Tam, gdzie leżała głowa Agaty
- Żyje pan? - pyta Grzegorz, sprzątając pokój. To prosta, ludzka troska, a mnie przechodzą dreszcze. W pomieszczeniu obok, wspólnie z bratem ćwiartował zwłoki siostry.
Oto #HIT2019. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Krupówki. Kamienica w centrum Zakopanego. Dwa piętra zajmują pokoje do wynajęcia. Na trzecim mieszkają właściciele.
Słychać głosy dzieci, bawiących się w jednym z pokoi. Ktoś krzyczy, ktoś się śmieje. Szczeka jakiś psiak. Ot, normalny pensjonat.
Nie ma tradycyjnej recepcji. Przyjazd muszę potwierdzić przez telefon. Płatność wyłącznie gotówką.
- Nie mamy terminala - wyjaśnia Bartłomiej, prowadząc mnie do pokoju na drugim piętrze. Na lewo od klatki schodowej. Na prawo - 16 lat temu znajdowało się mieszkanie, w którym zginęła Agata.
Przestała się ruszać
2 lipca 2003 roku. Agata studiuje w Krakowie. Do Zakopanego wpada na kilka dni. Chce odwiedzić rodzinę i spotkać się z przyjaciółmi, z którymi wychodzi do klubu. Do domu wraca około 2 w nocy.
Jeszcze śpi, gdy przed godziną 11 bracia wychodzą na pobliski stadion, żeby pobiegać. Po godzinie Grzegorz wraca do domu. Bartek zostaje dłużej, żeby pograć w tenisa.
Grzegorz zastaje Agatę w kuchni. Dziewczyna przygotowuje sobie śniadanie. Z raportu z sekcji zwłok wiemy, że jest ubrana w koszulkę w kwiatki (metka rozmiar M), włosy do ramion, związane w kucyk.
Grzegorz potrąca siostrę ramieniem, jak twierdzi, przypadkiem.
Wybucha kłótnia. Taka sama, jak poprzedniego wieczora. Chodzi o pieniądze – Agata ma za złe braciom, że zatrzymują dla siebie całe zyski z wynajmu. A przecież kamienica należy do ich trójki. Po równo.
Grzegorz podnosi z kuchennego blatu szklany dzbanek i rozbija go na głowie siostry.
Agata pada na podłogę, ale nie traci przytomności. Jęczy. Z rany na głowie cieknie krew. Brat odwraca ją na brzuch i siada na niej okrakiem. Na głowę zakłada jej foliową torbę. Zaciska tak długo, aż siostra przestaje się ruszać.
Grzegorz zanosi zwłoki do innego, nieużywanego pokoju. Nie zdejmuje torby z głowy siostry. Przykrywa ciało piankową matą i zamyka drzwi na klucz.
"Widzisz, jacy oni są?"
Grzegorz i Bartek to bliźniacy. W chwili morderstwa mieli po 21 lat. Od siostry byli dwa lata młodsi.
Znajomych mieli niewielu. Trzymali się przede wszystkim ze sobą. W przeciwieństwie do Agaty, która była lubiana.
- Przyjaźniła się z Jędrkiem, synem mojej ówczesnej partnerki - opowiada Leszek. Dobrze znał Agatę. - Może i było między nimi coś więcej, ale jeśli tak, to krótko. To była po prostu serdeczna przyjaźń, bardzo się lubili. Ja też ją lubiłem. To była mądra, skromna i sympatyczna dziewczyna.
Rodzeństwo odziedziczyło zakopiańską kamienicę po dziadku. Po 1/3 dla Grześka, Bartka i Agaty. Pod umowami wynajmu podpisuje się cała trójka.
Jednak odkąd bracia stali się pełnoletni, przejęli całkowitą kontrolę nad kamienicą i pieniędzmi, które przynosiły wynajmowane mieszkania.
- Ona chciała tylko swojej części. Tej oficjalnej. Żadnej kasy pod stołem, która się zwykle przy takich przedsięwzięciach pojawia - mówi Leszek. - To było jakieś 3,5 tys. złotych. Tyle chciała, bo nie miała za co studiować.
