Tysiące zagłodzonych kur na fermie pod Legnicą. Właściciel świadomie nie podawał im pożywienia
Straszny widok zastali przedstawiciele Otwartych Klatek na fermie pod Legnicą: na całym terenie leżały martwe bądź bliskie śmierci kury i kurczaki. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie znęcania się nad zwierzętami. Właściciel przyznaje, że nie miał pieniędzy na paszę.
12.03.2019 | aktual.: 12.03.2019 13:06
W ubiegłym tygodniu aktywiści dostali anonimowe zgłoszenie o działającej w Lisowicach pod Legnicą fermie. Wynikało z niego, że kury nie otrzymują tam paszy, a ich stan pogarsza się z dnia na dzień – informuje wrocławska "Gazeta Wyborcza".
Aktywiści pojechali na miejsce, gdzie zastali makabryczny widok.
- Walały się wszędzie. A wiele z tych kur, które jeszcze żyły, z głodu nie miały siły podejść do wody. Na ściółce nie było ani jaj, ani nawet kału. Ptaki były wycieńczone i sine, niektóre straciły pióra. Stado było dogorywające – relacjonuje Bartosz Zając.
Właściciela zakładu nie było w trakcie interwencji. W rozmowie telefonicznej przyznał, że ma problemy finansowe i nie był w stanie kupić paszy.
W interwencji na fermie uczestniczyła przedstawicielka Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Legnicy.
- Ze względu na fakt, że na terenie zakładu znajdowało się pożywienie dla ptaków, nie skierowaliśmy wniosku o natychmiastowe odebranie zwierząt. Wezwaliśmy jednak policję, aby zgłosić możliwość popełnienia przestępstwa – powiedziała Ewa Dziopak-Ślisz, starsza inspektor weterynaryjna.
Obecny na miejscu Bartosz Zając powiedział, że ptaki były w tak dramatycznym stanie, że nawet ubojnie nie chciały ich przyjąć.
To nie jedyna związana z fermą w Lisowicach sprawa, którą zajmują się policjanci. Jak informuje wrocławska "GW", w ubiegły weekend pożar strawił tam jeden z czterech kurników. Znajdowały się w nim tysiące kur. Policja sprawdzi, czy nie doszło do celowego podpalenia. Funkcjonariusze mają przesłać materiały do prokuratury, która poprowadzi śledztwo.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl