„Studentka farmacji pozna sponsora”
Studenci szukają sponsorów w sieci, licząc na stypendia firmowe. Otrzymują niemoralne propozycje
10.09.2010 | aktual.: 10.09.2010 10:49
Studenci szukają sponsorów w sieci, licząc na stypendia firmowe. Otrzymują niemoralne propozycje. Bo sponsoring nie kojarzy się ze wsparciem utalentowanego studenta tylko z zapłatą w zamian za "towarzystwo". Ile płacą sponsorzy firmowi, którzy chcą by student u nich pracował? A ile ci, którzy chcą czegoś innego od studenta?
„Szukam sponsora, studiuję farmację, otrzymuję stypendium naukowe. Brałam udział w kilku międzynarodowych projektach badawczych. Swoje CV i więcej informacji prześlę mailowo. Czekam na oferty” – tak w skrócie napisała w ofercie Beata, która szukała sponsora – firmę, która mogłaby „wziąć ją pod swoje skrzydła”, czyli wypłacać stypendium w zamian za pracę w czasie studiów i po studiach. Studentka dostała kilkanaście ofert. Wszystkie dotyczyły, delikatnie mówiąc, spotkań towarzyskich. Po tygodniu usunęła anons.
Kto mnie weźmie pod skrzydła
- Jacyś faceci proponowali mi spotkanie, prosili o CV i zdjęcie. Pisali, że mój udział w kilku projektach badawczych bardzo ich podnieca, prosili o pikantne szczegóły na temat tych badań… Coś ohydnego. A ja zwyczajnie szukałam firmę, która mogłaby mnie wesprzeć w czasie studiów. W zamian ja pracowałabym w tej firmie. Opublikowanie oferty w Internecie było błędem. Oferta skojarzyła się jednoznacznie. Nie miałam pojęcia, że tak zostanie odebrana. Teraz wysyłam CV i oferty pracy do konkretnych firm – twierdzi Beata, studiuje w Gdańsku.
Ze sponsoringu firmowego korzysta dziś wielu studentów. Przedsiębiorstwa szukają talentów na uczelniach, inwestują w ich rozwój. Najczęściej podpisują umowę ze studentem. W zamian za wypłatę stypendium (wynosi zwykle od kilkuset złotych do 1,5 – 2 tys. zł, w zależności od kierunku studiów i firmy), student zobowiązuje się pracować w firmie, najczęściej też przez kilka lat po uzyskaniu dyplomu. Studenci, którzy skorzystali z tej formy wsparcia często pozostali w firmie również po wygaśnięciu umowy stypendialnej. Pośrednikami w zawarciu umowy najczęściej jest uczelnia. Ale zdarza się coraz częściej, że studenci szukają sponsora na własną rękę. Czasem firma bez pośredników prowadzi rekrutację – publikuje oferty w sieci lub na uczelnianej tablicy ogłoszeń. *2,5 tys. zł dla utalentowanego studenta *
Na firmowe stypendia mogą liczyć najczęściej przedstawiciele kierunków ścisłych, takich jak automatyka i robotyka, ochrona środowiska, matematyka czy budownictwo. Dla przykładu student z Wydziału Inżynierii Lądowej na Politechnice Krakowskiej może liczyć na 2,5 tys. zł. Otrzymuje stypendium od firmy (zaproponowano mu) oraz z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Student z Gdańska (studiuje matematykę na Politechnice Gdańskiej) samodzielnie załatwił sobie sponsoring w jednym z banków.
- Co miesiąc firma płaci mi 400 zł, do tego mam jeszcze stypendium naukowe. Firmowe stypendium nie jest może oszałamiające, ale ja się bardzo cieszę. Bez tych pieniędzy byłby kłopot. Musiałbym gdzieś dorabiać. Jestem zadowolony, bo bardzo chciałem pracować w tym banku. Teraz robię staż i będę też pracować przez całe wakacje, a po ukończeniu studiów przez 2 lata – mówi Tomasz.
Inny sponsoring i dużo wyższe "stypendium"
Najczęściej jednak sponsoring nie kojarzy się ze wsparciem utalentowanego studenta przez firmę. A "stypendium" wynosi wielokrotność tego, co wypłaca pracodawca w ramach umowy.
