Uproszczony PIT, czyli pogmatwany liniowy
Platforma Obywatelska zaproponuje uproszczony podatek dochodowy z kwotą wolną od podatku - zapowiedział w wywiadzie dla naszej gazety szef Platformy Donald Tusk. Obwieścił w ten sposób zakończenie najpoważniejszego z dotychczasowych sporów z PSL o gospodarczy program rządu.
03.11.2007 | aktual.: 03.11.2007 08:35
Problem w tym, że koncepcja Donalda Tuska niczego jeszcze nie przesądza - to, ile Polacy zapłacą fiskusowi, zależeć będzie bowiem od owej kwoty wolnej. Jak wysoka będzie? - Szczegóły ustalimy po powołaniu nowego rządu, kiedy uzyskamy dostęp do wszystkich danych Ministerstwa Finansów - mówi Zbigniew Chlebowski, jeden z czołowych ekonomistów Platformy.
PO woli nowy podatek nazywać uproszczonym niż liniowym, bo to drugie określenie udało się Polakom obrzydzić. Ale są też poważniejsze powody: według wielu ekonomistów stosowanie kwoty wolnej przy podatku liniowym jest zaprzeczeniem jego idei. Ta zaś jest prosta: wszyscy płacą jedną, niską stawkę, ale nie mają możliwości ulg i odliczeń. Oznacza to, że nie będzie można skorzystać np. z uchwalonej niedawno przez Sejm ulgi na dziecko (1145 zł odliczenia od PIT)
. Podatek liniowy zakłada też, że płacą go wszyscy. Także te osoby, które dziś nie oddają fiskusowi ani złotówki, bo zarabiają w ciągu roku mniej niż 3013 zł (taka kwota jest wolna od jakichkolwiek podatków).
Obowiązujące dziś ulgi powodują, że efektywna stopa podatkowa jest niższa niż formalna - przeciętny Polak zamiast 19 proc. podatku płaci dziś ok. 13 proc. Wprowadzenie płaskiej, 15-procentowej stawki, którą przez lata promowała Platforma, oznaczałoby więc de facto wzrost obciążeń dla najuboższych Polaków. To rozwiązanie absolutnie niemożliwe do zaakceptowania nie tylko przez opozycję, ale i ludowców, którzy zamierzają dbać o "społeczną wrażliwość" nowej koalicji. Wprowadzenie kwoty wolnej od podatku ma być więc połączeniem ognia z wodą: wszyscy płacą po równo, pod warunkiem że zarabiają przyzwoicie.
Ludowcy pomysł Platformy przyjęli życzliwie - deklarują poparcie dla jednej stawki, choć jeszcze niedawno nie wyobrażali sobie świata z podatkami według skali innej niż progresywna. Kilka dni temu Marek Sawicki z PSL przyznał jednak, że przeforsowane przez PiS dwie stawki podatkowe - 18 i 32 proc., które mają zacząć obowiązywać od 2009 r., oznaczają, że 99 proc. Polaków zapłaci niższą, 18-proc. stawkę. - To będzie nic innego jak podatek liniowy - uzasadniał Sawicki.
Zbigniew Chlebowski z PO zapewnia, że na podatku liniowym nikt nie straci. - To rozwiązania zaproponowane przez PiS powodują, że zyskają najbogatsi, których większość wpadnie w 18-proc. próg podatkowy. My proponujemy niższy podatek, 15 proc.- mówi. Może się jednak okazać, że nawet najbardziej skomplikowane zabiegi mające "rozmiękczyć" podatek liniowy tak, by nikt nie stracił na zmianach, mogą okazać się daremne, jeśli ustawę podatkową zawetuje prezydent. Lech Kaczyński w pierwszym po wyborach parlamentarnych wywiadzie, jakiego udzielił "Rzeczypospolitej", zapowiedział, że nie podpisze ustawy o podatku liniowym. Przeciwko liniowemu z pewnością zagłosuje w nowym Sejmie klub Prawa i Sprawiedliwości. Przemysław Gosiewski porównał nawet podatek liniowy z "odwróconym Janosikiem", który zabiera biednym, by dać bogatym. Nie zmienia tego nawet fakt, że - jak mówi większość ekspertów - nowe stawki podatkowe zaprojektowane przez odchodzący rząd PiS oznaczają de facto wprowadzenie płaskiego podatku, z tą różnicą, że nie
pada nazwa "liniowy". Co ciekawe, Zyta Gilowska, minister finansów w rządzie PiS, jest jego zagorzałą zwolenniczką.
_ Jego wprowadzenie musi być połączone z aktywną polityką prorodzinną _ - zaznacza.
Mimo wad liniowego według ekonomistów jego wprowadzenie się opłaca. Jednym z przykładów jest Estonia, która wprowadziła jeden, 23-proc. podatek dla wszystkich w 1993 r. Dziś ten kraj ma najszybciej rozwijającą się gospodarkę Unii Europejskiej. Średnia wzrostu PKB wyniosła w ostatnich sześciu latach 9 proc. Dla porównania polski PKB wzrósł w ubiegłym roku o 5,8 proc. Budżet Estonii od 2002 r. co rok notuje nadwyżkę, a Polska co roku wydaje więcej, niż zarabia - nasz deficyt na koniec roku ma wynieść ok. 20 mld zł. Jednym z powodów estońskiego sukcesu jest m. in. zwolnienie z podatków dochodów zainwestowan ych w rozwój firm. Dzięki temu ilość inwestycji w tym kraju zwiększyła się dwa razy w ciągu ostatnich pięciu lat.
W Polsce ukłonem w stronę biznesu było tylko wprowadzenie liniowego podatku dla firm przez rząd Leszka Millera w 2004 r. Przedsiębiorcy mogą wybierać, czy płacą podatek progresywny (19, 30 i 40 proc.), czy liniowy (19 proc., bez ulg). W pierwszym roku obowiązywania tego przepisu wybrało go 195 tys. firm, a w 2005 r. - ćwierć miliona. Liniowo mogą się rozliczać z fiskusem także firmy jednoosobowe, czyli osoby samozatrudnione, których w Polsce jest 1,65 mln. Co roku przybywa kolejnych 200 tys.
Tomasz Boguszewicz, Łukasz Pałka
Dziennik Zachodni