Stewardessa: czasem nie wiem, gdzie lecę
Pracy mam tyle, że po locie, czuję się, jakbym godzinami ćwiczyła w siłowni, tak jestem zmęczona - opowiada o swojej pracy Weronika Mucha, stewardessa.
- Zdarzały się porody na pokładzie?
- Pasażerowie pochodzą z różnych krajów i kultur. Któryś nawrzeszczał na panią?
- Wrzeszczący i awanturujący się pasażer pochodzący z krajów arabskich już mnie nie zdziwi. Mogę powiedzieć, że to normalne. Taki pasażer po chwili zapomina, o co mu chodziło. Z kolei Japończycy odmawiają wszystkiego. Zawsze mówią, że nie chcą posiłku, nie chcą kawy. Należy tak długo ich przekonywać, aż wreszcie coś wezmą. Jeżeli bym ich nie przekonywała do skosztowania jedzenia, powiedzieliby że jestem niekulturalna, że źle pracuję. Mogłabym mieć kłopoty.
- Czy kiedykolwiek samolot, w którym pani leciała miał awaryjne lądowanie? Często boi się pani o swoje życie?
- Na szczęście nie przeżyłam żadnego awaryjnego lądowania. Ale zdarza się, że podczas spokojnego lotu samolot nagle spada w dół. Stewardesa jest o wiele bardziej narażona na urazy niż pasażer. Na przykład moja koleżanka uderzyła w głową w sufit, a potem upadła na klamkę od drzwi. Straciła przytomność, miała wybite zęby i uszkodzony kręgosłup.
Innym razem mój przyjaciel, lecąc jako pasażer do Bangkoku, zadzwonił z informacją, że w samolocie jest bomba. W takim momencie czujesz, że serce wyskakuje ci z klatki piersiowej. Momentalnie stewardessy sprawdzają, kto operuje lot, kto jest w załodze. Dzwonimy do centrali z pytaniem, czy nie potrzeba pomocy. Na szczęście to był głupi żart pasażera, który został pociągnięty do odpowiedzialności.
Pamiętam też inny przypadek. Podczas startu samolot wciągnął palmę w podwozie. Na szczęście po opuszczeniu podwozia drzewo wypadło i samolot wylądował bezpiecznie. Ale przez cały lot wszyscy z obsługi drżeli. A na twarzy trzeba było mieć uśmiech, trzeba było zachować spokój. Zdarzyło się też moim kolegom, że podczas lotu, wybuchł silnik i samolot lądował awaryjnie na jednym. Po remoncie, ekipa nie chciała już nim lecieć.
- Trudno jest zostać stewardessą? Co trzeba zrobić, by spróbować swoich sił w tym zawodzie?
- W jednej firmie Cię nie wezmą, ale w innej będziesz idealna. Firma, w której ja pracuję nie chciała przyjąć mojej koleżanki. Ale konkurencyjna firma przywitała ją z otwartymi ramionami. Nie należy się poddawać. Trzeba na bieżąco sprawdzać, jakie linie lotnicze prowadzą w danym momencie rekrutacje, zgłosić się i zobaczyć co z tego wyjdzie. Oczywiście trzeba znać języki. Jedyne co całkowicie dyskwalifikuje, to cukrzyca, migreny i ciąża. Mówi się o tym, że stewardessy muszą wyglądać jak modelki. Nie każda firma ma co do tego jakieś wygórowane wymagania.
- Rzeczywiście w tej pracy tak dobrze się zarabia?
- Około 6 - 10 tys. zł miesięcznie, mowa o pracy dla linii arabskich. Nie ponosimy też kosztów mieszkania i transportu. Czyli naszym problemem jest właściwie tylko wyżywienie. Jednak z drugiej strony, życie w krajach arabskich jest bardzo drogie.
- To przyjemna praca czy jednak harówka?
- Wbrew pozorom jest to fizyczna praca. Standardy pracy zależą od linii lotniczych. W tanich liniach lotniczych serwis ograniczony jest do minimum. Pasażerowie muszą za wszystko płacić. Stewardessy nie mają tyle roboty. W takich firmach nacisk kładziony jest na sprzedaż, głównie alkoholi. Loty są krótkie. W tych firmach maksymalna liczba przepracowanych godzin w miesiącu to około 80. Ja pracuję dla arabskich linii, które dbają o wysoki standard obsługi pasażerów. Pracy mam tyle, że po locie, czuję się, jakbym godzinami ćwiczyła w siłowni – tak jestem zmęczona. Podajemy pasażerom posiłki, ale też desery - kawy do wyboru, herbaty i gorące czekolady. A w klasie biznes pracy jest jeszcze więcej. Dodatkowo pchamy kuchenne wózki, które są tak ciężkie, że potrafią złamać człowieka w pół. Trzeba być w dobrej kondycji fizycznej, żeby dać radę.
- Dużo pani pracuje?
- 140 godzin w miesiącu. W ciągu 3 miesięcy musimy mieć 10 wolnych dni. Czasami jesteśmy tak wykończeni, że nie wiemy jaki jest dzień tygodnia lub nawet gdzie lecimy. Wszystko się miesza się w głowie. Wykonujemy obowiązki automatycznie. Ale gdy dostajemy wolne, żyjemy jak w raju. Mogę zapakować plecak i lecieć sobie na dzień do Tajlandii albo poopalać się na Seszelach. Dzięki tej pracy zwiedziłam wiele pięknych miejsc. Bardzo lubię Australię. Uwielbiam też latać do Chin, Indii … W niektórych firmach jest tak, że młodszy personel lata na „gorszych”, mniej atrakcyjnych trasach. Na szczęście u nas pod tym względem jest sprawiedliwie i równo.
Kogo przyjmują?
- W niektórych firmach wystarczy doskonała znajomość języka angielskiego, w innych – to za mało.
- Zatrudnienia nie otrzymają osoby z epilepsją, astmą i cukrzycą.
- Niektóre firmy nie przyjmują osób z wadą wzroku większą niż – 3 dioptrie (ewentualnie kandydat może nosić szkła kontaktowe, okulary dyskwalifikują). Czasem dyskwalifikowani są kandydaci z tatuażami w widocznym miejscu oraz z kolczykami na twarzy (to zależy od linii lotniczych).
- Wymogiem w każdej firmie jest umiejętność pływania.
- Osoba, która zostanie zakwalifikowana przechodzi szkolenie. Przyszłe stewardessy i stewardzi uczą się prawa lotniczego, procedur obowiązujących przed lotem i na lotnisku. Kurs kończy się testem. Certyfikat jest uznawany w większości krajów.
- W niektórych firmach wymaga się, by zasięg ramion kandydata wynosił do 212 cm. Kandydaci na stewardessy i stewardów, którzy ubiegali się o pracę w Wizz Air, musieli mieć przynajmniej 19 lat, stewardessy musiały mieć co najmniej 165 cm wzrostu, a stewardzi - 175 cm.
AD/ ak