W Hucie Buczek pracownik protestował na kominie

Przez 6,5 godziny 40-letni pracownik Huty Buczek w Sosnowcu przebywał na szczycie ok. 40-metrowego komina w tym zakładzie, protestując przeciwko zwolnieniom grupowym.

30.06.2009 15:10

Właściciele spółki tłumaczą, że pogarszająca się sytuacja huty to głównie efekt sporu z Komisją Europejską, która nakazała firmie zwrot pomocy publicznej.

Jak powiedziała rzeczniczka sosnowieckiej policji Hanna Michta, po kilku godzinach rozmów z policyjnymi negocjatorami mężczyzna zdecydował się samodzielnie zejść z komina. Został przewieziony na badania do szpitala. Policja nie informuje, jakich argumentów użyli negocjatorzy.

Szef rady nadzorczej huty, Andrzej Kociubiński, powiedział PAP, że incydent nie będzie miał żadnego wpływu na to, czy mężczyzna zostanie - jak planowano - zwolniony z pracy, czy nie. Zapewnił, że jego sytuacja - także rodzinna - zostanie jeszcze raz przeanalizowana, aby stwierdzić, czy uzasadnia ona odstąpienie od zwolnienia. Kociubiński podkreślił, że wcześniej zarząd przystał na niezwalnianie trzech osób, za którymi wstawiły się związki zawodowe.

Mężczyzna wszedł na komin ok. 7 rano. Ogłosił, że protestuje przeciwko zwolnieniom grupowym w zakładzie i domaga się rozmowy z prezesem. Na miejsce skierowano trójkę policyjnych negocjatorów, pogotowie i straż pożarną. Protest w tej formie był samodzielną inicjatywą pracownika, akcji nie firmowały działające w hucie związki zawodowe.

Po zejściu z komina Rafał S. mówił dziennikarzom, że podjął protest w tej formie, ponieważ był bardzo zdesperowany. Jego zdaniem, załoga huty jest oszukiwana - zgodziła się na obniżkę pensji i inne wyrzeczenia, aby nie było zwolnień, a zarząd i tak rozpoczął redukcję zatrudnienia. Oskarżał też kierownictwo o bezprawne wykorzystanie środków z kasy zapomogowo-pożyczkowej.

Jeszcze przed zakończeniem protestu Andrzej Kociubiński potwierdził, że w spółce prowadzone są obejmujące 47 osób zwolnienia grupowe. Po tej redukcji załoga zostanie ograniczona do ok. 150 osób. Jeszcze dwa lata temu załoga była dwukrotnie większa.

_ Sytuację spółki determinuje toczący się spór z Komisją Europejską, dotyczący tego, kto ma oddać uznaną za nielegalną pomoc publiczną, udzieloną w przeszłości upadłej spółce Technologie Buczek (TB) - syndyk, który ma środki na ten cel, czy spółki związane z TB _ - wyjaśnił Kociubiński.

Dodał, że choć kryzys na rynku hutniczym także odbił się na sytuacji huty, najbardziej dotkliwa jest dla niej groźba windykacji środków przez publiczne instytucje - ZUS i magistrat, mimo iż zostały one już częściowo zaspokojone przez syndyka. Jak mówił szef rady huty, w tej sytuacji zwolnienia załogi są koniecznością. Potwierdził, że zakładowi grozi upadłość likwidacyjna.

_ Przez cały ten trudny czas załoga podchodziła do sytuacji ze zrozumieniem. Nie było protestów i strajków. Ludzie pracowali w niedzielę, bo wtedy tańszy jest prąd, otrzymywali cztery piąte pensji, szukaliśmy oszczędności gdzie się da. Teraz doszliśmy do miejsca, w którym jedynym sposobem dalszych oszczędności są kolejne zwolnienia _ - uważa Kociubiński, który jest szefem Silesia Capital Fund - właściciela 49 proc. udziałów w Hucie Buczek.

Pozostałe udziały należą do syndyka upadłych Technologii Buczek, gdzie z kolei 80 proc. ma Silesia Capital Fund. To właśnie Technologie Buczek otrzymały w 2003 r. pomoc publiczną w postaci umorzenia długów wobec ZUS i samorządu, zgodnie z rządowym programem restrukturyzacji hutnictwa. Ponieważ nie dotrzymały warunków, Komisja Europejska nakazała zwrot pomocy. Uznano, że powinny zrobić to głównie dwie zależne od TB spółki: Huta Buczek i Buczek Automotive.

Chodzi o ponad 20 mln zł, które Technologie Buczek były winne ZUS-owi i samorządowi. Nie musiałyby płacić, gdyby restrukturyzacja firmy powiodła się. Ponieważ jednak spółka upadła, w październiku 2007 r. KE nakazała zwrot pomocy publicznej, czyli zapłatę zaległości.

Pieniądze na ten cel ma syndyk upadłej firmy, który w zeszłym roku sprzedał jej majątek za 54 mln zł łotewskiej spółce Severstallat z grupy rosyjskiego koncernu stalowego Severstal. Ale zgodnie z decyzją Komisji, środki powinien zwrócić nie syndyk, a spółki korzystające z majątku TB: 65 proc. Huta Buczek (ponad 13,5 mln zł) i 35 proc. Buczek Automotive (blisko 7,2 mln zł). Tę drugą spółkę Severstallat postawił w stan upadłości likwidacyjnej.

Według Kociubińskiego, Komisja Europejska wyszła z założenia, że w TB nie ma żadnego majątku, ponieważ został on wyprowadzony do spółek, co - zdaniem strony polskiej - było nieprawdziwym założeniem. Syndyk zapłacił już ok. 11 mln zł ZUS-owi, a ok. 3 mln zł miastu, ale zgodnie z decyzjami KE, polskie instytucje i tak powinny domagać się pieniędzy od spółek. Potwierdził to unijny sąd w Luksemburgu.

_ Dochodzi do absurdalnej i niezgodnej z prawem sytuacji podwójnego zaspokojenia wierzycieli. Windykacja doprowadzi do upadłości likwidacyjnej Huty Buczek, podczas gdy publiczni wierzyciele będą musieli później oddać środki, otrzymane przez syndyka _ - uważa Kociubiński.

Sprawa toczy się już ponad dwa lata. Stanowisko zajmował w niej m.in. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), dostrzegając istniejącą kolizję przepisów krajowych z unijnymi.

W maju tego roku Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE za to, że wbrew decyzji KE nie odzyskała uznanej za nielegalną pomocy dla TB. Polska miała na odzyskanie pomocy cztery miesiące. Zgodnie z decyzją KE, największe koszty związane z odzyskaniem pomocy przez państwo powinny ponieść spółki zależne. Jednak KE uważa, że do dzisiaj nie odzyskano od nich żadnych środków, a Polska nie poinformowała Brukseli o podjęciu działań, które umożliwiłyby całkowite wykonanie decyzji.

KE zdecydowała się odesłać sprawę do Trybunału Sprawiedliwości, który może nakazać Polsce odzyskanie pomocy, a w ostateczności - nałożyć kary finansowe.

Historia Huty Buczek Sp.z o.o., sięga 1881 r. Specjalnością zakładu są odlewane walce hutnicze, przeznaczone dla walcowni gorących blach, taśm i kształtowników.

Źródło artykułu:PAP
kominzwolnieniapracownik
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)