Studenci swoje towarzystwo oferują w ogłoszeniach o pracę lub w działach ogłoszeniowych „towarzyskie/sponsoring”. Za rozmowę, wyjście do kina czy firmową imprezę każą sobie słono płacić. Za dodatkowe atrakcje – sponsor musi dopłacić. Wielu studentów w taki sposób „dorabia”. Anonsów tego typu przybywa. Okazuje się, że im bardziej prestiżowa uczelnia, na której studiuje szukający sponsora, tym cena za jego towarzystwo jest wyższa.
Szkoda czasu na gadanie
Studentka podpisująca się na forum Vicky jest dziewczyną do towarzystwa. Pisze, że studiuje na Uniwersytecie Warszawskim i za spędzenie z nią wieczoru trzeba zapłacić 600 zł. "Kulturalna, doskonała prezencja, inteligentna, w trakcie studiów prawniczych, tylko towarzystwo, za dodatkowe – dopłata, kontakt internetowy " - pisze w swoim anonsie. Co kryje się pod owymi „dodatkowymi”? - Jasne, że chodzi o seks. Wiele studentek w taki sposób dorabia, działają na własną rękę, umieszczają ogłoszenia, ale to bardzo ryzykowne. Mogą trafić na zboczeńca albo przestępcę, który będzie chciał ich sprzedać do domów publicznych na Zachodzie. A poza tym, tacy klienci mało płacą. U mnie w lokalu są „pracujące panie”, ale współpracuję też właśnie ze studentkami. Mają gwarancję, że prześlę im tylko normalnych facetów z dużą kasą. Mam stałych klientów. Są też klienci, którzy rzeczywiście szukają młodych kobiet jako hostessy lub jako towarzyszki na imprezach, czasem rzeczywiście nie chodzi o seks. Ale takie sytuacje należą do
rzadkości. Z mojego punktu widzenia spotkanie bez seksu się nie opłaca, szkoda czasu na gadanie. Jakie są studentki? Najczęściej zwykłe, fajne dziewczyny. Klienci nawet proszę, żeby to nie były jakieś wyuzdane osoby, w krótkich spódniczkach i z dekoltami - wyjaśnia właściciel agencji towarzyskiej z Trójmiasta, prosił o anonimowość.
Starsze panie lubią studentów
Tomek też studiuje prawo, tyle że w Krakowie. Twierdzi, że zdarzyło mu się kilka razy iść na elegancką kolację za pieniądze.
- Dorabiam jako model. I szefowa powiedziała, że mogę zarobić ekstra. Wybrałem się na kolację ze starszą, samotną, ale majętną panią. Kolacja miała charakter biznesowy, w dobrym tonie było mieć partnera inteligentnego, dowcipnego i dobrze wyglądającego. Wypadliśmy wspaniale, a zarobiłem dwa tysiące złotych w jeden wieczór. Nie było seksu, ale gdybym dostał taką propozycję, to czemu nie. Nie miałbym z tym problemu. Kobiety chcą się dobrze bawić, mają pieniądze, co w tym złego - mówi Tomek.
Taniec lepszy niż praca w banku
Dagmara, studentka Uniwersytetu Gdańskiego, twierdzi że dorabia tańcząc w klubie. - Studiuję zaocznie polonistykę, pracowałam w oddziale banku, ale stawki nie były zbyt duże. Okazało się, że tańcząc w nocnym klubie można więcej zarobić. Nie jestem prostytutką, to tylko taniec. Jak faceci chcą płacić, to trzeba się tylko cieszyć. Na estradzie zapowiadają mój występ pod hasłem "Przeegzaminuj studentkę". Tańczę w todze i birecie z frędzlem. W pewnym momencie zrzucam togę. Miesięcznie zarabiam 3-4 tys. w zależności od napiwków - pisze na forum Dagmara.
Na Cambridge się cenią
Nie tylko polscy studenci w taki sposób dorabiają. Brytyjski tygodnik studencki "Versity" opisał w jaki sposób zarabiają studenci uniwersytetu w Cambridge. Jedna ze studentek wyznała reporterce, że będąc na pierwszym roku zarabiała jako prostytutka. Zarabiała 50 funtów na godzinę.
Krzysztof Winnicki