Transparentność kosztuje. O biznesie z wyborczej urny
Tegoroczne wybory samorządowe to pierwsze głosowanie, w którym w całym kraju zostaną użyte nowe, przezroczyste urny wyborcze. Na ich zakup wydano ok. 28 milionów złotych. Producentów jest zaledwie kilku.
Urna, jaka jest, każdy widzi. Co jest w środku też każdy widzi, bo odkąd w 2016 roku znowelizowano Kodeks wyborczy, wszystkie urny mają być przezroczyste.
- Ma być transparentnie, to jest. Każdy może zobaczyć, ile tam tych karteczek wpadło - śmieje się Henryk Babuśka, wójt gminy Legnickie Pole. Nowe urny miał już okazję przetestować w warunkach bojowych, podczas organizowanego dwa lata temu, gminnego referendum. - Jest jeden zasadniczy plus tej zmiany. Pretekst do wymiany starych urn na nowe. Te stare były robione ze sklejki i już się zaczęły rozsypywać. Mieliśmy kupić nowe, ale zawsze było coś ważniejszego. A tak, nie ma wyjścia, trzeba było zamówić.
- Co się stanie z tymi starymi urnami? - pytam.
- Do utylizacji - odpowiada wójt.
W nowe urny wyposażyła się też gmina Wielbark. Na głosy obywateli przezroczyste skrzynki czekają od 3 lat. Wtedy zostały zakupione.
- Woleliśmy to załatwić wcześniej, żeby później nie było kłopotów. Zamówiliśmy, kosztowały wtedy ok. 6 tys. złotych i tak sobie czekają - mówi Grzegorz Zapadka, wójt gminy Wielbark. - Na przeprowadzenie wyborów dostaliśmy w tym roku 38 tys. złotych dotacji. Ponieważ żadnych lokali nie trzeba dostosowywać, to nam w zupełności wystarczy.
Ale nie wszystkie samorządy były na tyle zapobiegliwe.
Ostatni dzwonek
- Tak, produkujemy urny, ale zamówienie mogę od pana przyjąć dopiero po wyborach - informuje mnie przedstawicielka podwrocławskiej firmy, specjalizującej się w przezroczystych skrzynkach. Na rozmowę z szefem nie mam szans.
- Mamy teraz bardzo gorący okres, szef po prostu nie ma czasu - słyszę w słuchawce. - Dzisiaj musimy wysłać ostatnie zamówienia, żeby dojechały przed wyborami.
Jest czwartek.
- Mamy jeszcze kilka zamówień, które dojadą do klientów dopiero w sobotę - słyszę na infolinii innej firmy. Produkuje wyłącznie sprzęt wyborczy. Oprócz urn, w ofercie są flagi, parawany, kabiny, godła.
- Od sierpnia mamy gorący okres. Idzie wszystko, magazyn jest praktycznie pusty - mówi przedstawicielka firmy.
- Czyli jak bym chciał zamówić flagę, to już nie mam szans? - pytam.
- Coś bym panu znalazła, ale byłoby trudno - słyszę w odpowiedzi.
Transparentność sprecyzowana
Przezroczysta urna wyborcza kosztuje od 800 do 1200 złotych, w zależności od wielkości. Rozmiary, dokładnie rozpisane w Kodeksie wyborczym, są cztery.
W małych lokalach wyborczych, do 750 wyborców, urna ma mieć 75 x 75 x 100 cm. Większe lokale muszą się uzbroić w urny o wymiarch 95 x 78 x x 120. Duże lokale przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych muszą mieć urny niższe i szersze. 100 x 88 x 100 cm. Są też urny rezerwowe - 65 x 45 x 45 cm. Z takich korzysta się w szpitalach, zakładach karnych czy domach pomocy społecznej.
- Takie urny gminy zazwyczaj zamawiają na ostatnią chwilę, bo podstawowe wyposażenie raczej kupują wcześniej - słyszę od przedstawicielki firmy produkującej wyborcze akcesoria.
Urna nie może być rozkładana i musi być w pełni przezroczysta. Nawet umieszczenie na niej naklejki z godłem jest, w myśl Kodeksu wyborczego, zabronione.
Przepisy wyraźnie precyzują też inne parametry skrzynek na głosy obywateli. Urna ma mieć uchwyty meblowe, które umożliwią zamontowanie plomby, ma być wykonana z poliwęglanu o grubości 3 mm, uformowanego pod wpływem wysokiej temperatury ("albo wygiętego na zimno" - co dodano w późniejszej poprawce do ustawy). Przepisy precyzują też wymiary otworu wrzutowego oraz sposób łączenia ścianek.
Ustawodawca pozostawia jednak pewne pole do popisu kreatywnym producentom.
- Liczba nitów służących do łączenia elementów urny wskazana we wzorach jest przykładowa, urna może być połączona większą liczbą nitów - czytamy w Kodeksie wyborczych. - Urna ma być wykonana w taki sposób, aby była trwała - zastrzegają przepisy.
Biznes wyborczy
Aby wyposażyć wszystkie lokale w nowe urny wyborcze, trzeba było ich zakupić 28 tysięcy. Przyjmując, że cena jednej urny wynosi 1000 złotych, zmiana pudełek na transparentne kosztuje budżet państwa 28 milionów złotych.
Jest o co walczyć, zwłaszcza że firm produkujących urny jest na rynku niewiele.
