Suplementy diety jak cukierki. Witamin brak
Jedna czwarta suplementów diety ma skład niezgodny z deklaracjami producentów. To powoduje, że są w zasadzie bezużyteczne.
Narodowy Instytut Leków dokładnie przeanalizował 50 najpopularniejszych wyrobów sprzedawanych w aptekach - poinformował "Dziennik Gazeta Prawna". Dobra wiadomość jest taka, że w żadnym nie wykryto szkodliwych związków, czy zanieczyszczeń.
Ale jest inny kłopot. "Poważnym problemem okazał się deficyt lub wręcz brak deklarowanych na opakowaniach witamin czy składników roślinnych. Przykładowo w preparacie zawierającym ostryż długi, który reklamowany jest jako remedium na przypadłości wątrobowe, było zaledwie 3 proc. wyciągu z tej rośliny. Z kolei preparaty polecane w walce z objawami menopauzy zawierały zaledwie 18 proc. deklarowanej przez producenta dawki izoflawonów soi czy 38 proc. izoflawonów koniczyny czerwonej" - czytamy w gazecie.
Jak wskazano, w przypadku niektórych suplementów zawierających witaminy B2 i B6 ich rzeczywista zawartość w produkcie wynosiła zaledwie ok. 30 proc. tego, co przeczytać można było w ulotce. Nieco lepiej wypadała witamina D, choć nadal nie tak dobrze, jak deklarowali producenci. Za to ze składnikami mineralnymi, takimi jak żelazo, magnez czy wapń, problemów nie ma.
Obejrzyj: Twórca Brand24 o kryzysie po blokadzie Facebooka
Jak analizy rynku przeprowadzonej przez firmę Iqvia, Polacy przez pierwsze 11 miesięcy zeszłego roku wydali na suplementy niemal 3,4 mld zł. To o 200 mln zł więcej niż rok wcześniej. NIL wybrał produkty do analizy z listy stu najpopularniejszych tego typu preparatów na rynku. Pracownicy instytutu kupili je bezpośrednio w aptekach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl