Taco i Quebonafide kombinują na podatkach? Internauci szybko policzyli i wydali wyrok

Jeden z najbardziej rozchwytywanych duetów raperskich w Polsce kombinuje na podatkach - oskarżają internauci. Taco i Quebonafide, bo o nich mowa, mieli tak ustawić ceny najnowszego albumu, żeby zapłacić jak najmniejsze daniny. Do płyty dorzucają nawet książkę. Internauci już wydali wyrok.

Taco i Quebonafide kombinują na podatkach? Internauci szybko policzyli i wydali wyrok
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Mateusz Ratajczak

13.04.2018 | aktual.: 13.04.2018 17:25

"Sześć zer, chciałbym kiedyś zrobić sześć zer” - śpiewa raper Taco, czyli Filip Szcześniak w jednej ze swoich piosenek. Od ponad dwóch lat Szcześniak dominuje na polskiej scenie raperskiej. Co płyta, to sukces. Więc i do dorobku powinno być blisko.

Internauci sugerują, że w pogoni za jednym z zer wydawca najnowszego krążka artysty skorzystał z optymalizacji podatkowej. Mówiąc prościej: ich zdaniem tak ustawił ceny, żeby więcej wpadło do kieszeni, a mniej zabrał fiskus.

Jak to zrobił? Płyta nie jest tylko płytą a całym artystycznym zestawem. To w sumie książka z dołączonym krążkiem. I takie ustawienie rzeczywiście jest korzystniejsze niż wbicie na kasie fiskalnej samego CD. Sprawę opisał internetowy blog "Trzy szóstki". Twórcy strony informację z kolei mieli dostać od anonimowego i życzliwego czytelnika.

O co dokładnie chodzi?

We wtorek do pierwszych zamawiających dotarły albumy muzyczne duetu Taco i Quebonafide, czyli po polsku Filipa Szcześniaka i Kuby Grabowskiego. Ich najnowsze dzieło to "Soma 0,5 mg". Dla osób, które zamawiały krążek w przedsprzedaży, wydawca przygotował niespodziankę: w paczce przychodziły dwie płyty (Soma 0,5 mg i Soma 0,25 mg) i książka ("Soma Instrukcja obsługi”). Koszt 49,99 zł plus koszty przesyłki. Do tego w paczce był paragon. I on zwrócił uwagę jednego z zamawiających.

Internautę zainteresowało rozbicie cen poszczególnych produktów. Tj. płyty kosztują 10 zł, książka - 39,99 zł. Na blogu można przeczytać jasną sugestię, dlaczego akurat tak zostały podzielone koszty zestawu. Na płyty obowiązuje stawka VAT 23 proc., na książki już tylko 5 proc. W książce znaleźć można rozmowy artystów. Zdaniem twórcy wpisu wartość takiego dodatku jest zerowa - to m.in. zapis rozmów za pośrednictwem komunikatora internetowego.

Ale ten dodatek ma numer ISBN i jest w bazie danych Biblioteki Narodowej. Czyli to książka, a nie żadna tam zwykła broszura lub standardowo dodawany do płyt zapis słów piosenek. Jak sugerują autorzy posta - na takiej zamianie duet mógł zarobić kilkadziesiąt tysięcy dodatkowych złotych.

Jak? To najlepiej pokazać na przykładzie. Klient płaci 50 zł za towar - czyli wymarzony krążek Taco i Quebonafide. Gdyby miał dostać w tej cenie samą płytę, to do wytwórni i artystów powędrowałoby 40 zł 65 groszy. Fiskus kładzie rękę na 9 zł i 35 groszach. Ale…

W tym wypadku mamy do czynienia z innym układem. "Płyta za 10 zł brutto (23 proc. VAT to daje 8,13 zł netto), książka za 40 zł brutto (5 proc. VAT, czyli 38,1 zł netto)" - wylicza autor posta. Optymalizacja na takim układzie? To ponad 46 zł do wytwórni, a tylko 3,77 dla fiskusa. Różnica? Piątka na każdej płycie. Sprzedasz 200 tys. egzemplarzy i masz dodatkowe sześć zer na koncie. Oczywiście od tego trzeba oddać podatek dochodowy, ale sześć zer jest zrobione.

Gdyby odwrócić układ - czyli płyta kosztuje 39,99 zł, a książeczka 10 zł, to do wytwórni powędrowałoby 42 zł, reszta do fiskusa. Różnica pomiędzy pierwszym a drugim systemem to 4 zł na każdym krążku. Albo dla artysty, albo dla fiskusa.

Komentujący sugerują, że to właśnie drugi układ byłby bardziej sprawiedliwy. W końcu kupują płytę, a nie książkę. Tym bardziej, że w tej chwili można kupić płytę (jedną, a nie jak w przedsprzedaży dwie) bez dodatkowej książki. I wcale nie kosztuje 10 zł - tylko 44,99 zł w salonie Empik.

Internauci już wydali wyrok: Taco i Quebonafide kombinują tak, jak na przykład sprzedawcy hamburgerów w zestawach. Ministerstwo Finansów od dawna czepia się podatników, którzy sprytnie ustalają ceny produktów w zestawie tak, by płacić niższy podatek.

Zdecyduje fiskus

Fiskus najczęściej kwestionuje zestawy, w których nieuczciwie jest rozdysponowany rabat za zestaw lub po prostu przedmioty kupowane osobno mają zupełnie inną cenę w pakiecie.

I znów posłużymy się przykładem: kanapka 7 zł, frytki 5 zł, napój 6 zł. Kupione osobno kosztują 18 zł. Na bułkę i frytki stawka vat to 8 proc., na napój już 23 proc. W zestawie całość kosztuje 15 zł (czyli rabat wynosi 3 zł), ale… rośnie cena kanapki do 8 zł, frytek do 6,99 zł, a cena napoju spada do 1 grosza. To zdaniem organów podatkowych ewidentny przykład manipulacji podstawą opodatkowania. Nagle część produktów (z najniższym VATem) podrożała, jeden potaniał.

Jak wskazuje Ministerstwo Finansów, takie kombinacje oznaczają problemy. "Narażają podatnika na ryzyko sporu z organem podatkowym", bo mogą być uznane "za naruszenie prawa". Płyta z książką była sprzedawana tylko w opcji przedsprzedaży. Od piątku w sklepach pojawiły się same nośniki. I tutaj rozbicia cenowego nie ma, bo dodatkowej książki nie dołączono - a cena krążka jest wyraźnie wyższa niż ta z paragonu.

Zapytaliśmy doradców podatkowych o opinie. I nie byli zbyt chętni do wydawania oceny. Bo świat podatków jest nieco bardziej skomplikowany niż wygląda z pozycji paragonu. Przede wszystkim Taco i Quebonafide nie odkryli niczego nowego. Płyta z książką to w branży już powszechna praktyka.

Jak wskazują internauci skorzystała z tej możliwości np. grupa PRO8L3M. I tu do płyty była dołączona książka. Z tego mechanizmu od lat korzystają też wydawcy filmów - sprzedają wideo właśnie w pakiecie z książeczką.

- Taka wieloletnia praktyka z pewnością jest podparta indywidualnymi interpretacjami urzędów podatkowych. Ale interpretacja dotyczy indywidualnego podmiotu, nie można jej przeciągać na inne spółki. Innymi słowy, fiskus przedsiębiorcom najprawdopodobniej sam na to pozwolił - mówi nam anonimowo jeden z doradców podatkowych. Nie zna do końca sprawy, więc woli się nie wypowiadać po nazwiskiem.

Zwraca uwagę, że skarbówka przyglądając się takiej praktyce kontrolowałaby z pewnością ewentualny koszt wytworzenia i płyty, i książki. Porównałaby też, czy płyta w regularnej sprzedaży jest identyczna jak ta w przedsprzedaży.

- Inne koszty produkcji uzasadniałyby takie rozbicie cen i takie akurat opodatkowanie - dodaje. I rzeczywiście, na taką możliwość zwraca uwagę Ministerstwo Finansów w dokumentach. Kontrola może dotyczyć albo ceny nabycia produktu (który jest później sprzedawany) lub kosztów jego produkcji. Żeby więc dokładnie ocenić ten przypadek trzeba poznać kosztorys produkcji zestawu. A ten zna wytwórnia. Zdaniem doradcy podatkowego za wcześnie na wystawianie ocen, czy była to dozwolona optymalizacja podatkowa czy nieuczciwa praktyka. To zadanie dla organów skarbowych.

A przecież można sobie wyobrazić sytuację, gdy zdecydowana większość gaży powędrowała do artystów za książeczkę, a nie za płytę. A na dodatek wydanie książki było droższe niż wytłoczenie płyty w przedsprzedaży. I wtedy taka różnica cen ma swoje uzasadnienie.

Inne zdanie ma Małgorzata Samborska, ekspert podatkowy z Grant Thornton. Jej zdaniem niektórzy w tym działaniu mogą się dopatrzyć analogii do ostrzeżeń Ministerstwa Finansów. Niektórzy to w domyśle organy podatkowe. I wtedy zaczęłyby się problemy.

Komentarza na razie brak

Oczywiście skontaktowaliśmy się z wytwórnią i muzykami. Prośbę o komentarz wysłaliśmy za pośrednictwem mediów społecznościowych oraz drogą mailową na skrzynkę dla dziennikarzy. Pytamy m.in. o zasadność takiego rozdziału kosztów i posiadanie interpretacji podatkowej.

Menadżer Quebonafide zapewnił nas w rozmowie telefonicznej, że wytwórnia i artyści odniosą się do pytań. Kiedy otrzymamy odpowiedź, natychmiast ją opublikujemy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (175)