W ofercie tych wyspecjalizowanych, produkujących przede wszystkim akcesoria wyborcze, znajdziemy też: parawany (biało-czerwone, z godłem, poczwórne, podwójne), kabiny (wersja standard - 699 złotych brutto, długopis i lupa gratis), godła, flagi, stojaki czy tkaniny na stoły komisji wyborczych.
- W tym sezonie faktycznie dużo nam tego schodzi, w zasadzie nie ma towaru, który się nie sprzedaje - słyszę od przedstawicielki sklepu internetowego. - Ostatnie miesiące przed wyborami to faktycznie gorący okres, ale pracujemy przez cały rok, zwłaszcza w roku wyborczym. Np. do produkcji kabin trzeba wcześniej zamówić stal, musimy zrobić zapasy materiałów, a potem na bieżąco produkujemy.
- Da się prowadzić biznes wyłącznie na "artykułach wyborczych? - dopytuję.
- Tak. Choć jakby jakaś nowa firma chciała w niego wejść, to będzie miała trudno. Trzeba ponieść duże wydatki, a zysków można się spodziewać dopiero na krótko przed wyborami - słyszę w odpowiedzi.
Jedną z pierwszych firm w tej branży jest Caro. Piotr Krajewski przejął ją po ojcu, który na pomysł takiego biznesu wpadł jeszcze jako urzędnik gminny. Nie mógł po prostu kupić urn wyborczych do lokali, bo prawie nikt nie produkował ich na dużą skalę. Postanowił zatem sam je wytwarzać.
Pierwsze powstawały w garażu przy użyciu zgrzewarki do PCV zrobionej ze spawarki. Szybko firma zaczęła zaopatrywać ok. 100 lokalnych. Pan Piotr przejął ją w 2003 roku, gdy ojciec podupadł na zdrowiu, choć miał wtedy inny biznes. Jak wspomina, dociągnął jednak do wyborów, a potem rozszerzył asortyment i rozwinął firmę.
Dzis firma Caro, z Podlasia, sprzedaje artykuły wyborcze na całym świecie. Do urn produkowanych w Szumowie trafiały głosy oddawane na Justina Trudeau w Kanadzie, czy na komitet TS-LKD, w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych. Do polskich urn głosy wrzucali też Brytyjczycy, głosujący za brexitem.
Wydaje się, że wybory odbywają się nie tak często, ale Piotr Krajewski nie narzeka. Jak mówi, czasem pytają o go, jak to się dzieje, że tyle sprzedaje. Cóż, lokali wyborczych przybywa, a ich wyposażenie się niszczy. Na przykład flagę trzeba wymienić co pięć miesięcy. Tyle może wisieć na maszcie.
A kto za to wszystko zapłaci?
Wyposażenie lokali wyborczych w kabiny, urny, flagi czy godła to zadanie gminy. Samorządowcy muszą zamówić wyborcze akcesoria i dopilnować, żeby znalazły się w lokalach.
W przypadku większych zakupów, zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, muszą zorganizować przetarg.
- Dostajemy bardzo różne oferty od gmin. Są zapytania ofertowe na kompletne urządzenie lokali wyborczych, a są też drobne zakupy, jak np. kilka flag albo zapasowa urna - słyszę od przedstawicielki producenta wyborczych akcesoriów.
Na przeprowadzenie wyborów i przygotowanie lokali samorządy dostają dofinansowanie z budżetu centralnego. W sumie niedzielne wybory będą kosztować ponad 450 mln złotych.
- Podobno dotacja przyszła w tym roku wyjątkowo późno, dlatego niektóre gminy czekały z zamówieniami do ostatniej chwili - mówi przedstawicielka producenta urn wyborczych.
Pytam, które samorządy mogą mieć kłopoty.
- Nie mogę panu powiedzieć - odpowiada. - Wie pan, RODO - dodaje ściszonym głosem.
Mogą być problemy
25 września, gmina Legnickie Pole. Trwa referendum w sprawie budowy spalarni śmieci. - Wie pan, polityka - mówi wójt Henryk Babuśka. - Ostatecznie referendum było nieważne, bo nie było wystarczającej frekwencji.
Referendum było jednak pierwszym głosowaniem, do którego wykorzystano przezroczyste urny. Nie obyło się jednak bez pewnych problemów. Okazało się, że nie do każdego lokalu da się je wnieść.
- Mieliśmy problem z jednym lokalem, w którym były za wąskie drzwi i urna przystosowana dla osób niepełnosprawnych, czyli szersza, nie chciała przez nie przejść - wyjaśnia wójt. - Ale to drobiazg, stolarz poradził sobie z nim bardzo szybko. Problemów przy wyborach samorządowych raczej nie będzie.
Część samorządowców zwraca z kolei uwagę na problem magazynowania urn.
- Urny są większe niż te starego typu i trudniej je magazynować - mówi Łukasz Mazur, pełnomocnik prezydenta Lublina ds. wyborów. - Musieliśmy wynająć dodatkowy magazyn, 200 metrów kwadratowych, żeby je wszystkie pomieścić.
Zdaniem niektórych producentów wytyczne dotyczące sposobu wykonania urn, rozpisane przez Państwową Komisję Wyborczą, są wadliwe.
- Gdybym nie stosował pewnych własnych patentów i budował wyłącznie na podstawie tego, co opracowała PKW, to ta urna by się rozpadła - mówi jeden z producentów. - Nie wiem, jak robią to inni producenci, bo na rynku jest ich kilku, ale obawiam się, że te urny mogą pękać. Nie wytrzymają ciężaru papieru, który w nich wyląduje. Głosy wysypią się na podłogę i będziemy mieli wyborczą katastrofę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przezdziejesie.wp.pl