Zaliczyć Zakopane. "Bez tego nie ma urlopu"

Nieprzebrane tłumy, hałas, smog i kolorowa tandeta. To wszystko w oparach grzanego wina, smażonych oscypków i przy dźwiękach disco polo. "Zakopane trzeba zaliczyć, bez tego urlop nieważny".

Zaliczyć Zakopane. "Bez tego nie ma urlopu"
Źródło zdjęć: © WP.PL | Witold Ziomek
Witold Ziomek

29.12.2018 | aktual.: 29.01.2019 10:39

Stary, odrapany budynek, neon "PKP Zakopane" i drewniana wiata, zaklejona dziesiątkami kolorowych reklam - to pierwsze, co widzą turyści wysiadający z pociągów.

Są ich tysiące. Każdy dalekobieżny zatrzymujący się w Zakopanem jest nimi wypełniony po brzegi.

- Tu chyba nie ma przechowalni bagażu, co? - pyta turysta swojego kolegę, patrząc nieufnie na budynek dworca.

- Nie ma szans, lepiej chodźmy - odpowiada towarzysz. Obaj, w przeciwieństwie do ogromnej większości wysiadających na dworcu turystów, ubrani są w sposób sugerujący rychłą wyprawę w góry.

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

W morzu ludzi na peronie udaje się znaleźć jeszcze kilka pokrowców z nartami, czy osób ubranych "po górsku". Dominuje jednak styl imprezowy. Trudno się dziwić, za kilka dni Sylwester. Zamiast wygodnych butów i plecaków ze stelażami są cekiny i wygodne walizki na kółkach. Jedną z nich - różową w białe koty - opryskuje błoto, które jeszcze chwilę temu było śniegiem.

Kolorowo, pięknie, przaśnie

Na południu Tatry, na północy Gubałówka, pomiędzy nimi miasteczko, w którym narodził się "styl zakopiański", przez wielu polaków utożsamiany z "góralskim".

Jednak ani architektura, ani górskie szczyty nie grają w zakopiańskim krajobrazie pierwszych skrzypiec. Tym, co widać na pierwszym planie, są reklamy.

Są wszędzie. Na każdym domu, na wolnostojących tablicach, flagach, banerach czy parasolach. Detale drewnianych domów przysłaniają wielkie napisy "pokoje gościnne", czy "chłopskie jadło". Często pojawiają się też słowa "baca", "zbójnickie" czy "harnaś".

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

"Harnasia" przyjdzie mi jeszcze spotkać osobiście. Po ulicach przechadza się osobnik przebrany za Janosika i groźnie łypie na przechodniów. Zdjęcie ze zbójem - 10 złotych.

Nie wszystkie zakopiańskie atrakcje mają jednak ludowy charakter. W centrum znajdziemy m.in. bar, który reklamuje wymalowany w kolorowe kwiaty volkswagen "ogórek" i deski surfingowe.

"Beach bar" - głosi napis na drewnianym budynku, z charakterystycznymi elementami stylu zakopiańskiego. Tyle, że zamiast swojskiego "witojcie" na drzwiach wisi napis "aloha!". Od razu jakoś cieplej się robi.

Około godz. 15, kiedy zaczyna się pora obiadowa, zakopiańskie bary i restauracje wypełniają się po brzegi. Znalezienie wolnego stolika na Krupówkach graniczy z cudem.

Oprócz "zbójnickich", "regionalnych" czy "góralskich" specjałów, zjeść można też nieco mniej egzotyczne, kebab czy pizzę. Wszędzie unoszą się opary grzanego wina i smażonego sera.

Jedzą wszyscy. Jeść (i spać) nie może tylko Zenon Martyniuk, którego głos dobiega z barowych głośników.

Stragany z góralskimi serami można spotkać co kilkanaście metrów. Nazwa "oscypek" wypowiadana jest bardzo często, oferowane na stoiskach produkty mają jednak zupełnie inne nazwy. Jest ser "bacowski", "kanapkowy" czy "tradycyjny".

- Prawdziwego oscypka pan tylko latem kupisz - wyjaśnia mi handlarz. - To z owczego mleka się robi, a zimą owce go nie dają. Ci, co piszą "oscypek", to oszukują.

Siwy dym

Ogromny tłok widać nie tylko w zakopiańskich restauracjach czy sklepach, ale i na ulicach. Jazda samochodem po wąskich, zatłoczonych uliczkach wymaga niebywałej precyzji i cierpliwości, bo samochodów jest zatrzęsienie i praktycznie całe Zakopane stoi w korku. Widać rejestracje ze wszystkich regionów Polski.

- Gdzie mam, k**a stanąć?! - krzyczy kierowca szukający miejsca parkingowego do drugiego nieszczęśnika w podobnej sytuacji. W powietrzu unosi się zapach spalin.

Zakopane pobiera od turystów opłatę klimatyczną. W zeszłym roku, po skardze, jaką wniósł do sądu jeden z odwiedzających miasto turystów, Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że opłata pobierana jest bezprawnie.

Chodzi o złą jakość powietrza i problem ze smogiem. W 2017 roku stężenie pyłów PM10 w zakopiańskim powietrzu przekroczyło normę 49 razy.

Wyrok nie jest prawomocny, dlatego miasto wciąż opłatę pobiera.

- Opłata miejscowa pobierana jest w miejscowościach posiadających korzystne właściwości klimatyczne i walory krajobrazowe oraz warunki umożliwiające pobyt osób w tych celach. Gmina Miasto Zakopane, dążąc do stałej poprawy jakości powietrza, spełnia jednocześnie wspomniane warunki związane z walorami krajobrazowymi i wypoczynkowymi - pisze w przesłanym do nas oświadczeniu Agnieszka Bartocha, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Zakopane.

- Jakość powietrza jest tragiczna. I to nie tylko przez nadmiar samochodów, ludzie palą w piecach śmieciami - mówi recepcjonista zakopiańskiego hotelu. - Ja to bardzo odczuwam, bo mam nieuleczalną astmę oskrzelową. Niech mi pan wierzy, wstyd mi tę opłatę pobierać. Ale muszę.

Z kopyta kulig rwie

- Zapraszamy na kulig! Ognisko, kiełbaski, grzaniec! - nawołują ubrani w odblaskowe kamizelki osobnicy. Cena - od 45 złotych za osobę. - Wolne miejsca, zapraszamy! - woła jeden, ubrany w góralski kapelusz. "Góral" mówi z wyraźnym ukraińskim akcentem.

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

- Normalnie, w**ją cię do wozu i se jedziesz - słyszę fragment rozmowy przy stanowisku "nawoływaczy".

Kuligi odbywają się zazwyczaj wieczorami. Mijam jeden z nich, idąc ulicą Chałubińskiego. Jedzie 6 wozów, przykryci baranicami pasażerowie trzymają płonące pochodnie. Za nimi i przed nimi sznur samochodów.

Droga na szczyt

Gubałówka - 1120 metrów n.p.m, kolej linowa na szczyt. Przed kasami ustawiają się ogromne kolejki, żeby wejść do wagonika trzeba w nich spędzić przynajmniej 20 minut.

- Jak będziesz robił takie afery, to nikt nas nigdzie nie wpuści bez kolejki! - strofuje żona męża, który próbował wyjaśnić kasjerowi, że powinien sprzedać bilet poza kolejnością.

- Ale ten pan był nierozsądny - odpowiada mąż.

- A ty jesteś bezczelny, z Warszawy - kwituje małżonka.

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

- Na szczycie Gubałówki czeka na was moc atrakcji - oznajmia głos z głośnika przy kasach. - Ale uwaga! Czekają tam też oszuści grający w trzy kubki - ostrzega. - Pamiętaj! Gra w trzy kubki to ściema!

O naciągaczy pytam przechodzących obok strażników miejskich.

- No to jest ewidentne oszustwo, ludzie potrafią kilka tysięcy w to przegrać - tłumaczy strażnik. - To oczywiście nielegalne, ale złapać oszusta nie jest wcale tak łatwo. Oni mają powystawiane czujki. Jak widzą że idziemy, to robią nam zdjęcia i przesyłają dalej, tak, że ten grający ma czas się zmyć. A nawet jak się uda złapać i dostanie taki karę, nawet kilka tysięcy złotych, to i tak następnego dnia wraca, bo mu się opłaca.

Na Gubałówce graczy nie spotykam. Może to przez radiowóz, który krąży w tę i z powrotem pomiędzy straganami z pamiątkami.

Teoretycznie ze szczytu Gubałówki można zobaczyć piękną panoramę Tatr. W praktyce, szczyt jest tak wypełniony straganami, reklamami i balonami, że praktycznie niemożliwe jest zrobienie zdjęcia bez elementu "dekoracji" w kadrze.

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

- Czas życia jest krótki, napijmy się wódki - śpiewa rozkręcony na cały regulator anonimowy wykonawca. Na kilku stoiskach można kupić płyty z podobną twórczością. Stragany wyglądają jak stoiska z pirackimi kasetami na bazarach z lat 90-tych.

"Atrakcji" na szczycie Gubałówki faktycznie jest moc. Park linowy, dwie strzelnice, tor saneczkowy, przejażdżki kucykami i coś, co nazywa się "tunel grawitacyjny"

- No i jak było? - pytają znajomi chłopaka, który właśnie z niego wyszedł.

- E tam, wolę się na**ać - odpowiada.

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

Jest park, jest nadzieja

W tunelu kiczu i tandety, która zalewa Zakopane, od dwóch lat widać światełko.

Żeby walczyć z wizerunkiem miasta zaśmieconego przez reklamy, dwa lata temu władze Zakopanego utworzyły na Krupówkach park kulturowy. Od tego czasu na budynkach nie wolno umieszczać wielkoformatowych reklam, nie wolno nagabywać turystów do zdjęć w kostiumie misia, a wszystkie stragany z pamiątkami muszą spełniać określone normy.

- Zależy nam na tym, żeby Zakopane miało swój własny, niepowtarzalny charakter - mówi Leszek Dorula, burmistrz Zakopanego, w rozmowie z Money.pl. - Z tym problemem borykamy się od wielu lat, zresztą nie tylko my, bo we wszystkich miejscach turystycznych jest podobnie. Przedsiębiorcy chcą zarobić i robią to nie zawsze w taki sposób, jakiego oczekiwałoby miasto.

Nowe prawo faktycznie działa. O ile całe Zakopane przypomina reklamowy śmietnik, to Krupówki zaczynają się cywilizować.

Na moich oczach straż miejska przegania z ulicy grającą kapelę.

- Takie są przepisy, nic nie możemy na to poradzić - mówi strażnik. - Żeby móc grać na ulicy, trzeba mieć zezwolenie. Inna sprawa, że władze mogłyby tych zezwoleń trochę więcej wydawać, bo w tym, że ktoś gra, jeśli robi to dobrze, naprawdę nie ma nic złego.

- Tu jest taki problem, że żeby na takiego "misia" mandat, to my go musimy złapać na gorącym uczynku, jak bierze od ludzi pieniądze. Bo inaczej to za co? Za to że się przebrał za misia? Chodzenie w przebraniach jest dozwolone - mówi strażnik. - A ten "prorok" to jest przypadek szczególny. Moim zdaniem, on jest chory psychicznie. Do tego bezdomny, więc nie można na niego nałożyć mandatu kredytowego. Same problemy.

Pytam o nielegalne reklamy, które do niedawna były plagą Krupówek.

- Na początku był problem. Ludzie nie chcieli się dopasować, nie wiedzieli o co chodzi. Dzisiaj jest zupełnie inaczej - mówi strażnik. - Zresztą, niech pan popatrzy. Jest nieźle. A dwa lata temu był dramat.

Choć turyści zauważają poprawę wyglądu Krupówek, wątpliwości wielu budzi otwarta niedawno galeria handlowa, znajdująca się przy ulicy. Zbudowana ze stali i szkła.

- Gdzie tu góralski klimat? Paskudny, szklany klocek, w ogóle tu nie pasuje - oburza się pan Michał z Płocka.

Obraz
© WP.PL | Witold Ziomek

Zdania są jednak podzielone.

- Mnie się podoba - mówi Kasia, studentka z Poznania. - To, że jesteśmy w Zakopanem nie znaczy, że wszystko ma być cepelią. Gdyby każdy budynek musiał mieć ludowy charakter, to wtedy byłaby tandeta.

A komu to potrzebne? A dlaczego?

Imprezowy charakter Zakopanego widać przede wszystkim wieczorem. Otwierają się dyskoteki, ulicami przechadzają się rozbawieni turyści, w różnym stadium upojenia. Ci, którzy wybierają się w góry już śpią, a narciarze są gdzie indziej.

- Do Zakopanego nie przyjeżdża się na narty, tylko na imprezę - mówi pan Wojciech, narciarz, którego spotykam w barze. - Tu nie ma gdzie jeździć. Taką mamy "stolicę sportów zimowych".

Faktycznie, w obrębie miasta działają jedynie dwa duże stoki - Harenda, na Olczy i Polana Szymoszkowa, po drugiej stronie Gubałówki. Główna trasa na Nosalu jest od kilku lat zamknięta. Podobnie jak trasa zjazdowa na południowej stronie Gubałówki, która nie działa od 10 lat.

- Zostaje jeszcze Kasprowy, ale to jest loteria. Tam jest na tyle wysoko, że otwarcie trasy zależy od pogody, która zmienia się nawet kilka razy w ciągu dnia - mówi pan Wojciech. - Ja przyjechałem do Białki. Do Zakopanego wpadłem tylko na chwilę, ale już mam dość.

Pan Wojciech do Zakopanego przyjeżdża regularnie, od ponad 20 lat. Skoro nie ma gdzie jeździć, skoro męczy tłok, hałas i tandeta, to po co?

- Bo Zakopane trzeba zaliczyć, bez tego nie ma urlopu - śmieje się. - Wie pan, to miejsce ma swój urok, jakąś magię. Może i schowaną pod kolorową plandeką, ale ona tam ciągle jest. W przyszłym roku też przyjadę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (724)