Ucieczka do przodu, czyli jak małe i średnie firmy mogą wygrać na kryzysie

Wszelkie turbulencje rynkowe to chwila prawdy: najlepsze firmy zbudują pozycję, która będzie procentować przez lata; słabsze – długo jeszcze będą wracać do wyników z czasów koniunktury. Tym pierwszym bardzo pomógłby kredyt, tyle że banki w trudnych czasach zakręcają kurek z finansowaniem firm. Podpowiadamy, jak rozwiązać ten gordyjski węzeł.

19.03.2009 | aktual.: 22.03.2009 19:01

Trudno powiedzieć, czy to efekt zbliżającej się wiosny, ale coraz więcej ekonomistów zaczyna skłaniać się ku twierdzeniu, że najgorsze już za nami, najwięksi optymiści mówią wręcz, że z wielkiej chmury spadnie mały deszcz, a marazm potrwa jeszcze najwyżej pół roku. Panuje też zgodność, co do tego, że Polska jawi się na tle innych rynków rozwijających niczym oaza spokoju i finansowej stabilności, z różowymi widokami na przyszłość, wiodąc (wraz ze Słowacją) prym w Europie pod względem prognozowanego tempa wzrostu gospodarczego. Mimo to, nastrój kryzysowej psychozy wyraźnie się udzielił polskim przedsiębiorstwom – według najnowszego badania Krajowej Izby Gospodarczej (luty 2009), 87% uważa, że to dopiero początek kryzysu i spodziewa się pogorszenia sytuacji, 18,1% zapowiada zwolnienia pracowników, 36,3% zamierza ograniczyć inwestycje (jeszcze w grudniu takie plany miało tylko 30,8% przedsiębiorców). O połowę (do 20,6%) zmalała liczba firm pewnych, że nie będą musiały ciąć zatrudnienia i rewidować planów
inwestycyjnych.

Warto iść pod prąd

Pytanie, czy taka pospieszna rewizja strategii, postawienie pod znakiem zapytania wszelkich planów, ambicji i aspiracji sprzed kilku miesięcy, rzeczywiście jest najlepszym panaceum na kryzys. Czy nie okaże się samospełniającą prognozą? A może lepsza byłaby strategia optymistyczna: udało nam się wygrać na kryzysie, bo nikt nam nie powiedział, że to niemożliwe. Dla firm świadomych swoich przewag konkurencyjnych, gotowych do aktywnej walki z niesprzyjającymi okolicznościami, kryzys nie musi oznaczać marazmu i bezsilności. Wręcz przeciwnie, to może być okres dużej aktywności, która zaowocuje w przyszłych, lepszych latach.

Czas porządków i łowów

Spowolnienie to idealny czas na dostosowanie firmowej strategii, tak by zwiększyć jej przyszłe wyniki: mogą być to porządki w portfelu (np. rewizja oferowanego asortymentu, wejście w niższą półkę cenową, bo w trudnych czasach właśnie tam ludzie częściej szukają niezbędnych produktów czy usług), pozbycie się nierentownych aktywów, poprawa efektywności. Niepokój w szeregach konkurencji i głęboka przecena na rynkach kapitałowych to też niepowtarzalna okazja na atrakcyjne przejęcia. Pod jednym warunkiem: że motywacją do zakupów nie będzie myślenie „aż grzech nie kupować, tak tanio już nigdy nie będzie” (które często towarzyszy nam podczas promocji w supermarketach), ale że nabytki będą ściśle dopasowane do działalności firmy i jej planów strategicznych. Może to więc być zakup (lub fuzja) rywala, który działa w podobnej branży, ale w innej części kraju lub przedsiębiorstwa, którego produkty doskonale uzupełniłyby portfolio; obiektem przejęcia może być też któreś z ogniw tworzenia wartości w firmie, np. sieci
dystrybucji naszego produktu, tak by w przyszłości móc jeszcze więcej „wycisnąć” z posiadanych aktywów.

Liczy się szybkość i... gotówka

Dla wielu przedsiębiorców, którzy zmagają się np. ze spadkiem zamówień to marne pocieszenie, ale warto podkreślić, że małym i średnim firmom relatywnie łatwiej zmagać się z trudnymi czasami. Po pierwsze, ich rozmiar i skala działania dają sporą elastyczność i możliwość „przezimowania” spowolnienia – funkcjonowania przez jakiś czas na wolniejszych obrotach, choćby i kosztem przejściowych, niewielkich strat. Dla dużych korporacji, zwłaszcza produkcyjnych, przestoje oznaczają uszczerbek milionów złotych. Nie jest też tajemnicą, że najwięksi światowi gracze skupiają swój czas i uwagę na dużych rynkach, na których mają najwięcej do stracenia. To ogromna szansa dla polskich firm – i warto ją wykorzystać.

Najważniejsza w zarządzaniu w trudnych czasach jest prewencja - łatwiej i taniej nie dopuszczać do pożaru niż później go gasić. Dlatego należy działać zanim pojawią się pierwsze poważne kłopoty (np. spadek sprzedaży, presja dostawców na obniżkę cen, która czyniłaby naszą działalność nierentowną, etc); potem może być za późno. Wiadomo, że największym wrogiem nawet najlepszych firm jest brak płynności. A pustki w kasie mogą pojawić się już w pierwszych tygodniach rynkowych turbulencji. Gotówka jest też nieodzowna, jeśli myślimy o ucieczce do przodu, czyli przejmowaniu innych podmiotów. Podręczniki biznesu podpowiadają wiele inicjatyw, które pomagają stosunkowo szybko uwolnić wolne środki: od czysto finansowych operacji (bardziej efektywne ściąganie należności, skorzystanie z faktoringu) po operacyjne - outsourcing, standaryzację produktów, skrócenie cyklu produkcyjnego, lepszą logistykę czy bardziej precyzyjne planowanie sprzedaży.

Trampolina kredytowa

Nieoceniony w czasie spowolnienia jest swobodny dostęp do kredytów bankowych. Limit kredytowy to ulga (nie trzeba martwić się finansowaniem bieżącej działalności i nerwowo spoglądać na stan konta, czy dostawca wywiązał się z płatności) i szansa – odskoczenia rywalom, dzięki możliwości przeprowadzenia ciekawych, prorozwojowych inwestycji: zakupu nowych, bardziej wydajnych, linii produkcyjnych, opracowania nowego, innowacyjnego produktu, przejęcia innej firmy, etc. Zastrzyk gotówki na inwestycje w czasach, gdy inni zwijają żagle, często potrafi być trampoliną, która wynosi firmę do zupełnie innej ligi.

Wyjątek od reguły

Niestety, kredyt to w trudnych czasach towar bardzo rzadki, wręcz reglamentowany. Banki zazwyczaj ograniczają wtedy swoją kredytową aktywność do największych, najbardziej stabilnych korporacji, zakręcając kurek z gotówką dla mniejszych firm.

Okazuje się jednak, że nie wszędzie małe i średnie firmy odchodzą z przysłowiowym kwitkiem.
_ Dla banku firma, ambitne, dobrze zarządzane przedsiębiorstwo, które mają pomysł na długofalowy rozwój i szuka finansowania, to dla nas wymarzony klient _– mówi Wojciech Rynduch-Walecki z Departamentu Zarządzania Produktami Kredytowymi i Procesami Biznesowymi Deutsche Bank PBC. Ekspert banku zwraca uwagę właśnie na rozwój, jako słowo klucz przy ocenie wniosków kredytowych: _ Lubimy ambitnych klientów, takich, których nie interesuje utrzymanie status quo (ani gaszenie pożarów), chcemy wspierać ich w realizacji perspektywicznych planów. Dlatego jeśli spowolnienie gospodarcze zmusiło część mniejszych przedsiębiorstw do rewizji założeń inwestycyjnych, bądź rezygnacji z nietuzinkowej strategii rozwoju, zachęcamy je do odkurzenia tych pomysłów: dzięki kredytowi mogą one wygrać ten kryzys dla siebie _.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)