Kłótnie o pieniądze potwierdzają też świadkowie, którzy zeznawali przed sądem.
"Bracia nie chcieli jej oddawać należnych pieniędzy. Z relacji Agaty wiem, że notorycznie dochodziło do awantur" - opowiadała przed sądem koleżanka zamordowanej dziewczyny. "Pamiętam, że podczas mojej wizyty u Agaty byłam mimowolnym świadkiem jednej z nich. Spałam w pokoju u Agaty i nagle obudziły mnie wrzaski. Po chwili wpadła Agata z płaczem i powiedziała: Widzisz, jacy oni są'".
"W ostatnich latach dochodziło do niechęci, a później jawnej nienawiści między Bartkiem, Grzegorzem a Agatą" – zeznawała przed sądem babcia rodzeństwa. "Oni nie kryli się z tym, że chcą wyeliminować siostrę jako współwłaścicielkę kamienicy".
"Bracia grozili Agacie" - mówiła przed sądem inna koleżanka dziewczyny. "Nie były to konkretne groźby pozbawienia życia, ale słowa, które robiły na Agacie duże wrażenie. Sprawiały, że Agata bardzo się ich bała. W podobny sposób bracia traktowali swoją matkę".
"Wielokrotnie byłam światkiem psychicznego i fizycznego maltretowania mojej córki" - potwierdzała babcia rodzeństwa.
Drzewko na grobie siostry
Grzegorz zamyka ciało siostry w pustym pokoju. Zaczyna zacierać ślady - wyciera z podłogi plamy krwi, zbiera szkło z potłuczonego dzbanka.
Do domu wraca Bartek, a matka wychodzi na kurs komputerowy. Grzegorz opowiada bratu, co zrobił dopiero około godz. 18.
Początkowo Bartek chce iść na policję, ale brat przekonuje go, że ciało trzeba ukryć. Przy pomocy szlifierki kątowej i noża Grzegorz odcina głowę siostry. Zakopie ją w innym miejscu, żeby trudniej było zidentyfikować ciało.
Bracia pakują zwłoki do samochodu. Biorą szpadel, motykę i siekierę. Jadą do lasu przy drodze do Witowa. Zatrzymują się w zatoczce.
Bartek stoi na czatach. Grób kopie Grzegorz. Do głębokiego na nieco ponad metr dołu, oprócz zwłok Agaty, wrzucają kilka kamieni.
Grzegorz maskuje grób siostry suchymi liśćmi. Sadzi też małe drzewko.
Następnego dnia, tym razem bez Bartka, jedzie na Brzeziny. Tam zakopuje głowę. Gdy wraca, czyszczą z bratem samochód i pozbywają się dowodów. Gdy kilka dni później matka pyta: "Gdzie jest Agata?", bliźniacy odpowiadają: "Nie wiemy".
Po dwóch tygodniach nieobecności dziewczyny, matka zawiadamia policję. 13 lipca, z pomocą Grzegorza, włamuje się do jej pokoju. W środku znajduje m.in. jej telefon, pieniądze i ulubione kolczyki.
"Jednego dnia straciłam troje dzieci"
Poszukiwania Agaty trwały prawie pół roku. W tym czasie bracia K. namówili matkę do przeprowadzki i rozpoczęli remont w kamienicy. Zerwali i spalili parkiet, skuli tynk ze ścian.
- Zrobili to po to, żeby zatrzeć ślady - uważa Leszek. - Bagatelizowali zaginięcie siostry, mówili, że obraca się w złym towarzystwie.
W 2006 roku matka rodzeństwa K. występuje przed kamerą TVN. Mówi, że już w sierpniu 2003 roku wiedziała, że za zniknięcie Agaty odpowiadają jej synowie.
"Wszystko na to wskazywało. Ich zachowanie, to, że nie wpuszczali nikogo do domu" - mówiła. "Gdy to się potwierdziło, nogi się pode mną ugięły. Jednego dnia straciłam troje dzieci".
Matce w poszukiwaniach Agaty pomagał Leszek. Spotykam się z nim w Zakopanem. Wspomina, że kobieta była tak zdeterminowana, że spróbowała metod niekonwencjonalnych.
- Pojechałem z nią do jasnowidza. Właściwie do dwóch. Jeden nie powiedział nic ciekawego. Drugi wskazał dwa miejsca - opowiada Leszek. - Blisko tych, gdzie faktycznie ukryte było ciało. Sprawę opisał "Tygodnik Podhalański". I w sumie dzięki temu udało się znaleźć Agatę.
Tajemnicza notatka w komputerze
Policja podejrzewała, że Agata została zamordowana i że za jej śmierć najprawdopodobniej odpowiadają bracia. Bliźniacy byli pod stałą obserwacją.
18 września zakopiańska policja zatrzymała braci i przeszukała mieszkanie. W pokoju, w którym spali, był pracujący komputer.
"10 minutowe opóźnienie w otwarciu drzwi może sugerować, iż bracia przed wejściem funkcjonariuszy mogli usuwać pliki z tego urządzenia" - czytam w notatce służbowej dołączonej do akt.
Policjanci znaleźli w mieszkaniu 1500 płyt z pirackimi filmami. Zabrali też komputer, na którym były nagrania rozmów telefonicznych Agaty.
Na dysku komputera zapisany był też plik z ulotką informującą o zaginięciu dziewczyny. W ulotce napisano, że zaginęła 2 lipca. Była sporządzona 17 czerwca.
"Ujawnione zapisy mogą świadczyć o tym, że bracia planowali sfingowanie zaginięcia siostry, co w konsekwencji może być podstawą założenia wersji, iż są oni sprawcami jej zabójstwa" - czytam dalej.
Późniejsza analiza informatyczna, przeprowadzona przez biegłych, nie dała jednoznacznej odpowiedzi, kiedy faktycznie sporządzono ulotkę.
Bracia zostali zabrani na komisariat. Tam Grzegorz miał powiedzieć, że tekst pisał w obecności matki, już po zaginięciu Agaty.
Jednoznacznego dowodu morderstwa, czyli ciała, nadal nie było.
Smród padliny
W grudniowym numerze "Tygodnika Podhalańskiego" ukazuje się artykuł, w którym znalazła się informacja, że jasnowidz wskazał miejsce ukrycia ciała poszukiwanej dziewczyny. Grzegorz K. wpada w panikę. Namawia brata do odkopania zwłok.
W nocy z 16 na 17 grudnia 2003 roku bracia jadą do lasu. Chwilę błądzą, ale wreszcie odnajdują grób siostry. Grzegorz chce zabrać foliowe worki, bo boi się, że zostały na nich odciski palców.
Na czatach znów stoi Bartek, a kopie Grzegorz. Wyciąga ciało Agaty i zdejmuje z niego folię razem z częścią ubrań. Worki zanosi do samochodu. Przed ponownym zakopaniem ciała odcina siekierą nogi siostry, żeby zwłoki lepiej się ułożyły.
Chwilę później bracia widzą światła latarek.
"Około godz. 3.20 zauważyliśmy ślady zawracania na drodze z Witowa do Zakopanego" – zeznaje Stanisław, strażnik graniczny. "Zdziwiło nas to, bo ślady były świeże, a godzina późna. Kiedy wykonywaliśmy czynności, wyprzedził nas samochód. Zatrzymaliśmy go do kontroli".
"Poprosiłem o dokumenty" - mówi dalej strażnik. "Zwróciłem uwagę na siekierę położoną na tylnym siedzeniu. Spokoju nie dawał mi odór padliny wydobywający się z auta i ślady krwi".
Bracia próbowali tłumaczyć, że są kłusownikami i chcieli dorobić sobie przed świętami.
"Prosiłem, by mi pokazano, co jest w torbie, którą pasażer trzyma między nogami. Pasażer nie chciał jej pokazać i próbował schować ją pod samochodem i zasypać śniegiem" - opowiada dalej pogranicznik. "Mój kolega zauważył, jak pasażer wyrzuca na drugą stronę jakieś narzędzie. Okazało się, że była to mała motyczka. Zadzwoniliśmy na policję. Tam poinformowano nas, że przeciwko braciom toczy się postępowanie i trzeba ich zatrzymać".
Bliźniacy K. trafili na komendę. Decydują się wskazać miejsce ukrycia ciała i głowy Agaty.
Silna więź
Hotelem zarządza Bartek. To on dzwoni, żeby potwierdzić mój przyjazd. On prowadzi mnie do pokoju.
- Jak będzie pan czegoś potrzebował, to proszę dzwonić. Jestem na górze - mówi z uśmiechem. Pyta, czy potrzebuję faktury.
Tężeje, gdy pytam o zbrodnię, ale odpowiada: - To było dawno, nasza prywatna rodzinna sprawa. Odsiedzieliśmy wyroki, dziś chcemy normalnie żyć i prowadzić biznes.
Grzegorza spotykam tylko raz. Sprząta jeden z pokoi. Jest podobny do brata, ale nie identyczny. Jakby starszy. Może dlatego, że dłużej siedział w więzieniu?
- Żyje pan? – pyta, gdy przechodzę obok. - To dobrze, bo niebezpiecznie tak podróżować samemu. Z Rysów zeszła dzisiaj lawina, podobno ludzi przysypało.
Chcę się rozliczyć za pobyt.
- A to nie ze mną – mówi Grzegorz. - Brat się tym zajmuje, ja tu tylko sprzątam.
O braci K. pytam tych, którzy znali ich jeszcze przed tragedią.
- Oni mieli w zasadzie tylko siebie - opowiada znajoma rodziny. - Nie utrzymywali kontaktów z ludźmi w swoim wieku. Zawsze lepiej się czuli w gronie starszych od siebie. Skryci, małomówni. Rzadko wychodzili z domu.
W rodzinie K. nigdy się nie układało. Matka rozwiodła się z ojcem, potem ponownie wyszła za mąż. Drugie małżeństwo też się rozpadło.
- Bracia wychowywali się w strachu i nienawiści do ojca. Mówili o nim "knur", "jewel", "bandyta". Takie określenia wpajała im matka i babcia. Obie były dla nich autorytetami - opowiada Tomasz, jedna z niewielu osób, z którą bracia utrzymywali kontakt towarzyski. Starszy od nich o ok. 20 lat. - Do matki mieli żal, że nie poświęcała im czasu, że zajmowała się tylko sobą.
"Matka ponownie wyszła za mąż za kryminalistę i hazardzistę" - mówiła przed sądem Małgorzata, żona Tomasza. "Znęcał się nad rodzeństwem. Agaty osobiście nie znałam, ale bracia opowiadali, że też potrafiła być agresywna".
Grzegorz, choć jest bardzo uzdolniony plastycznie, skończył liceum lotnicze w Dęblinie. To szkoła z internatem. Jak twierdzą znajomi rodziny, umieścił go tam ojczym po to, by pozbyć się chłopaka z domu.
Grzesiek kończy liceum ze średnią 5.0. Gdy wraca do domu, mówi: "Nareszcie".
"Procesy myślenia opiniowanego przebiegają na wysokim poziomie pojęć abstrakcyjnych" - czytam w opinii sądowo-psychiatrycznej na temat Grzegorza. I dalej: "Prawidłowo rozumie sytuacje społeczne, potrafi przewidywać je i planować".
Grzegorz jest też bardzo inteligentny. W teście Wechslera uzyskuje wynik ogólny 119 IQ. To znacznie powyżej przeciętnej.
"Nie utrzymywałem z siostrą kontaktów. Przez trzy lata nie rozmawialiśmy ze sobą, siostra odeszła z domu, wolała wybrać świat kolegów, koleżanek, znajomych" - cytują słowa Grzegorza biegli, oceniający jego stan psychiczny. "Ja brałem do siebie to, że nie ma rodziny, że nie odzyskam siostry, że matka jest w coraz większej depresji i szuka w nas potworów. Wskazywała, że będziemy tacy sami jak ojciec".
W czasie procesu całą winę bierze na siebie Grzegorz. Jak mówi, Bartek tylko pomagał. Na jego prośbę. Zdaniem biegłych Bartek łatwo ulegał takim samym emocjom, jak brat i był gotów spełniać jego oczekiwania.
