć na sankcje krokami prawnymi przeciwko krajom członkowskim UE twierdząc, że utrudniają one wykonywanie tych zobowiązań" - twierdzi Stern.
Jego zdaniem już same sankcje dotykające sektora naftowego mogą być odczuwalne dla Rosji, pod warunkiem jednak, że nie będą tymczasowe. "Sankcje nałożone na rosyjski sektor naftowy, a przede wszystkim na projekty arktyczne, mogą być skuteczne, ale wyłącznie pod warunkiem, że zostaną utrzymane przez kilka lat. Należy jednak mieć na uwadze, że nawet z pomocą technologiczną Europy i USA, projekty te miałyby szansę wejść w etap komercyjnego wydobycia najwcześniej za około 10 lat" - podkreśla w rozmowie z PAP.
Ekspert oksfordzkiego instytutu odnosi się także do potencjalnego wpływu sankcji na relacje z Rosją i jej polityki wobec sytuacji na Ukrainie. "Oczywiście sankcje mają w zamyśle wywrzeć presję na politykę Rosji wobec Ukrainy, ale pamiętajmy, że nikt nie chce, by miały one znaczący wpływ na gospodarki krajów UE" - podkreśla. Zauważa przy tym, iż jedynymi krajami, które mają stosunkowo niewielkie relacje handlowe z Rosją, a więc mają stosunkowo mało do stracenia, są USA i Wielka Brytania. "Wierzę, że jest to kolejne ostrzeżenie dla prezydenta Putina i jeśli sytuacja na Ukrainie nadal będzie się pogarszać, to sankcje zostaną zaostrzone" - dodał.
"Obawiam się jednak, że nawet te sankcje nie zmienią polityki Rosji wobec sytuacji na Ukrainie. Ma ona bowiem daleko większe znaczenie dla Rosji, niż dla któregokolwiek z państw Unii Europejskiej, nie wspominając o USA. Pamiętajmy, że prezydent Putin cieszy się wśród Rosjan ogromnym poparciem - nie może więc pozwolić sobie na utratę tego poparcia, co byłoby nieuniknione, gdyby uległ zagranicznej presji gospodarczej" - mówi Jonathan Stern.
Według niego, jeszcze przed nałożeniem sankcji mieliśmy do czynienia z różnego rodzaju krokami odwetowymi ze strony Rosji, jak choćby stwierdzenie naruszania rosyjskich norm przez McDonalds, czy groźba zakazu świadczenia usług konsultingowych i audytorskich przez zachodnioeuropejskie firmy.
"Spodziewałbym się, że w najbliższych tygodniach czy miesiącach, wzrośnie liczba tego typu działań ze strony Rosji. Najbardziej może to dotknąć firmy z sektora usług finansowych" - prognozuje.
Z Londynu Marcin Szczepański