Telefon: narzędzie pracy czy tortur? Ciężki los telemarketera
Praca w telemarketingu – farsa czy tragedia? A może po prostu zajęcie jak każde inne?
26.10.2010 | aktual.: 27.10.2010 16:38
Praca w telemarketingu – farsa czy tragedia? A może po prostu zajęcie jak każde inne? Ci, którzy przez nie przeszli, podkreślają często, że nie sprzyja rozwojowi. W dodatku jest marnie opłacane. To praca dla masochistów – powtarzają się opinie. Zdarzają się jednak osoby zadowolone z pracy, zarobków i zebranych doświadczeń. Czyżby to właśnie ci masochiści?
Klient kontra telemarketer. Walka trwa…
Zarobki telemarketerów rzeczywiście nie imponują. Według danych zebranych przez firmę Sedlak & Sedlak, średnie płace w tym zawodzie nie sięgają średniej krajowej. Niekiedy dobijają do 2,5 tys. zł, znacznie częściej zamykają się w przedziale 1,6 – 2,3 tys. Płaca podstawowa to ok. 4/5 zarobków, pozostałą 1/5 stanowią premie. Zdarzają się jednak osoby, które nie dociągają nawet do 1 tys. zł.
- To możliwe, ale świadczy niezbyt dobrze raczej o tych ludziach, a nie o zawodzie. Jeśli ktoś nie ma ochoty pracować, będzie marnie opłacany w każdej branży – podsumowuje takie informacje Paweł, który pracował w call center w czasie studiów. Dziś jest menedżerem, pozostał w tej samej firmie. Zarabia, jak sam mówi, „cyferkę z kilkoma zerami”. W jego przypadku opłacała się wierność zakładowi pracy.
Telemarketer to natręt, a może i oszust – nie brakuje takich zdań o wydzwaniających „po ludziach” przedstawicielach różnych firm. Nie brakuje też osób, które stać na nieładne zagrywki, aby tylko uprzykrzyć telemarketerowi życie. Jedna z nich to przeciąganie rozmowy, zadawanie masy głupich pytań, by w końcu zrezygnować. Można też być wobec telemarketera chamskim, złośliwym, udawać litość nad jego dolą. Metod gnębienia jest bez liku. Ale takie zagrywki to broń obosieczna. – Jeśli ktoś zalezie za skórę telemarketerowi, można się założyć, że za to odpokutuje. Jego numer poznają wszyscy w firmie. Będą dzwonić do niego tak długo, aż facet zacznie żałować swojego pomysłu – zapewnia anonimowy pracownik.
Czy można więc powiedzieć, że między obiema stronami trwa coś w rodzaju odwiecznej, choć zakamuflowanej walki? Zapewne tak. Naturalnie pomijamy tu przypadki, w których klientowi zależy na produkcie oraz takie, w których od razu ucina rozmowę i odkłada słuchawkę.
I jedni, i drudzy mają swoje sposoby i używają ich z dużą inwencją. Cel telemarketera to sprzedaż produktu oraz zarobek własny i firmy. Celem niechętnego klienta jest uświadomienie mu, że jego telefoniczna „wizyta” jest niepożądana i do niczego nie doprowadzi. Telemarketerzy reagują na trudne przypadki uprzejmą ignorancją, przesadną wyrozumiałością. Jeśli klient zadaje bezsensowne pytania, najwyraźniej dobrze się przy tym bawiąc, pytają na przykład, czy wolałby porozmawiać z szefem. Taka reakcja nadspodziewanie często uspokaja sytuację bądź po prostu kończy rozmowę.
Jak wykrzesać talent?
Mistrzowie telemarketingu są w stanie zarobić kilkakrotnie więcej od średniej. Problem jednak w znalezieniu motywacji i wykrzesaniu z siebie talentu do pracy. Pracy, która, jak wiadomo, polega na siedzeniu ze słuchawkami na uszach i powtarzaniu w nieskończoność tych samych frazesów.
Dużo zależy od tego, w jakiej sytuacji było się wcześniej. Zdarza się, i to wcale nie tak rzadko, że telemarketing jest wybawieniem.
– Stałam na targu od piątej rano. Sprzedawałam ryby, obojętnie, czy upał, czy 20-stopniowy mróz. Skorzystałam z oferty i nie żałuję – opowiada 25-letnia Marzena. – Jest stres, hałas, naciski przełożonych, wkurzeni ludzie, do których dzwonimy. To wszystko prawda. Ale jest ciepło, na głowę nie pada. Zarabiam trochę ponad 2 tys. i jestem zadowolona. Nie chciałabym stracić tej pracy. Nie bez znaczenia jest też firma, do jakiej się trafi. Na ogół prowizja od skuteczności, czyli od liczby umówionych spotkań, sprzedanych usług itp., stanowi tylko dodatek do podstawowej pensji. Ale bywa też i tak, że telemarketer pracuje tylko za prowizję. Wszystko zależy wtedy niby od jego zdolności, a tak naprawdę od czynników, na które nie ma większego wpływu. Jeśli oferowany towar nie jest atrakcyjny, nie znajdzie klienta. Wtedy prowizje będą groszowe. Utrzymać się z takiej pracy nie da. - Rotacja w takich firmach jest duża, doświadczenia nabyć nie sposób. To strata czasu. Trzeba je omijać z daleka – podsumowuje Marzena, która
kiedyś bardzo krótko miała do czynienia z takim właśnie przypadkiem. Z karierą telemarketera jest problem. Z jednej strony, nie sposób wykonywać tej pracy w nieskończoność. Nawet ktoś zadowolony w końcu zniechęci się, jeśli nie będzie widział szans awansu. Pracodawcy jednak niechętnie „odrywają od słuchawki” dobrych telemarketerów, wiedząc, jak trudno będzie ich zastąpić. Tu jednak pojawia się ryzyko, że telemarketer zmęczy się i sam odejdzie. Jak wybrnąć z tej sytuacji? Menedżerowie radzą, by jednak awansować takie osoby i umożliwiać im kształcenie następców. To chyba jedyne wyjście, by przed dobrym telemarketerem też mogła zarysować się jakaś przyszłość.
Tomasz Kowalczyk
Czytaj również:
*Telemarketing - na "Ty" do klienta? *