"Istnieje silna więź między rodzeństwem bliźniaczym, która jest silniejsza niż między normalnym rodzeństwem. W sytuacji rodzinnej, w jakiej wychowywali się oskarżeni, więź ta była szczególnie bliska" - to znów opinia biegłych.
Niegodni dziedziczenia
11 maja 2005 roku. Dzień ogłoszenia wyroku. Za zabójstwo siostry Grzegorz K. zostaje skazany na 15 lat więzienia. Bartłomiej K. za pomoc w zacieraniu śladów dostaje 4 lata. O taki wymiar kar wnioskowała prokuratura.
Za okoliczności łagodzące sąd uznaje fakt, że bracia nie byli wcześniej karani i mają dobrą opinię.
Sędzia nie wierzy jednak w zapewnienia Grzegorza, który twierdzi, że zbrodnia była "wypadkiem".
Obrona składa apelację i domaga się zmniejszenia wyroków. Dla Grzegorza do 10 lat, a dla Bartka nie więcej niż roku więzienia, ze względu na to, że pomagał najbliższej osobie, od której "był uzależniony".
Sąd apelację odrzuca.
Krótko po wydaniu wyroku matka braci składa przeciwko nim pozew o uznanie ich za niegodnych dziedziczenia.
- Chodziło o to, żeby nie dostali spadku po siostrze, którą zabili - mówi Leszek. - Pomagałem wtedy ich matce, ale nie pamiętam, jak sprawa się skończyła.
Sąd uznaje racje matki i wydaje wyrok, w którym uznaje bliźniaków za niegodnych. W efekcie 1/3 kamienicy, która należała do Agaty, ma zostać przyznana matce.
Ale bracia się odwołują.
Zanim sąd rozpatrzy apelację, matka wycofuje pozew. Jako że było już po wyroku pierwszej instancji, sąd apelacyjny uznaje za niegodnego tylko Grzegorza.
Matka w tym czasie zrywa kontakt ze znajomymi. Przestaje się odzywać, nie odbiera telefonów.
- Myślę, że chciała się odciąć od wszystkiego, co przypominało jej o tej tragedii - uważa Leszek. - Spotkałem ją niedawno, rozmawialiśmy chwilę. Ale raczej o tym, jak się czuje, nie pytałem o spadek po Agacie.
Według aktualnych zapisów księgi wieczystej, właścicielami kamienicy są w 1/3 Bartłomiej, Grzegorz i ich matka.
Ceny są rekordowo wysokie
Rocznie Zakopane odwiedza kilka milionów turystów. Sam Tatrzański Park Narodowy w 2016 roku zanotował 3,5 mln odwiedzających.
Turyści muszą gdzieś jeść i spać, a miejsca do budowania jest niewiele. Nic dziwnego, że ceny nieruchomości biją rekordy. W zeszłym roku metr kwadratowy nowego mieszkania kosztował ok. 10 tys. złotych brutto. Na rynku wtórnym prawie 8 tys.
Ceny pustych działek budowlanych, położonych poza centrum, zaczynają się od pół miliona złotych. Te bliżej Krupówek czy skoczni, jeśli w ogóle są na rynku, kosztują po kilka milionów.
A ile jest warta cała kamienica?
- Nie wiem, ale myślę, że wcale nie tak dużo - mówi Bartłomiej K. - Dach przecieka, w fundamenty wchodzi wilgoć. Trzeba by zrobić remont.
Niedawno trzykondygnacyjną kamienicę z dwoma lokalami usługowymi, położoną przy Krupówkach, sprzedano za ponad 10 mln złotych.
Kamienica braci też ma trzy kondygnacje i dwa lokale usługowe na parterze. Elewacji przydałby się remont. Na korytarzu czuć wilgoć. To obniża jej wartość, ale 6-8 milionów złotych, na bardzo chłonnym zakopiańskim rynku, bracia mogliby zainkasować.
Koszt wynajmu lokalu w bezpośredniej bliskości Krupówek to od 10 do 17 tys. złotych. W kamienicy braci K. takie lokale są dwa.
Dwa piętra przeznaczone są na pokoje do wynajęcia. Kosztów prowadzenia działalności bracia ponoszą stosunkowo niewiele. Nie mają pracowników - sprzątaniem i obsługą klientów zajmują się sami.
Nie mają nawet strony internetowej - pokój można wynająć tylko przy pomocy portalu bookingowego.
Miejsce zbrodni do wynajęcia
Bartłomiej K. spędza w więzieniu 3 lata. W zakładzie karnym ma dobrą opinię. W 2010 roku rejestruje działalność gospodarczą w kamienicy, w której jego brat zamordował siostrę.
Do rodzinnego biznesu dołącza Grzegorz, który opuszcza więzienie po 12 latach.
Pokoje urządzone są raczej skromnie. Krzykliwe kolory na ścianach, zużyte meble, kuchenka na butlę gazową. Lokalizacja jest za to znakomita - hotel znajduje się niecałe 50 metrów od turystycznego centrum Zakopanego.
Ceny zaczynają się od 120 złotych za dobę, ale w sezonie trudno znaleźć wolny termin.
Na portalu hotelowym goście rozpływają się nad pensjonatem braci:
"Super przyjaźni i pomocni właściciele. Nie było problemu z późnym zakwaterowaniem. Możliwość pozostawienia bagażu w obiekcie po wymeldowaniu".
"Przewspaniały właściciel, późne godziny wymeldowania, dzięki czemu nie trzeba zrywać się o poranku".
Średnia ocen - 8,2 na 10 gwiazdek.
- W sezonie faktycznie jest nieźle, większość pokoi mamy zarezerwowanych - opowiada Bartłomiej. Uśmiechnięty i spokojny. Jeszcze nie zadałem mu pytania o zbrodnię, jeszcze nie wie, że jestem dziennikarzem. - W marcu, jak jest trochę martwego sezonu, to jest gorzej, ale nie narzekamy.
Gdy pytam, dlaczego po śmierci siostry nie sprzedali budynku i nie wyjechali, żeby zacząć od nowa, Bartek przestaje się uśmiechać.
- Sprzedać i co dalej? - pyta. - Niby można, ale trzeba mieć sensowny, sprecyzowany plan na biznes w innym miejscu. To, co się tu stało, to nasza rodzinna sprawa. To było dawno, my tylko chcemy normalnie żyć.
Z "normalnym życiem" może być trudno, bo o "sprawie braci K." pamiętają w Zakopanem.
- Ci, co poćwiartowali siostrę? Oczywiście, że pamiętam - mówi Staszek, właściciel restauracji. - Wyszli z więzienia i prowadzą biznesik, prawda? No to im się udało.
- Ja często myślami wracam do tej sprawy i nie mogę się z tym pogodzić - przyznaje Leszek. - Z tym, co spotkało tę dziewczynę, z tym wyrokiem, jak dla mnie skandalicznym, i z tym, że oni tu teraz są i jak gdyby nigdy nic, prowadzą sobie hotel. Dopięli swego.
- Opłacało się? - pytam.
- Im? Oczywiście - Leszek aż się gotuje. - Przecież o to im od początku chodziło. Żeby wyeliminować Agatę.
- Nikt nie pozbywa się nieruchomości w Zakopanem - mówi Staszek. - To są bardzo duże pieniądze. Znam ludzi, którzy dzięki temu, że mają jakiś budynek w mieście, mogą sobie pozwolić praktycznie na całoroczne wakacje.
- Opłacało się?
- Oczywiście – odpowiada bez namysłu Staszek. - Co to jest 12 lat? Są młodzi, mają bardzo dochodową kamienicę. Opłacało im się, choć to przerażające.
To samo pytanie zadaję jednej z koleżanek Agaty.
- W końcu o pieniądze chodziło - odpowiada po dłuższej chwili. - Ale czy się opłacało? Ich niech pan zapyta.
Pytam Bartka, czy zbrodnia ma wpływ na interesy.
- Ludzie piszą w internecie różne opinie, nas z tego powodu hejtują. Najgorsze, że to nasza rodzinna sprawa, niezwiązana z biznesem - odpowiada. - Na pewno ma to wpływ, bo widać, że po takich hejterskich wpisach obroty spadają. Co było, to było.
Na pytanie, czy się opłacało, Bartek nie odpowiada.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl