Tak postrzegają złotego za granicą!
Polska waluta bardzo reaguje na wydarzenia za granicą. Postanowiliśmy zapytać zagranicznych analityków wiodących instytucji finansowych Europy, w jaki sposób postrzegają złotego. Wyniki są zaskakujące.
22.02.2012 | aktual.: 22.02.2012 15:26
Ostatnie tygodnie były dla polskiej waluty bardzo udane. Złoty umocnił się niemal o 8 proc. od początku stycznia. Zmieniły się również oczekiwania w bankach w całej Europie.
W ostatnich miesiącach HSBC zachowywało dystans do polskiej waluty. Teraz sytuacja się zmieniła. W opinii Murata Topraka, stratega walutowego HSBC, odpowiedzialnego za waluty regionu EMEA (Europa, Bliski Wschód, Afryka), bank widzi również poprawę sytuacji w polskich finansach publicznych, np. w bilansie płatniczym kraju. Wszystko to sprawia, że obecnie złoty stał się bardzo atrakcyjną walutą.
W krótkim okresie analitycy banku zachowują ostrożność. Ostatni rajd był tak mocny i gwałtowny, że wciąż nie wiadomo, czy ten impet się utrzyma. HSBC spodziewa się jednak umocnienia złotego w ciągu najbliższych 6-12 miesięcy.
- Przewidujemy, że na koniec roku kurs EUR/PLN wyniesie 4 zł, a może nawet 3,90 zł, jeśli będą ku temu sprzyjające warunki na rynkach światowych.
Również Lars Christensen, ekonomista Danske Banku, przewiduje umocnienie złotego. Na poparcie takiego scenariusza podaje dwa argumenty. Pierwszym z nich jest to, że Narodowy Bank Polski wciąż prowadzi dość jastrzębią politykę. Stopy procentowe są relatywnie wysokie w porównaniu z innymi krajami i to powoduje, że złoty jest atrakcyjny. Drugim powodem natomiast jest stopniowy wzrost apetytu na ryzyko, który obserwuje się na świecie.
- Umocnienie złotego nie będzie jednak zbyt mocne - mówi WP Christensen. Analityk Danske Bank nie spodziewa się zejścia poniżej poziomu 4 zł za euro w tym roku. Uważa, że złoty powinien być handlowany na poziomie 4,10-4,20 zł, a nie na poziomie 3,90-4 zł.
Dużo ostrożniejszy w swoich prognozach jest natomiast John Hardy z Saxo Banku. Jego zdaniem złoty powinien się osłabić w średnim i krótkim okresie. Wszystko z powodu dalszych zawirowań w strefie euro.
- Strefa euro jest wciąż daleko od rozwiązania swoich problemów. Ponieważ Polska wciąż jest uznawana za jeden z rynków wschodzących, spodziewam się osłabienia polskiej waluty - mówi WP John Hardy, analityk Saxo Banku. - Złoty powinien się umocnić, ale do tego potrzeba czasu, może nawet kilku lat.
Podkreśla, że najbardziej palącymi problemami w Polsce są kwestia długu zewnętrznego, jak również obniżenie poziomu deficytu w handlu zagranicznym.
Analitycy banku Goldman Sachs są jeszcze bardziej powściągliwi. Przewidują kurs EUR/PLN na poziomie 4,80 zł, 4,70 zł oraz 4,30 zł odpowiednio za 3, 6 i 12 miesięcy. Bank spodziewa się więc osłabienia złotego wobec poziomów notowanych obecnie. Wszystko z powodu sytuacji w strefie euro, jak i w krajach regionu, które mogą zaszkodzić polskiej walucie. W dłuższej jeszcze perspektywie Goldman Sachs oczekuje natomiast umacniania się polskiej waluty.
Złoty - forint, dwa bratanki
W Polsce panuje przekonanie o tym, że inwestorzy zagraniczni wkładają polskiego złotego do jednego koszyka wraz z innymi walutami regionu, jak czeska korona czy węgierski forint. Nie zwracają uwagę na to, że warunki w naszym kraju, zarówno pod względem gospodarczym, jak i politycznym, są zupełnie inne niż na Węgrzech czy w Czechach.
- Polska wciąż jest postrzegana jako jeden z tzw. rynków wschodzących i dlatego wciąż będzie pewna doza korelacji między takimi krajami w regionie - twierdzi John Hardy.
Podobnego zdania jest Murat Toprak. W rozmowie z Wirtualną Polską stwierdził, iż możemy zaobserwować pewnego rodzaju powiązanie między polskim złotym a innymi walutami regionu. Ruchy cenowe są podobne na złotym, jak i na czeskiej koronie lub węgierskim forincie.
Podkreśla, że należy zwrócić uwagę na pewien typ inwestorów. Są oni ukierunkowani w pewien określony sposób na cały region. Są oczywiście różnice między krajami, pewne specyficzne czynniki, ale ukierunkowanie jest jedno. To taki trend na kupowanie aktywów w regionie jako całości.
- Widzimy również dużą korelację między polskim złotym i innymi walutami w kwestii ryzyka - dodaje Toprak.
Innego zdania jest natomiast Lars Christensen.
- To jest bardzo błędne przekonanie, ale bardzo rozpowszechnione nad Wisłą. Inwestorzy nie pakują wszystkich walut regionu do jednego koszyka. Owszem, w ostatnich latach występowała korelacja między tymi walutami, ale podobna korelacja była między polskim złotym, szwedzką koroną, turecką lirą czy brazylijskim realem - tłumaczy Christensen. - Jeśli spojrzymy na stopy procentowe czy CDS-y, to od razu widać, że rynki te są zróżnicowane.
Podkreśla, że w ostatnich latach był duży światowy wzrost awersji do ryzyka i to dlatego inwestorzy odwracali się od walut mniej płynnych, jak złoty czy forint w kierunku walut bardziej płynnych i bezpiecznych jak dolar, frank czy jen.
- Rynki dostrzegają różnicę między poszczególnymi krajami, jednak Polska to dla inwestorów wciąż rynek wschodzący - stwierdza natomiast Hardy, zaznaczając, że nie jest w porządku jednakowe postrzeganie polskiego złotego i węgierskiego forinta. Wszystko z powodu zamieszania politycznego na Węgrzech, zmian w konstytucji czy w niezależności banku centralnego.
Złoty mocny dzięki gospodarce
Duży wpływ na polską walutę, a także na waluty krajów regionu w ostatnich latach miał wzrost gospodarczy. Sytuacja na rynku walutowym różniła się w poszczególnych krajach od tego, co było powodem wzrostu w danym państwie.
- Polski złoty radzi sobie ostatnio lepiej od np. czeskiej korony, a ma to związek ze wzrostem gospodarczym. Jednak należy zwrócić uwagę na naturę tego wzrostu, która różni Polskę od innych krajów regionu. W Czechach czy na Węgrzech wzrost jest w większości powiązany z eksportem. Tamte kraje mają w tej chwili nadwyżki eksportowe - mówi WP Toprak.
Dodaje, że w Polsce motorem wzrostu jest popyt krajowy. To właśnie z tego powodu złoty jest postrzegany w nieco inny sposób niż waluty krajów regionu, jednak również dlatego nie umocnił się o tyle, o ile by mógł. Popyt wewnętrzny jednak zapewnił Polsce wzrost w czasach kryzysu. Zdaniem analityka dużo lepiej jest mieć wzrost spowodowany właśnie wysokim zapotrzebowaniem wewnątrz kraju niż z innych powodów.