W całej Polsce drastycznie rosną czynsze. Spółdzielnie tłumaczą to wzrostem płacy minimalnej, mieszkańcy wątpią
Do milionów Polaków docierają właśnie pisma ze spółdzielni mieszkaniowych. Temat przewodni to podwyżki - zdrożeją w zasadzie wszystkie pozycje na liście opłat. Wielu nie przekonują jednak wyjaśnienia prezesów i księgowych. - Co ma wzrost płacy minimalnej do mojego czynszu?! - denerwują się nasi czytelnicy.
08.01.2020 11:45
Sygnały o planowanych podwyżkach opłat dochodzą do nas z całego kraju - od Ustki po Zakopane i Lublina po Zieloną Górę. Dla większości naszych czytelników oznacza to konieczność wysupłania od kilkudziesięciu do ponad dwustu złotych miesięcznie więcej. Rozstrzał podwyżek jest spory, ale najczęściej mówimy o kwotach 100-150 złotych.
Jak spółdzielnie tłumaczą podwyżki?
Masz podobny problem? Wyślij nam swoją podwyżkę na #dziejesie
W dokumentach, które widzieliśmy, zaskakująca jest identyczna wręcz argumentacja.
- "Bezpośredni wpływ na poziom przewidywanych kosztów eksploatacji na 2020 rok mają zjawiska ogólnogospodarcze, taki jak przewidywany w gospodarce na rok 2020 wzrost inflacji o około 2,5 proc., ustawowy wzrost najniższego wynagrodzenia o 15,6 proc. (z 2250 zł na 2600 złotych) i prognozowana zmiana cen energii elektrycznej - założono 25 proc." - czytamy w jednym z pism. Inne spółdzielnie używają dokładnie tych samych argumentów.
Problem w tym, że nie przekonują one mieszkańców.
- Co do diaska ma wspólnego pensja minimalna z wysokością mojego funduszu remontowego? - pyta poirytowany pan Tomasz z warszawskiej Chomiczówki. Nie godzi się też z argumentem o wzroście cen prądu o jedną czwartą – przecież rząd obiecał, że podwyżek nie będzie. A jak już, to minimalne.
Zacznijmy od prądu. To, że rząd obiecał, iż gospodarstwa domowe nie odczują podwyżek cen prądu, znaczy naprawdę niewiele. Urząd Regulacji Energetyki zgodził się najpierw na podwyżki w Tauronie i zasugerował, że przyjmie zbliżone propozycje innych sprzedawców prądu. Po nowym roku ceny w PGE czy Enerdze rzeczywiście zdrożeją o ok. 10 proc.
Ale ich pierwsze plany były zgoła inne. URE nie przyjął po prostu propozycji podwyżek, jakie chciały wprowadzić firmy energetyczne, uznając, iż były one zbyt wysokie. Nie wiadomo na ile opiewały - czy było to 15 czy 45 procent.
A prąd miał nie drożeć...
Na dodatek rząd do dziś nie ma żadnej konkretnej propozycji dla użytkowników indywidualnych. Poszczególni ministrowie co jakiś czas zapewniają, że rada ministrów pracuje nad odpowiednimi rozwiązaniami i na tym się kończy.
Wiadomo za to, że ceny dla innych odbiorców wzrosną i to sporo. Chodzi o firmy i instytucje - między innymi spółdzielnie mieszkaniowe. W ich przypadku wzrost ceny prądu zależy od tego, co udało się wynegocjować ze sprzedawcą. Ale 25 proc. to poziom, poniżej którego wielu firmom i organizacjom ciężko zejść. Podwyżka niedługo stanie się faktem i obciąży kieszenie mieszkańców spółdzielni mieszkaniowych - bo klatki schodowe, chodniki, budynki wspólne muszą być przecież oświetlone. Prąd zużywają windy, pompy ciepła i mnóstwo innych urządzeń.
Podobnie rzecz się ma ze wzrostem płacy minimalnej. Z jednej strony ma to bezpośredni wpływ na wydatki spółdzielni - po prostu musi zapłacić więcej za usługi osób i firm zajmujących się sprzątaniem, konserwacją zieleni i budynków. Jeśli to zadanie zostało zlecone firmie dużej wielkości albo taki status ma sama spółdzielnia, to do tego dochodzi jeszcze opłata na Pracownicze Plany Kapitałowe. W efekcie każda pensja kosztuje pracodawcę o 1,5 proc. więcej. Za kilka miesięcy obowiązek płacenia na PPK będzie miała każda firma.
- Jeśli firma zostanie zmuszona do podniesienia pensji pracownikom, to będzie szukała środków na sfinansowanie tych podwyżek. Nikt nie zgodzi się na mniejsze zyski, a tym bardziej na dokładanie do interesu - mówi cytowany przez "Gazetę Wyborczą" Jerzy Jankowski, prezes Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP.
Zobacz też: Opłaty za śmieci. Ministerstwo zleca kontrole
Zobacz także
Ale płaca minimalna jest też pewnego rodzaju wskaźnikiem. Od niej zależy wysokość zasiłków, dodatków za pracę w trudnych warunkach etc. Wzrost minimalnego wynagrodzenia z 2250 na 2600 zł to spory skok i trudno, by pozostał bez wpływu na koszty ponoszone przez spółdzielnie.
- Wzrost minimalnego wynagrodzenia jest spory i my jako spółdzielnia będziemy musieli ponieść dodatkowe koszty z tym związane. Po prostu trzeba więcej płacić ludziom i będzie to miało przełożenie na rachunki - słyszymy w jednej z warszawskich spółdzielni.
Inflacja – to tylko 2,5 proc.?
Inflacja to kolejny wskaźnik, którego wpływ na koszty ponoszone przez spółdzielnie nie jest jednoznaczny. Owszem, oficjalne dane wskazują na to, że sięgnie ona 2,5 proc. Ale inflacja nie ma ścisłej definicji, są za to różne metody jej obliczania i sprowadzają się do wyliczenia średniej. Jeśli więc o 30 proc. podrożeją na przykład środki chemiczne wykorzystywane przez spółdzielnię a o 27,5 proc. spadnie cena wagonów kolejowych, z którymi ten sektor nie ma nic wspólnego, to inflacja faktycznie sięgnie 2,5 proc. Ale spółdzielnia i tak zapłaci o 30 proc. więcej za chemię.
Do tego dochodzi jeszcze podwyżka cen za wywóz śmieci – jej wysokość jest bardzo zróżnicowana w zależności od gminy. W Warszawie za lokal będzie się płaciło aż 65 złotych miesięcznie – to również podbija koszt eksploatacji mieszkania.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl