W Polsce opłaca się nie pracować? Sprawdziliśmy
Kolejne obietnice rządu dla osób z dziećmi pokazują, że nic tak nie rozpala emocji w Polsce jak biedni i ich wydatki, a właściwie pieniądze, które rzekomo marnotrawią. Policzyliśmy, czy faktycznie nad Wisłą bezrobotni mają życie jak w Madrycie.
30.04.2018 | aktual.: 30.04.2018 14:48
W ostatnich tygodniach w mediach społecznościowych roznosiła się grafika przedstawiającą domniemane dochody wielodzietnej (pięcioro potomstwa) rodziny z dwójką niepracujących rodziców. „Domniemanych”, bo prawie nic się w tej infografice nie zgadzało, co pokazaliśmy rozkładając ją wraz z ekspertami na czynniki pierwsze.
Dlatego teraz postanowiliśmy wyliczyć dokładnie, ile od państwa może dostać przeciętne polskie gospodarstwo domowe. Nasze obliczenia odnoszą się do dwóch hipotetycznych sytuacji - gdy obydwoje rodziców jest zatrudnionych i gdy zarówno ojciec jak i matka pozostają bez pracy.
Opłaca się nie pracować?
Dla ułatwianie przyjęliśmy kryterium rodziny Kowalskich w modelu 2+2, w której dzieci są w wieku szkolnym. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z sytuacją, kiedy obydwoje rodziców pracuje. Zarobki? Na potrzeby tekstu założyliśmy, że obydwoje małżonków zarabiają medianę polskich zarobków. Jest w tej chwili 2512 netto. Mediana jest wg ekspertów znacznie lepszym instrumentem mierzenia zamożności społeczeństwa. Liczba ta oznacza, że połowa pracujących zarabia powyżej tej kwoty, a połowa poniżej. Jest to więc lepsze narzędzie do ilustracji sytuacji na rynku pracy, aniżeli średnia płaca.
Wyliczenia dodatków od państwa dla rodziny, w której rodzice zarabiają kwotę równej medianie zarobków jest bardzo proste. – Dostaje 500+ na jedno dziecko i tyle – mówi money.pl ekspert związany z instytucją pomocy społecznej, który pragnie zachować anonimowość (jak zauważa, kwestie te wywołują w Polsce ogromne emocje). Łącznie więc ich dochód miesięczny to 5524 zł.
Inaczej oczywiście ma się sprawa, kiedy w tej samej, hipotetycznej rodzinie obydwoje rodziców pozostaje na bezrobociu. Może ona liczyć na szereg świadczeń. Czy naprawdę przez to „opłaca” się jej nie pracować? Podliczmy, znów wspierając się naszym ekspertem.
Pierwszym świadczeniem, na które może liczyć hipotetyczna rodzina Kowalskich to zasiłek rodzinny na dwójkę dzieci. Za każde dostanie 124 zł miesięcznie. Mnożymy więc tę liczbę razy dwa i otrzymujemy 248 zł na miesiąc.
Jako że dzieciaki są w wieku szkolnym, przysługuje im jednorazowy dodatek do zasiłku rodzinnego z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego. To 100 zł na każde dziecko, więc razem 200 zł.
Taka rodzina otrzyma też więcej z 500+, dzięki temu, że ma niski dochód na osobę. To oznacza, że dodatek dostanie na każde z dwójki dzieci, czyli razem 1000 zł.
Z dodatków państwowych hipotetyczni bezrobotni Kowalscy mogą liczyć także na dodatek mieszkaniowy i energetyczny. Ten pierwszy to 12 proc. dochodów gospodarstwa domowego. Jako że cała rodzina żyje z zasiłków, dostanie więc maksymalnie 29,76 zł miesięcznie. Dodatek energetyczny to z kolei 15,4 zł na miesiąc.
Osobna kwestia to pomoc społeczna. – Jeśli oboje rodzice w tym momencie nie pracują, to mogą ubiegać się o zasiłek okresowy – twierdzi nasz ekspert. - Dochód na głowę w tej rodzinie jest niemożliwie niski no bo jak by przeżyli, ale powiedzmy, że taka sytuacja jest realna w jakiś sposób. Będzie on wynosił: 248 zasiłku rodzinnego plus 29,76 dodatku mieszkaniowego plus 15,40 dodatku energetycznego, czyli 293,16 zł. Po podzieleniu na 4 osoby wychodzi 73,29 zł na głowę (500 plus nie wlicza się do dochodu rodziny – przyp. red.) – wylicza.
- Załóżmy, że obydwoje rodziców dostaje taki zasiłek. I to w maksymalnej kwocie. A nie może on być wyższy niż 418 zł – mówi nasz specjalista. W dodatku nie jest on dany raz na zawsze. Czas jego otrzymywania jest ustalany przez pracownika socjalnego na podstawie jego indywidualnej oceny. W tym wypadku mamy do czynienia z dwójką osób w wieku produkcyjnym, a więc takimi, którzy bez problemu mogą znaleźć jakąkolwiek prace.
- Przyjmijmy, że dostaną ten zasiłek nie tylko w maksymalnej kwocie, ale i na trzy miesiące. Wątpliwe, acz teoretycznie możliwe – mówi nam ekspert.
Podsumowując, w tym momencie maksymalny dochód rodziny z „socjalu” może wynieść 2329,16 zł. I to przy założeniu, że mamy początek roku szkolnego, wobec tego doliczamy jeszcze 200 zł „wyprawki”.
Zasiłek dla bezrobotnych?
W polskich warunkach to świadczenie mityczne. Aby je otrzymać, trzeba udowodnić, że przez ostatnie półtora roku pracowało się przez co najmniej 365 dni i odprowadzało przez ten okres składki. Innymi słowy, było się zatrudnionym na podstawie umowy o pracę. W tej chwili do pobierania zasiłku jest uprawnionych zaledwie ok. 15 proc. ze wszystkich zarejestrowanych bezrobotnych w Urzędach Pracy w całym kraju.
W dodatku świadczenie to nie ma wymiaru stałego. Zmienia się w zależności od czasu otrzymywania i stażu pracy osoby, która z niego korzysta. Najwyższy osiągalny zasiłek dla naszych Kowalskich, o ile mogą wykazać się minimum pięcioletnim stażem pracy, to w tej chwili 831,10 zł. Podobnie jak zasiłek okresowy z pomocy społecznej, taką kwotę można otrzymywać tylko przez pierwsze trzy miesiące. Potem otrzymują już tylko 652,60 zł.
Znów jednak weźmy pod uwagę scenariusz hurraoptymistyczny, czyli że prawo do zasiłku mają obydwoje dorośli z rodziny i wynosi on maksymalną wartość.
Jest to więc 1662,20 zł. Łącznie więc miesięcznie ze świadczeń bezrobotna rodzina w Polsce może teoretycznie uzyskać ok. 3991,36 zł.
I to cały czas jest „sielankowa” wersja zdarzeń, w której rodzice są uprawnieni do każdego możliwego świadczenie w kwocie maksymalnej. Dodatkowo, w takim scenariuszu tyle pieniędzy mogą otrzymywać maksymalnie przez… miesiąc. A po odjęciu 200 zł wyprawki – jeszcze przez kolejne dwa. Potem tracą prawo do zasiłku okresowego z pomocy społecznej a kwota zasiłku dla bezrobotnych spada o jedną piątą. Czy naprawdę warto być w takiej sytuacji?
Podsumowując, powstanie słynneh infografiki na pewno nie miało na celu rzetelnej informacji na temat sytuacji rodzin wielodzietnych w Polsce. Było to rzucenie kamieniem w ich stronę, jako „winnych” – tych, na których idą nasze podatki, a którzy korzystają z tego tak, że nic nie robią. A państwo ma im ponoć zapewniać prawdziwe dolce vita. O intencjach twórców tego „mema” świadczą choćby imiona, które nadano jego bohaterom. Rodzice to oczywiście Janusz i Grażyna a dzieci to m.in. Brajan i Kewin.
Był to wyraz przekonania panującego w Polsce, że tak naprawdę wielka część społeczeństwa jest „leniwa i niezaradna” oraz zajmuje się głównie konsumpcją bogactwa wytworzonego przez „lepszą” część społeczeństwa – tę, która zarzyna się pracą w korporacji i znosi w niej wszelkie upokorzenia, bo na głowie ma kredyt hipoteczny i utrzymanie rodziny.
Na pocieszenie można powiedzieć, że mit o dobrodziejstwach socjalu to nie tylko polska specjalność. Cała kampania brexitowa w Wielkiej Brytanii była oparta na rzekomej roszczeniowości emigrantów (przede wszystkim – Polaków), którzy mieli żyć za pieniądze brytyjskich podatników. W USA tymczasem po badaniach nad tzw. food stamps (czyli bonami dla biednych, które mogli wymienić na jedzenie) okazało się, że 80 proc. korzystających z nich to po prostu tzw. working poor. Czyli ludzie, którzy pracują na pełny etat, ale nie są w stanie utrzymać się za swoją pensję.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl